Tusk: bez komisji śledczych nie będzie rządu z PiS‑em
Nie widzę możliwości, by po wyborach Aleksander Kwaśniewski został premierem - mówi w obszernym wywiadzie dla "Newsweeka" Donald Tusk. Stawia też Jarosławowi Kaczyńskiemu warunki w sprawie ewentualnej koalicji PO-PiS.
06.10.2007 | aktual.: 06.10.2007 15:29
W rozmowie z dziennikarzami "Newsweeka", przeprowadzonej tuż przed kluczowymi debatami z Kwaśniewskim i Kaczyńskim, przewodniczący Platformy kreśli swój polityczny plan na pierwsze miesiące rządzenia. Bo to, że PO wygra wybory i będzie tworzyć rząd, jest dla Tuska pewne. Z kim? Tusk dopuszcza zarówno rządy z PiS, jak i LiD.
Mam świadomość, że jedni i drudzy mają skazę. Jeśli będę wystarczająco silny, aby powstrzymać ich apetyty, to współpraca z nimi może dać Polsce sukces. Ale moje możliwości zależeć będą od wyniku wyborów - mówi. I dodaje: W sumie Kaczyński wart Millera.
Z takimi ludźmi być może będzie pan już niedługo rządził - uważa "Newsweek". Lider PO przyznaje: Jestem realistą.
Stawia przy tym twarde warunki obu ugrupowaniom. PiS musi się zgodzić na komisje śledcze. W sprawie okoliczności śmierci Barbary Blidy, w sprawie działań organów ścigania i specsłużb za czasów PiS, w sprawie inwigilacji dziennikarzy "Rzeczpospolitej" w 2001 r., gdy Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości - wymienia Tusk. I zastrzega: Nie będzie możliwa dobra współpraca z PiS bez wyjaśnienia tych spraw.
Za to LiD nie ma co marzyć o premierostwie Kwaśniewskiego w razie koalicji z PO. To nierealne - ucina Tusk. Premierem chce być on sam.
To utrudni panu start w wyborach prezydenckich w 2010 r. Premiera po 3 latach lubi niewielu - zauważa "Newsweek"
Gdybym kierował się osobistą ambicją, to nie byłoby przyspieszonych wyborów. Dla mnie jako kandydata na prezydenta, dalsze kompromitowanie rządów PiS byłoby najlepsze - odpowiada lider PO.
Rząd PO-LiD musi się liczyć z twardą ręką prezydenta, który może często stosować weto. Tusk zapowiada, że w takiej sytuacji pójdzie na wojnę z Lechem Kaczyńskim: Mam cały rejestr pomysłów na to, jak skłonić prezydenta do współpracy. A nie są to sympatyczne metody.