Tylko w WP. "To był najspokojniejszy dyżur na świecie". Lekarz zmarł po 24h w pracy. Nowe fakty
W środę w sosnowieckim szpitalu zmarł 67-letni lekarz. Choć powodem śmierci był prawdopodobnie zły stan zdrowia, to prokuratura bada również wątek przestrzegania przepisów prawa pracy.
12.01.2018 | aktual.: 12.01.2018 16:31
Ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego przyszedł do pracy we wtorek o 7.30. Do 15.30 pełnił pracował w podstawowym wymiarze 8 godzin, potem objął dyżur. Jak się dowiadujemy, miał ich 2-3 w miesiącu.
Udał się do swojego pokoju o godz. 21-22. W nocy nie pracował, na miejscu byli inni lekarzy dyżurni.
Jego ciało znaleźli w pokoju lekarskim pracownicy szpitala. Był środowy poranek, ok. godz. 7.00. Pół godziny później lekarz miał wyjść do domu po zakończonym dyżurze. W szpitalu spędził 24 godziny.
- Nic się nie działo, nie było dramatycznych operacji, porodów, powikłań. To był najspokojniejszy dyżur na świecie - mówi nam prezes szpitala, Artur Nowak.
Przyczyny zgonu
Z policyjnych oględzin miejsca zdarzenia wynikało, że do zgonu doszło z przyczyn naturalnych, a nie na drodze przestępstwa.
Sekcja zwłok lekarza została już przeprowadzona. - Stwierdzono przyczynę chorobową. Oczekujemy na potwierdzenie tej wersji w protokole - poinformował nas zastępca prokuratora rejonowego Sosnowiec-Południe Marcin Stolpa.
Szczegóły nie są podawane do wiadomości publicznej ze względu na rodzinę zmarłego. "Dziennik Zachodni" napisał, że 10 lat temu mężczyzna przeszedł operację wszczepienia bypassów.
Z naszych ustaleń wynika, że prokuratura będzie analizować kwestię "rozłożenia czasu pracy" zmarłego ordynatora na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Sprawa będzie też badana pod kątem przestrzegania przepisów prawa pracy. - Za wcześnie jednak, by powiązać jedno z drugim - podkreśla Stolpa.
16-godzinny dyżur po 8 godzinach pracy to "norma"
Jak mówi nam zastępca prokuratora, 16-godzinny dyżur lekarski po 8 godzinach pracy to "norma". Potwierdza to prezes szpitala miejskiego w Sosnowcu.
- Tak pracują wszyscy lekarze. Dyżur lekarski nie trwa 4 godziny, nie jesteśmy kierowcami tirów, gdzie po 5 godzinach trzeba mieć 11 godzin przerwy. Kodeks pracy mówi, że po dyżurze lekarz musi mieć zapewnioną przerwę i tak się dzieje - zapewnia.
Lekarze schodzą z dyżuru, ale to, czy jadą do domu, czy do innego szpitala, to zupełnie inna kwestia. - Mój ordynator nie dorabiał nigdzie - słyszymy od prezesa.
Jeden z lekarzy powiedział "Dziennikowi Zachodniemu", że zmarły ordynator był "niezwykle pracowity i kompetentny". My z kolei usłyszeliśmy, że "nie dyżurował pod przymusem finansowym, tylko z obowiązku".
Choć dyrektor zapewia, że nie ma żadnych problemów z obsadą dyżurów, to z rozmowy wyłonił się smutny obraz służby zdrowia.- W Polsce brakuje kilkudziesięciu tysięcy lekarzy. Osoby po 55/60 roku życia stanowią ok. 70 proc. kadry. Lekarzy rezydentów kształconych jest obecnie ok. 13 tys. - mówi nam Nowak.
Jak liczby przekładają się na sytuację w tym konkretnym szpitalu? - Dziś mam 10 proc. rezydentów, potem pojedyncze osoby w wieku 35-45 lat, reszta to ludzie powyżej 55 roku życia. To norma w polskich szpitalach - mówi.
Smutna norma, bo lekarzy w podeszłym wieku nie ma kto zastapić. W szpitalu w Sosnowcu pracuje 1100 osób. W ciągu 12 miesięcy z przyczyn naturalnych umarło 6 lekarzy - na nowotwory czy zaburzenia krążenia.
Mistrz zarabia 4900, uczeń - 4100
I tu pojawia się kwestia klauzuli opt-out. Jak tłumaczy nam Nowak, na poziomie szpitali miejskich nie jest to tak duży problem. Tu "solą w oku" są specjaliści, rezydentów jest zaledwie dwudziestu kilku. Klauzulę w szpitalu wypowiedziały 24 osoby.
- Problem pojawia się inny. Jeśli minister podniósł płace rezydentom, to pytanie, kiedy podniesie specjalistom, bo one zaczynają się równać. Różnica wynosi kilkaset zł. Mistrz zarabia 4900 zł brutto, a uczeń - 4100. Za kilka miesięcy specjaliści powiedzą, że za takie pieniądze nie będą pracować. To olbrzymi problem, przed którym staną wszystkie szpitale - mówi prezes.
Nowak podkreśla, że 80 proc. przychodu z NFZ przeznacza na płace, podczas gdy leki i sprzęt kosztują coraz więcej. Dodaje, że problemem będzie znalezienie pieniądzy dla pracowników pozamedycznych - elektryków, automatyków, informatyków, inżynierów, którzy dziś dostają średnio 3000-3500 brutto.
- Ludzie mówią populistycznie, że lekarze zarabiają ogromne pieniądze. Ale oni pracują ponad 300 godzin w miesiącu. Na Zachodzie jest to prawnie zabronione. I o tym mówi formuła opt-out. Tylko jeśli chcielibyśmy poświecić na pracę 48 godzin w tygodniu, to na dzień dobry brakuje 100 tys. lekarzy i trzeba by było zamknąć 400 szpitali - podsumowuje.