PolskaTurystka z Warszawy zginęła pod kołami quada. Rozpoczął się proces kierowcy

Turystka z Warszawy zginęła pod kołami quada. Rozpoczął się proces kierowcy

W sądzie w Giżycku rozpoczął się proces kierowcy quada, który przed dwoma laty śmiertelnie potrącił turystkę z Warszawy. Mężczyzna nie przyznał się do zarzutu; twierdzi, że kobieta wtargnęła nagle pod pojazd i nie miał żadnych szans na uniknięcie zderzenia.

Turystka z Warszawy zginęła pod kołami quada. Rozpoczął się proces kierowcy
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Waszczuk

07.05.2013 | aktual.: 07.05.2013 13:32

Piotr S. został oskarżony o to, że w 19 czerwca 2011 roku na szutrowej drodze we wsi Kleszczewo na Mazurach umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym i nieumyślnie potrącił idącą tą szosą 29-letnią kobietę, która spacerowała w towarzystwie męża. Para pchała wózek z pięciomiesięcznym synkiem. 29-letnia kobieta, mimo reanimacji, zmarła na miejscu. Jej mężowi i synkowi nic się nie stało.

Oskarżony jest stolarzem z Mikołajek, ojcem trojga dzieci. We wtorek zapewniał sąd i bliskich zmarłej, że jest mu bardzo przykro z powodu tego, co się stało i podkreślał, że nie miał szans na uniknięcie wypadku ponieważ - jego zdaniem - kobieta "w ułamku sekundy wtargnęła pod pojazd".

Feralnego dnia S. jeździł quadem w towarzystwie szwagra Marka B. Kierowcy quadów dwukrotnie minęli spacerującą z wózkiem rodzinę - pierwszym razem ich ominęli, drugim razem doszło do potrącenia kobiety.

Piotr S. mówił w sądzie, że dwukrotne spotkania z parą z wózkiem były przypadkowe i zapewniał, że za każdym razem widział pieszych. W jego ocenie spacerowali oni przeciwnym pasem ruchu, a między ich torami poruszania się było ok. 2 metrów wolnej przestrzeni. Oskarżony twierdził, że kobieta nagle wtargnęła mu pod koła i on nie miał nawet czasu na to, by zahamować.

W swoich wyjaśnieniach Piotr S. podał, że po uderzeniu w turystkę wpadł do rowu i sam miał kłopoty z oddychaniem. Mimo to, gdy nieco odzyskał siły, pomagał mężowi potrąconej kobiety reanimować ją, dzwonił też do znajomego, by upewnić się, jak to właściwie wykonywać.

Zdaniem S. kobieta mogła się tak nieracjonalnie zachować, ponieważ - jak sądził po jej gestach - sprzeczała się wtedy z mężem i była zdenerwowana.

Dwie wersje wydarzeń

Zupełnie inną wersję tragicznego wypadku przedstawił w sądzie mąż zmarłej. W jego ocenie kierowcy quadów zachowywali się wobec pieszych złośliwie i za pierwszym razem tak jechali, by na spacerowiczów spod kół quadów posypały się kamienie. - Zdenerwowało nas to i pokazaliśmy kierowcom quadów środkowy palec - przyznał.

Mąż zmarłej (razem z teściami jest w sprawie oskarżycielem posiłkowym) dodał, że gdy po kilkunastu minutach od pierwszego spotkania zobaczyli z żoną nadjeżdżające quady, nabrali przekonania, że wracają oni złośliwie, "zapewne po to, by ponownie obsypać ich kamieniami". Mężczyzna dodał, że gdy on nachylał się nad wózkiem, kątem oka widział, jak quad kierowany przez Piorta S. najechał na jego żonę, która szła bliżej środka drogi niż on z dzieckiem.

Mężczyzna zapewniał, że nie sprzeczał się wówczas z żoną i dodawał, że "był to jeden z najszczęśliwszych okresów w ich życiu".

Na wniosek pełnomocników męża zmarłej sąd częściowo wyłączył jawność jego zeznań, kierując się "ważnym interesem prywatnym oskarżyciela posiłkowego". Składając wniosek o wyłączenie jawności adwokaci zapowiadali, że chcą w tej części zadawać pytania dotyczące natury osobistej, sytuacji majątkowej i zdrowia przesłuchiwanego.

Jeden z adwokatów reprezentujących rodzinę zmarłej przyznał, że złożono wniosek o zadośćuczynienie, ale nie ujawnił wysokości żądanej kwoty.

Proces miał zacząć się w listopadzie ub. roku przed Sądem Rejonowym w Giżycku. Został jednak bezterminowo odroczony, bo pełnomocnicy bliskich ofiary chcieli, aby sprawę rozpatrywał Sąd Okręgowy w Olsztynie. Pełnomocnicy zmarłej kobiety domagali się, by S. odpowiadał w tej sprawie jak za zabójstwo. Sąd Okręgowy w Olsztynie nie podzielił jednak stanowiska adwokatów i proces toczy się przed Sądem Rejonowym w Giżycku.

S. odpowiada z wolnej stopy, nie zatrzymano mu prawa jazdy.

Towarzyszący feralnego dnia oskarżonemu szwagier Marek B. był w tej sprawie oskarżony o nieudzielenie pomocy ofierze wypadku i we wrześniu ub. r. dobrowolne poddał się karze dwóch lat pozbawienia wolności, zawieszonej warunkowo na cztery lata.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)