Turysta odnaleziony w Gorcach trafił do szpitala
28-letni turysta ze Skawiny, odnaleziony w
poniedziałek po południu w Gorcach w stanie skrajnego wyczerpania
i ze znacznymi odmrożeniami rąk, trafił na oddział intensywnej
terapii szpitala w Nowym Targu - podało GOPR.
Upośledzony umysłowo 28-latek, po odłączeniu się od rodziców w niedzielę po południu, błąkał się po Gorcach 24 godziny. W nocy z niedzieli na poniedziałek w górach było 18 stopni mrozu. Mężczyzna ubrany był tylko w spodnie dresowe i sweter golf, nie miał kurtki, czapki i rękawiczek, bo w ciągu dnia, gdy zaginął, panowała słoneczna pogoda, a temperatura powietrza była bliska zera.
Mężczyzna, błąkając się przez dobę po górach, pokonał kilkadziesiąt kilometrów. Przeszedł trzy doliny, prawdopodobnie mijając się z poszukującymi go ratownikami, bo w miejscu, gdzie opadł z sił, były widoczne ślady pozostawione tam wcześniej przez GOPR-owski skuter śnieżny.
W niedzielę koło południa mężczyzna wyjechał z rodzicami kolejką krzesełkową z Koninek na Tobołów. Przed 14.00, w rejonie górnej stacji kolejki, bliscy na chwilę stracili turystę z oczu i już go nie odnaleźli. Ok. 17.00 powiadomili GOPR.
Kilkudziesięciu ratowników przez całą noc przeszukiwało Gorce na nartach i skuterach śnieżnych. Poszukiwania kontynuowano w poniedziałek rano i przed południem. Do akcji włączono śmigłowiec "Sokół" Karpackiego Oddziału Straży Granicznej w Nowym Sączu, wyposażony w kamerę termowizyjną.
Przed 13.00 mężczyznę wypatrzono z pokładu śmigłowca w rejonie Doliny Lepietnicy schodzącej z Obidowej pod masyw Turbacza. "Zobaczyliśmy go na leśnej drodze, leżał z powodu wyczerpania. Gdy usłyszał śmigłowiec, uniósł się. Nie mieliśmy możliwości lądowania w pobliżu, więc przekazaliśmy informację ratownikom na ziemi" - relacjonował podpułkownik pilot Zbigniew Czerski, który pilotował "Sokoła" pograniczników z ratownikami GOPR na pokładzie.
"W pewnej odległości od miejsca, gdzie wypatrzyliśmy mężczyznę, znaleźliśmy polankę, na której udało się desantować jednemu ratownikowi, który zaopiekował się turystą do czasu przybycia kolejnych GOPR-owców. Ratownicy dotarli tam na nartach oraz skuterach śnieżnych i zwieźli wyczerpanego mężczyznę w doliny, a następnie przekazali go załodze karetki pogotowia" - opowiada naczelnik Grupy Podhalańskiej GOPR, Mariusz Zaród, który penetrował teren z pokładu maszyny.
"Znacznym ułatwieniem było dla nas białe tło terenu oraz fakt, że okolica porośnięta jest bukowym lasem, o tej porze roku bezlistnym i dość przejrzystym z góry. Stwardniała stara pokrywa śnieżna pomagała w marszu zaginionemu, bo wędrówka w świeżym kopnym śniegu byłaby dla niego o wiele bardziej wyczerpująca. Jednak dla nas leżący od dawna śnieg był istotną przeszkodą w poszukiwaniach, bo z powietrza widzieliśmy mnóstwo starych śladów - turystów i zwierząt" - dodał Zaród.
W poszukiwaniach, prowadzonych na obszarze ok. 100 km kwadratowych, wzięło udział 50 ratowników Podhalańskiej i Jurajskiej Grupy GOPR, w tym dwie kobiety. W akcji, prócz śmigłowca, użyto sześciu skuterów śnieżnych i trzech psów tropiących z Jury. Ratownicy Jurajskiej Grupy GOPR włączyli się od razu do poszukiwań, bo w niedzielę przebywali na Podhalu na zawodach ratowniczych. (jask)