Trwa ładowanie...
23-05-2011 12:01

Tusk prawie jak Edward Gierek

Premier pojechał w Polskę. Nie ma lepszego dowodu na to, że trwa już kampania wyborcza.

Tusk prawie jak Edward GierekŹródło: Uważam Rze
duvt8ma
duvt8ma

Premier wśród powodzian, na tle statku kontenerowca, u rannego górnika. Albo w warszawskim Muzeum Narodowym na podpisaniu paktu dla kultury. Od początku maja opinia publiczna non stop ogląda takie obrazy.

– Wizyty gospodarskie w stylu Edwarda Gierka – drwią złośliwi. Rzeczywiście, oprawa niektórych wyjazdów może budzić rozbawienie. – Oczy mi się śmieją na widok tych domków – to słowa Donalda Tuska z wizyty w Kłodnem w Małopolsce. Pojechał tam 12 maja, aby odwiedzić powodzian, którzy dzięki państwowej pomocy zamieszkali w nowych domach. – Gdyby nie pan, panie premierze, to nie wiem, co by z nami było – mówi do Tuska witająca go kobieta. Filmiki z takimi wypowiedziami nagrywają pracownicy kancelarii premiera, a potem wrzucają je na portale typu YouTube.

– Dla ludzi z mniejszych miejscowości przyjazd ważnego polityka zawsze jest wydarzeniem. Do Warszawy mogłaby przyjechać królowa Elżbieta i nikt by się tym nie zainteresował – mówi Małgorzata Kidawa-Błońska, ważny członek sztabu wyborczego PO.

Kwiaty i oklaski na powitanie

Ta prawda jest oczywista dla polityków wszystkich opcji. Pożytek z uściśnięcia dziesiątków dłoni jest nie do przecenienia. Przy okazji wizytę szefa rządu lub innego ważnego polityka w atrakcyjnym dla kamer miejscu – choćby miały to być przeciekające wały przeciwpowodziowe – pokaże każda telewizja. To korzyść szczególnie ważna po ostatnich zmianach kodeksu wyborczego, gdy nie można już wykorzystywać spotów telewizyjnych i wielkich bannerów.

duvt8ma

Jednak jeszcze ważniejsze są opisy tych wizyt w mediach lokalnych. Dla nich przyjazd Tuska to rarytas. W odróżnieniu od rozkapryszonych mediów centralnych nie będą drwiły, że to „gospodarska wizyta á la pierwszy sekretarz”. Oto próbka z jednego z lokalnych portali: „Oklaskami i kwiatami powitali dzisiaj premiera Donalda Tuska mieszkańcy Kłodnego, gm. Limanowa, którzy w zeszłorocznej powodzi stracili domy (osuwiska), a rząd im zafundował nowe sadyby. U rodziny Sasaków szef rządu zjadł drugie śniadanie: kanapki z herbatą”.

A dalej można przeczytać, że z premierem serdecznie wyściskali się miejscowy starosta i sołtys odwiedzanej wioski. Nie wiadomo za to, czy wyściskał się wojewoda małopolski, bo on – według opisu – jedynie „towarzyszył” premierowi.

„Od rana na Donalda Tuska czekały na łączce ekipy telewizyjne i chmara dziennikarzy. Mikrofon dla premiera tak ustawiono, aby podczas krótkiej konferencji prasowej kamery filmowały Donalda Tuska na tle kolonii domków dla powodzian. Całość miała charakter dobrze wyreżyserowanego widowiska, ale te domki nie były potiomkinowskie, lecz rzeczywiste: ładne i solidne, a entuzjazm powodzian w Kłodnem – szczery i prawdziwy”.

Dla takich relacji warto ruszyć się z Warszawy czy nawet Sopotu. Tym bardziej że konkurencja – w postaci Jarosława Kaczyńskiego i kilkudziesięciu posłów PiS – też ruszyła w Polskę. PiS chce robić co dwa tygodnie nawet kilkaset spotkań w różnych regionach kraju.

duvt8ma

– To skuteczna metoda dotarcia do wyborcy. My ich nie lekceważymy – przyznaje jeden ze sztabowców PO.

– Niestety, w czasie prezydencji premier nie będzie miał tyle czasu co prezes Kaczyński – dodaje Kidawa-Błońska.

Tusk jako premier oczywiście nie odkrył Ameryki, jeżdżąc po Polsce. Jeździli wszyscy, przecinali wstęgi i dawali się fotografować na tle nawet najkrótszych odcinków nowych dróg. Leszkowi Millerowi niektórzy nadal wypominają filmowanie się na tle baletu koparek na budowie jednej z autostrad.

duvt8ma

Czas uśpienia, czas aktywności

Obecny premier na gospodarskie wizyty jeździ przede wszystkim w związku z kampaniami wyborczymi. Wystarczy prześledzić jego oficjalny kalendarz, aby przekonać się, że Tusk ma długie okresy „uśpienia” i potem kilkutygodniowe zrywy, kiedy jeździ z jednej budowy na drugą. Albo z jednego turnieju „orlikowego” na następny. Polska prezydencja zaczy- na się w lipcu, więc można się założyć, że przez maj i czerwiec często będziemy oglądać premiera na tle prowincjonalnych pejzaży.

