HIV szaleje w armii. Rosjanie nie są już w stanie tego ukrywać
Stało się to, czego można było się spodziewać po obniżeniu wymagań zdrowotnych dla poborowych i "mobików". W rosyjskiej armii eksplodował poziom zarażeń wirusem HIV. Ministerstwo udaje, że problemu nie ma.
Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej obniżyło w tym roku wymagania zdrowotne dla "mobików". Na front zaczęły trafiać nie tylko osoby z wadą wzroku, ale także nosiciele kiły, chorzy na wirusowe zapalenie wątroby, schizofrenicy i osoby z zaburzeniami psychotycznymi, a nawet ochotnicy z zanikiem ośrodkowego układu nerwowego, co może się objawiać urojeniami i omamami.
Dotychczas ograniczenia nie obowiązywały jedynie najemników służących np. w Grupie Wagnera. Ona, przynajmniej w początkowym okresie działania, nie rekrutowała przypadkowych żołnierzy, ale i tak przyjmowała do służby nosicieli wirusa HIV czy żołtaczki. Tacy ochotnicy zgodnie z prawem nie mogli do tego roku służyć w regularnej armii, jednak prywatne firmy nie miały takich ograniczeń.
Po likwidacji Grupy Wagnera i wcieleniu jej najemników do Sił Zbrojnych nikt nie sprawdzał, czy nowi żołnierze są nosicielami chorób zakaźnych. W ten sposób do armii trafiły osoby z HIV i żółtaczką. Jednak nie jest to jedyna droga, jaką zakażeni znaleźli się na froncie.
Kierownik wydziału epidemiologii AIDS Wadim Pokrowski prognozuje, że do 2030 roku liczba nowych zakażeń HIV w Rosji może sięgnąć 660 tysięcy rocznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Porównali spotkanie Nawrocki-Trump do randki. "Bardzo udana"
W dodatku urzędnicy z komisji poborowych zaczęli interpretować przepisy po swojemu. Uznali, że o ile nosicieli wirusa HIV nie można brać pod uwagę podczas poboru, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby mogli się zgłaszać na ochotnika.
Ministerstwa Zdrowia i Obrony nawet tego nie ukrywają. Na stronach zamówień publicznych jeszcze w 2023 r. można było znaleźć zamówienia na leki antyretrowirusowe kupowane przez armię. Podobnie miała się sprawa z lekami na żółtaczkę czy choroby weneryczne. Dziś na próżno szukać takich informacji. Oficjalnie problemu nie ma. A nieoficjalnie armia radzi sobie, jak może.
Zatrważające dane
Niezależne rosyjskie i zagraniczne publikacje wskazują, że to rozluźnienie wymagań zdrowotnych zbiegło się z gwałtownym skokiem rozpoznań HIV w siłach zbrojnych. Od pięciokrotnego wzrostu w ciągu kilku pierwszych miesięcy wojny, 13-krotnego do końca 2022 r. aż po około 20-krotny wzrost do końca 2023 r. Szczyt przypadków miał wystąpić po jesiennej mobilizacji.
Dane te oficjalnie opublikowali w artykule lekarze resortu obrony w "Wojenno-Miedicinskom Żurnale", którego ustalenia jako pierwsi opisali dziennikarze "Wiorstki", a następnie temat podjął m.in. "The Times". To właśnie te publikacje uświadomiły skalę zjawiska, które rosyjskie władze starają się bagatelizować, a którego ciężar najlepiej oddają suche współczynniki wzrostu rozpoznań w armii.
Dane o epidemii HIV w rosyjskiej armii w zasadzie są odzwierciedleniem problemu w całej Federacji Rosyjskiej. Według Rospotrebnadzoru na koniec 2023 r. w Rosji z HIV żyło około 0,8 proc. populacji, czyli ok. 1,2 mln osób, a oficjalna zapadalność w 2023 r. wyniosła 40,04 przypadków na 100 tys. mieszkańców i oficjalnie była niższa niż rok wcześniej oraz poniżej wieloletniej średniej.
W przeciwieństwie do statystyk cywilnych, w wojsku dynamika jest znacznie ostrzejsza. Wnioski lekarzy wojskowych są dość ciekawe. W czwartym kwartale 2023 r. liczba rejestrowanych przypadków w armii była 20 razy wyższa niż w okresie przedwojennym, a wzrost zaczął się już w pierwszych miesiącach inwazji. Już na początku 2023 roku odnotowano "ponad 40-krotny" pik, po czym tempo spadło do około 20-krotności względem okresu sprzed wojny. Ta "fala piku" jest spójna z kalendarzem mobilizacji i masowych uzupełnień.
Złożone przyczyny
Doniesienia z ostatnich tygodni wskazują, że rosnąca liczba zakażeń HIV i WZW wśród żołnierzy idzie w parze z presją na rekrutację osób chorych. Tej grupie obiecuje się opiekę medyczną, podczas gdy w praktyce trafiają na pierwszą linię bez realnego leczenia.
Ponadto, wojna tworzy środowisko wysokiego ryzyka. W armii zdominowanej przez młodych mężczyzn, żyjących miesiącami w warunkach stresu, rośnie częstotliwość zachowań ryzykownych np. seksu bez zabezpieczenia oraz brania narkotyków wspólnymi igłami.
Na froncie i jego zapleczu kwitnie handel narkotykami i rynek usług seksualnych. Rosyjskie media niezależne wielokrotnie informowały o wyjazdach prostytutek z różnych regionów Rosji na front, gdzie rynek na ich usługi jest duży, a zarobki znacznie większe nawet od moskiewskich.
W narastaniu problemu dużą rolę odegrała także polityka państwa. W latach 2012-2023 Rosja wygaszała finansowanie i aktywność organizacji realizujących programy ograniczania szkód, zaostrzała prawo dotyczące "agentów zagranicznych", co dodatkowo wypchnęło grupy ryzyka poza system profilaktyki i testowania. Efekt to mniejsze testowanie i późniejsze rozpoznanie.
Ignorowane konsekwencje
W sierpniu 2025 r. serwis "Ważnyje istorii", analizując przecieki i wypowiedzi prorządowych blogerów, wskazał wprost, że resort obrony "nie zwalcza epidemii HIV i WZW C w armii", a liczby z "Wojenno-Miedicinskogo Żurnala" potwierdzają skalę problemu. Tymczasem armia praktycznie nic nie robi, aby rozwiązać problem.
A to oznacza większą absencję chorobową, wyższe ryzyko powikłań po ranach i zakażeniach, a także zwiększone obciążenie dla zaplecza medycznego i logistycznego. W skali państwa HIV zabija co roku dziesiątki tysięcy osób w wieku produkcyjnym, co w kraju o kurczącej się bazie demograficznej ma realny koszt ekonomiczny i militarny. Jednak zdaje się, że na Kremlu nadal uważają swoich obywateli za narzędzie jednorazowego użycia.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski