Typowy Polak myśli jak Doda?
Co Polakom kojarzy się tak samo jak Dorocie "Dodzie" Rabczewskiej? Piotr Czerski w felietonie dla Wirtualnej Polski odpowiada: wszystkim nam - jak i Dodzie - Polska kojarzy się jednoznacznie i otwarcie z nieudolnością, niezorganizowaniem, niemożnością, powszechnym brakiem kompetencji i wszechobecną prowizorką.
13.09.2010 | aktual.: 13.09.2010 17:59
W piątkowy wieczór oglądałem przez chwilę transmitowany przez telewizję publiczną koncert piosenkarki Doroty „Dody” Rabczewskiej. Piosenkarka Rabczewska od kilku sezonów jest niekwestionowaną liderką rankingu polskich celebrytów (tzn. byłaby, gdyby ktoś wpadł na pomysł tak upiorny jak tworzenie rankingu celebrytów), a sam koncert odbywał się w ramach opolskiego Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej – siłą historycznego rozpędu i nazwy najważniejszego przeglądu rodzimej muzyki rozrywkowej.
W trakcie koncertu, gdzieś pomiędzy refrenowymi wersami „nie daj się, z diabłem do piekła wyślą” (?!) i „warto być zawsze tylko sobą” dźwięk urwał się niespodziewanie z powodu jakiejś awarii, upodabniając nagle wokalistkę do wigilijnego karpia, poruszającego ustami tyleż energicznie, co bezdźwięcznie. Sytuacja z pewnością nie należała do komfortowych, nic więc dziwnego, że, odzyskawszy możliwość artykulacji, artystka postanowiła usprawiedliwić się jakoś i zająć stanowisko wobec. Jedno i drugie osiągnęła wypowiadając zaledwie dwa słowa, a brzmiały one: „wiadomo: Polska”. Widownia zareagowała entuzjastycznie. Kropka.
W niedzielny poranek telewizja publiczna wyemitowała program Bronisława Wildsteina, którego gościem był publicysta Janusz Rolicki. Program poświęcony był wątpliwościom związanym z prowadzeniem przez stronę rosyjską śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej, a w roli referenta-oskarżyciela wystąpił profesor Andriej Iłławrionow: były doradca ekonomiczny prezydenta Putina, który z funkcji zrezygnował pięć lat temu w proteście przeciwko autorytarnej polityce rosyjskich władz. Fundamentalne pytanie postawione przez Iłławrionowa brzmiało: jak to możliwe, że Polska potulnie zgodziła się na praktycznie samodzielne prowadzenie śledztwa – dotyczącego śmierci kilkudziesięciu przedstawicieli polskich elit państwowych – przez stronę rosyjską.
Odpowiedź dał w toku dyskusji Janusz Rolicki: „Być może Stany Zjednoczone” – powiedział – „gdyby rozbił się tam ich samolot, być może Francja, Wielka Brytania czy Niemcy byłyby w stanie wyegzekwować pewną zmianę, pewną autonomię dla swoich ludzi, ale my nie jesteśmy w stanie. My po prostu robimy dobrą minę do takiej gry, jaka jest”. Nie, nie była to autoironiczna hiperbola ani gorzki dowcip, tylko wypowiedź najzupełniej poważna: być może inne państwa mogłyby współpracować z Rosjanami w sposób partnerski, ale Polska nie ma wyboru i musi tańczyć tak, jak jej zagrają.
Nie ma chyba w Europie innego dużego państwa, które kierowałoby się w relacjach z sąsiadem aksjomatem własnej podrzędności – tak najwyraźniej oczywistym i powszechnie akceptowanym, że można go użyć jako racjonalnego argumentu w telewizyjnej debacie. Nie ma też chyba państwa, którego nazwa mogłaby posłużyć lokalnej gwieździe estrady do zwięzłego, powszechnie zrozumiałego wyjaśnienia przyczyny problemów technicznych – a więc państwa, które wszystkim jego obywatelom kojarzy się jednoznacznie i otwarcie z nieudolnością, niezorganizowaniem, niemożnością, powszechnym brakiem kompetencji i wszechobecną prowizorką. Państwa, którego obywatele sami na siebie patrzą z zakłopotaniem, przechodzącym w zawstydzenie, przechodzące w zażenowanie.
Niewykluczone więc, że w piątkowy wieczór piosenkarka Dorota Rabczewska udzieliła więc – gdzieś pomiędzy refrenowymi wersami – zwięzłej i celnej odpowiedzi na fundamentalne pytanie „co z tą Polską?”. Otóż: wiadomo.
Piotr Czerski specjalnie dla Wirtualnej Polski