Gdy nie ma kampanii, kalendarz Tuska rzadko uwzględnia wizyty w miejscach innych niż stolica i okolice rodzinnego Trójmiasta. Cofnijmy się do początku roku 2010 (wybór nieco arbitralny, ale wcześniejszy kalendarz jest zgodny z opisaną regułą). Zaczynał się rok wyborów prezydenckich. Tusk już wiedział, że nie wystartuje w wyborach. Nie miał osobistej motywacji do jeżdżenia po kraju i nie jeździł. W styczniu przyjął zaproszenie na debatę w gimnazjum w Gdyni (pokazywały to wszystkie telewizje). Co charakterystyczne, debata odbyła się w poniedziałek, a to znaczy, że premier i tak pojechał na weekend do swojego domu w Sopocie. Następne odnotowane spotkanie to udział w uroczystościach 40-lecia Uniwersytetu Gdańskiego, uczelni, której absolwentem jest premier. Tu też miał wygodnie, bo rzecz działa się w sobotę.

Potem znów przerwa. Aż do momentu, gdy śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego przyspieszyła kalendarz wyborczy. Od 18 maja do 23 czerwca Centrum Informacji Rządu wysyłało komunikat za komunikatem o treści: „Premier Donald Tusk przebywa na terenach dotkniętych powodzią, gdzie zapoznaje się z sytuacją w miejscowościach najbardziej poszkodowanych przez żywioł”.

duvt8ma

Sandomierz, Kozienice, Włocławek, znów Sandomierz, Tczew, Lanckorona, Bieruń – stamtąd pochodziły obrazy ukazujące Tuska na wałach ochronnych. – Nikt nie zostanie bez pomocy. Nawet ci, którzy nie są ubezpieczeni – deklarował wtedy szef rządu.

Potem już nie było kampanii wyborczej ani powodzi. Nie było więc i wyjazdów. Jedynie w połowie sierpnia premier wyskoczył do Krakowa, aby otworzyć tam Jubileuszowy Zlot Stulecia Harcerstwa. Dwa tygodnie później spędził sporo czasu w Gdańsku – co zrozumiałe ze względu na 30. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. Ale przy okazji zainaugurował rok szkolny w liceum, które sam ukończył.

Wrzesień i początek października ubiegłego roku były jeszcze spokojne. Turniej Orlika o Puchar Premiera Donalda Tuska w Chojnicach (w poniedziałek, czyli po drodze z domu do Warszawy). Potem dwie inauguracje roku akademickiego i wizyta na budowie gazoportu w Świnoujściu.

duvt8ma

Wielkie otwieranie

Harówka zaczęło się 15 października. Turniej Orlika w Giżycku. Kilka dni później zwiedzanie budowy kompleksu uniwersyteckiego w Toruniu, nazajutrz Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. A następnego dnia otwarcie obwodnicy w Gołdapi i wizyta na obwodnicy – tyle że ciągle budowanej – w Zambrowie.

Do listy jesiennych aktywności premiera trzeba jeszcze dopisać odwiedziny rannego policjanta w Gdańsku, otwarcie Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, wyjazdy do Oświęcimia, Tarnowa, Pleszewa, Włodawy, na Podkarpacie, debiut warszawskiej giełdy jako spółki, przecięcie wstęgi na obwodnicy Siewierza oraz autostradowej obwodnicy Wrocławia. Tak się jakoś składało, że w każdym z tych miejsc coś się budowało lub otwierało – hospicjum, centrum młodzieżowe czy nawet remiza strażacka (w Oświęcimiu).

Było to zgodne z przesłaniem hasła PO z tamtych wyborów: „Nie róbmy polityki, budujmy szkoły, drogi itd.”. Jak pamiętamy, na plakatach z tym hasłem widniała podretuszowana twarz premiera. Premier jednak robił politykę i to – trzeba przyznać – skuteczną.

duvt8ma

Małe miasta na wschodzie – te które odwiedził – to Włodawa, Zambrów, Giżycko, Gołdap. Dobór nie był przypadkowy. W każdym z nich o reelekcję ubiegał się burmistrz z PO. Każdemu z nich się opłaciło kilkadziesiąt minut sesji fotograficznej z premierem, bo zdobyli mandaty. – Gołdap to dzisiaj ważne miejsce na mapie Europy, a nie małe miasto na peryferiach Polski – takie komplementy słyszeli od premiera mieszkańcy jednej z odwiedzanych miejscowości.

– Chodziło o to, aby pomóc naszym w regionach, gdzie dominuje PiS – opowiada jeden z miejscowych posłów PO.

Mobilność premiera podobnie jak poprzednio spadła po wyborach. W styczniu zawiesił wiechy na stadionach w Warszawie i Gdańsku (w poniedziałek, czyli po spędzonym w domu weekendzie). Wyjazdów w Polskę nie było aż do połowy marca, gdy premier odwiedził tłocznię gazu w Goleniowie plus gazoport w Świnoujściu oraz rafinerię w Gdańsku (to akurat był czwartek, co budzi podejrzenia – jeśli wierzyć tygodnikowi „Wprost”, który pierwszy o tym napisał – że szef rządu zaczyna swój weekend dzień wcześniej niż reszta Polaków).

W kwietniu premier nikogo nie nawiedził (nie licząc dwóch krótkich wizyt zagranicznych). Za to maj jest taki, że marszruty mogą pozazdrościć Donaldowi Tuskowi nawet najbardziej aktywni członkowie PTTK: powodzianie w Sandomierzu, Kłodnem, Bieruniu. Ratownicy w Katowicach, dokerzy w Gdańsku, ludzie kultury w Warszawie, ludzie biznesu w Katowicach. Oni wszyscy mogli zobaczyć premiera na własne oczy.

Do jesiennych wyborów – nawet uwzględniając obowiązki związane z prezydencją – jeszcze niejedne miasto i wieś zostaną odhaczone na mapie gospodarskich wizyt premiera Tuska.

Piotr Gursztyn

duvt8ma
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
duvt8ma
Więcej tematów