Tylko w WP.PL. Ks. Grzegorz Rapa z Ługańska: w mieście rośnie niepokój
Gwałtownie rośnie napięcie na wschodzie Ukrainy. Lider nieuznawanej tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Wałerij Bołotow wprowadził stan wojenny i zarządził mobilizację. - W mieście czuć napięcie, ludzie szykują się na ewentualny szturm ukraińskich sił antyterrorystycznych na miasto - powiedział w rozmowie z reporterami WP.PL ksiądz Grzegorz Rapa z Ługańska.
Tuż przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie nasila się niepokój we wschodniej części kraju. Minionej nocy w starciach w obwodzie donieckim i ługańskim zginęło kilkanaście osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Przed południem lider tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Wałerij Bołotow podpisał dekret o wprowadzeniu stanu wojennego w mieście. Zarządził pełną mobilizację, a następni zwrócił się do Władimira Putina o wprowadzenie na teren "republiki" wojsk pokojowych.
- Do tego najprawdopodobniej nie dojdzie, ale w mieście rośnie niepokój - uważa ksiądz Grzegorz Rapa. Duchowny powiedział reporterom WP.PL, że ludzie wcześniej kończyli pracę, a uczniowie i studenci zostali odesłani do domów. - Mieszkańcy obawiają się, że jeszcze dziś może zacząć się operacja ukraińskich sił antyterrorystycznych, mająca na celu odbicie miasta z rąk separatystów - relacjonuje duchowny. Ze sklepów znika jedzenie i woda, ludzie gromadzą zapasy na wypadek działań wojennych.
W ostatnim czasie ukraińskie siły znajdowały się około 50 km od miasta. Według niepotwierdzonych informacji, wojsko mogło się już jednak przemieścić do miejscowości Białe, zaledwie 20 km od Ługańska.
Ksiądz Rapa twierdzi, że zdobycie miasta nie byłoby problemem, gdyby nie ludność cywilna. - Będzie to samo co w Słowiańsku, pochowają się w mieszkaniach ludzi, nic się nie będzie dało zrobić - zaznacza.
Duchowny przewiduje również, że w samym ługańsku nie odbędą się wybory prezydenckie. - To tragedia. Separatyści zajęli wszystkie punkty wyborcze. Nie słyszałem o żadnej działającej komisji. Ich członkowie byli zabierani na cały dzień do przejętej siedziby SBU i zastraszani przez wiele godzin. Nikt nie chce się tak narażać. Te osoby mają rodziny, dzieci - opowiada.
Ksiądz Rapa nie jest w stanie zrozumieć, co się stało z ludźmi, którzy do tej pory zachowywali się racjonalnie. - Tego tutaj nigdy nie było. Każdy miał jakieś własne zdanie, poglądy, ale ludzie potrafili żyć obok siebie - zapewnia. Dodaje też, że tak naprawdę większość ludzi chce tylko jednego: żeby dano im żyć i pracować w spokoju.
Aleh Barcewicz i Konrad Żelazowski z Ukrainy specjalnie dla WP.PL