"Twierdza szyfrów" według Wołoszańskiego
Szefom I programu Telewizji Polskiej tak się
spodobała książka Bogusława Wołoszańskiego "Twierdza szyfrów", że
zaproponowali autorowi zrobienie na ten temat serialu
telewizyjnego. Od kilku dni ekipa filmowa, znakomici aktorzy i sam
Bogusław Wołoszański, "okupują" podwałbrzyski zamek Książ i
okolice - pisze "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska", której autor
udzielił wywiadu. Oto jego fragment:
31.03.2006 | aktual.: 31.03.2006 07:52
Czy jest z Panem żona, z którą razem pracujecie?
- Nie chcę żeby Hania była na planie zdjęciowym, bo po co narażać na kryzys trzydziestoletnie, szczęśliwe małżeństwo? (śmiech). Żona pewnie przyjedzie do mnie na 2, 3 dni, potem wróci do swoich obowiązków. Prawda jest taka, że choć pracujemy dla wspólnego celu, to nie pracujemy razem. Hania jest szefową wydawnictwa "Wołoszański" i firmy, która produkuje teraz serial "Tajemnica twierdzy szyfrów". Ma swoją działkę zawodową: to sprawy finansowe, organizacyjne. Jest także pierwszym recenzentem moich poczynań. Mało, że surowym. Bezlitosnym!
Ufa Pan żonie w pracy?
- Po tylu latach wspólnego życia słowo zaufanie to za mało. To zaufanie absolutne.
Czy pasję poznawania historii odziedziczył pan po rodzicach?
- Nie. Mój tato uczył wychowania fizycznego w liceum w Piotrkowie Trybunalskim, skąd pochodzę. Mama nie pracowała. Myślę, że ta moja pasja została niejako przypisana mojemu pokoleniu. Byłem uczniem w latach 60-tych, tak bardzo wtedy dążyliśmy, ja i moi koledzy, do poznania prawdy o różnych wydarzeniach: bo różniła się prawda oficjalna i prawda usłyszana w domu. Inni zrezygnowali z dociekania faktów, mi to pozostało.
- "Tajemnica twierdzy szyfrów" to pana debiut jako scenarzysty i producenta telewizyjnego serialu. O czym jest film?
- Opowiada o jednej z największych i najbardziej fascynujących zagadek II wojny światowej. Pomiędzy wywiadami wojskowymi, radzieckim i amerykańskim, trwał wyścig kto pierwszy dotrze do Niemców posiadających tajne urządzenie do odczytywania meldunków nadawanych przez Rosjan. Ostatecznie maszynę o nazwie "ryba miecz" przejęli Amerykanie. Film będzie nie tylko historyczny. Będą w nim wątki o miłości, przyjaźni, obłudzie, jak w życiu.
I od nazwisk aktorów, którzy grają w filmie, może zakręcić się w głowie.
- Główna rolę gra Paweł Małaszyński, jego partnerką jest Anna Dereszowska. Jego głównymi filmowymi wrogami są Jan Frycz i Cezary Żak. Grają też Danuta Stenka, Borys Szyc, Paweł Deląg, Jan Wieczorkowski, Marcin Bosak, Marcin Dorociński. I Marysia Niklińska. A reżyserem filmu jest Adek Drabiński. Tak się podzieliliśmy pracą, że ja pilnuję, aby wszystko było zgodnie z rzeczywistą historią. Powstrzymuję Adka, gdy rozpędza się czasem (śmiech). Esesmani zachowywali się w określony sposób i tak musi pozostać.
Aktorzy chętnie przyjęli propozycje zagrania w tym niecodziennym serialu?
- Cieszyli się bardzo. W filmie wiele się dzieje: są ucieczki, kaskaderzy, pływanie w jeziorze, aktorzy noszą mundury i stroje z epoki, akcja jest emocjonująca, są setki statystów. To coś zupełnie innego od telewizyjnych telenowel, w których wielu z nich gra.
A Pan ogląda telenowele?
Wiele razy próbowałem, ale nigdy nie dotrwałem do końca. Ziewam, zasypiam. Ale to nie jest zarzut do telenowel, ludzie je oglądają i dobrze. To ja jestem innym widzem, innych emocji szukam.(PAP)