Tusk i Putra nie wpuszczeni na Białoruś
Lider PO Donald Tusk nie został wpuszczony na Białoruś wraz z grupą posłów Platformy. Wjazdu odmówiono im na przejściu granicznym w Kuźnicy. Tusk jechał do Grodna na obchody Święta WP, organizowane przez Związek
Polaków na Białorusi (ZPB).
Wcześniej przez to samo przejście graniczne próbował wjechać na Białoruś wicemarszałek Senatu Krzysztof Putra i jego także białoruskie służby graniczne nie wpuściły do tego kraju. Putra również udawał się do Grodna na uroczystości organizowane przez ZPB.
Grupa posłów PO spędziła po białoruskiej stronie przejścia około godziny. Po powrocie na polską stronę Tusk powiedział dziennikarzom, że jako przyczynę odmowy wjazdu białoruskie służby graniczne podały "zagrożenie dla ładu konstytucyjnego Białorusi".
Po zdarzeniu porannym (odmowie wjazdu dla Krzysztofa Putry - przyp. red.), było wiadomo, że alergia władz białoruskich na Polaków, którzy chcą przy takich okazjach odwiedzić Grodno jest bardzo, bardzo duża - powiedział Tusk.
Dodał, że widzi "kompletny brak dobrej woli z drugiej strony". Jeśli chodzi o politykę, jest to granica z innym światem. Prawdopodobnie musi jeszcze trochę czasu upłynąć zanim władze białoruskie zrozumieją, że we wspólnym interesie Polski i Białorusi jest, aby nasze relacje zbudowane były na jakichś zdrowych regułach - dodał lider Platformy Obywatelskiej.
Obchody w Grodnie, na które jechał zarówno wicemarszałek Putra jak i Donald Tusk, organizowane są przez kierownictwo ZPB nie uznawane przez władze białoruskie.
Ambasada Białorusi w Polsce w komunikacie poinformowała, że polscy politycy byli wcześniej informowani o braku zgody na wjazd na teren Białorusi. Wobec tego próby wjazdu określiła jako działania "politycznie motywowane" i skierowane na "sensację" medialną.
"Strona białoruska, wracając do wydarzeń z 2005 roku, nie dopuszcza możliwości wykorzystania tematyki polskiej mniejszości narodowej na Białorusi w kampanii wyborczej w Polsce" - czytamy w komunikacie ambasady. Ambasada napisała, że ambasador Białorusi w RP Paweł Łatuszka w dniach 11, 13 oraz 14 sierpnia br. spotkał się z wicemarszałkiem Krzysztofem Putrą, posłem Robertem Tyszkiewiczem (PO) i poinformował ich o braku możliwości wjazdu na Białoruś w zapowiedzianych terminach.
"Zostało zaproponowane przesunięcie terminów wizyt oraz została wyrażona gotowość zorganizowania spotkań z kierownictwem Grodna w związku z zainteresowaniem strony polskiej" - czytamy w komunikacie.
Putra powiedział wcześniej, że odmówiono mu wjazdu na Białoruś bez uzasadnienia. Zostałem cofnięty z granicy po około pięćdziesięciu minutach oczekiwania - dodał wicemarszałek.
Jak wyjaśnił, granicę przekraczał z konsulem Polski w Grodnie Andrzejem Krętowskim i zastępcą szefa kancelarii Senatu Romualdem Łanczkowskim. Służby białoruskie dały zgodę na wjazd Łanczkowskiego, Putrze odmawiając wjazdu. W tej sytuacji delegacja wróciła do kraju.
Jednocześnie ambasada wskazuje, że wspomniani politycy znajdują się na liście osób, pobyt których na terytorium Białorusi jest niepożądany. "Inicjatywa wprowadzenia takich list należy do strony polskiej, więc działania strony białoruskiej mają charakter retorsyjny" - argumentuje ambasada. Jak dodaje, jednocześnie strona białoruska poinformowała o braku przeszkód dla wjazdu na Białoruś zastępcy szefa Kancelarii Senatu Polski Romualda Łanczkowskiego.
W ocenie strony białoruskiej, próby wjazdu na Białoruś polskich polityków, to próba przeszkodzenia nawiązaniu konstruktywnego białorusko-polskiego dialogu.
Wicemarszałek powiedział wcześniej, że takie postępowanie służb białoruskich, to "szykanowanie strony polskiej", reprezentowanej przez "wysokiej rangi urzędnika".
Podkreślił, że cel jego wyjazdu nie był polityczny, bo chodziło o udział w obchodach Święta Wojska Polskiego, organizowanych w Grodnie przez ZPB. W programie pobytu było m.in. złożenie kwiatów na cmentarzu wojskowym w Grodnie.
Mamy do czynienia z metodami, które mają miejsce w krajach, gdzie nie ma demokracji- powiedział Krzysztof Putra. Przypomniał, że w styczniu również nie udało mu się wjechać na Białoruś. Jak dodał, wówczas na decyzję białoruskich służb czekał ponad dwie godziny.