Tusk: nikt nie zyska na wcześniejszych wyborach
Lider Platformy Obywatelskiej,
Donald Tusk, ocenia, że na przedterminowych wyborach - jeżeli do
nich dojdzie - stracą wyborcy i budżet państwa, ale także te
partie, które najbardziej oczekują, że nowe wybory przysporzą im
poparcia.
18.01.2006 | aktual.: 18.01.2006 12:56
Nikt nie zyska. Tak naprawdę stracą wyborcy i straci budżet państwa, bo koszt wyborów to dobrze ponad 100 mln zł. Uważam, że nie zyskają ci najambitniejsi, którzy myślą, że mogą zdobyć kilka procent, bo wyborcy nie pójdą, a ci którzy pójdą, ukarzą tych, którzy taki prezent Polakom fundują - powiedział dziennikarzom Tusk w Dąbrowie Górniczej.
Zapewnił, że PO nie drukuje jeszcze plakatów i ulotek z myślą o przedterminowych wyborach, choć przygotowuje się do nich. Nie drukujemy żadnych plakatów. Oczywiście, przygotowujemy się do wcześniejszych wyborów, ale nie sądzę - jeśli już do nich dojdzie - by była to wojna na plakaty. Taka wojna już się odbyła - ocenił.
Pytany, czy on i PO czują się oszukani przez braci Kaczyńskich w kwestii ostatecznego terminu uchwalenia budżetu, a co za tym idzie - ewentualnych wcześniejszych wyborów - Tusk odpowiedział, że jest tą sytuacją "niemile zaskoczony" i oskarżył polityków PiS o prowadzenie gry zmierzającej do przedterminowych wyborów.
Jesteśmy trochę zaskoczeni tym, że tak długie tygodnie wmawiano opinii publicznej i całemu parlamentowi, że parlament ma do 18 lutego możliwość pracy nad budżetem. Najwyraźniej byliśmy w jakimś sensie ofiarami gry, która ma prowadzić do wcześniejszych wyborów. Dlatego jestem niemile zaskoczony - powiedział lider PO.
Dodał, że do dziś ma w oczach scenę z Konwentu Seniorów, kiedy trzykrotnie prosił marszałka Sejmu, aby potwierdził słowem i na piśmie, że na prace nad budżetem parlament ma czas do 18 lutego. I on to zrobił - podkreślił Tusk.
Liderzy PO wyrażali wcześniej zaniepokojenie tym, że prezydent Lech Kaczyński skłania się do takiej interpretacji uregulowań dotyczących terminu zakończenia prac nad budżetem państwa na 2006 rok, która pozwalałaby na skrócenie kadencji Sejmu na przełomie stycznia i lutego, jeżeli do końca stycznia budżet nie trafi do podpisu prezydenta.