Turyści przeżywali koszmar i jeszcze za to płacili
Przedzieranie się przez granicę Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi, forsowanie drutów kolczastych, syreny i szczekające psy - dla imigrantów to dramatyczne przeżycie, ale dla poszukiwaczy wrażeń to oryginalna rozrywka. Meksykańskie miasteczko El Alberto w stanie Hidalgo przyciąga tysiące turystów chętnych do przeżycia symulacji nielegalnej imigracji - pisze "Dziennik".
Za 10 dolarów można wziąć udział w tzw. "Nocnej przeprawie" (Caminata nocturna) - to survival, w którym turyści wcielają się w rolę imigrantów. Cel jest jeden: uniknąć zdemaskowania przez patrole straży granicznej i za wszelką cenę dostać się do USA. Śmiałkowie mają trzy godziny, w czasie których przebywają blisko 12 km, przedzierają się przez rzekę, skręcają kostki na stromych terenach, kłują się wszechobecnymi kaktusami i kaleczą, przedzierając przez chaszcze. Za nimi pędzą w pościgu patrole straży w pikapach, co jakiś czas szczując psy i odpalając broń ze ślepymi nabojami. Cały survival ogranicza się do ściśle określonego terenu, oddalonego od prawdziwej granicy o blisko 1000 km.
Organizacją "Nocnej przeprawy" zajmują się Indianie Hnahnu - mieszkańcy El Alberto. Przebierają się za strażników, coyotes (szmuglerów za pieniądze przeprowadzających ludzi przez granicę) oraz innych imigrantów, którzy mają współuczestniczyć w ucieczce z turystami. Hnahnu przekonują, że park z jednej strony jest survivalowym torem przeszkód, ale przede wszystkim ma oddawać dramat, jaki przeżywają Meksykanie, starając się przedostać do USA.
Całe przedsięwzięcie tymczasem zbiera liczne protesty. Przeciwnicy "caminaty" domagają się jej zlikwidowania, ostrzegając, że to obóz szkolący w przekraczaniu prawdziwych granic. Obrońcy praw człowieka z kolei alarmują, że turystyczna rozrywka nie ma nic wspólnego z podnoszeniem świadomości społecznej w kwestii problemach imigrantów z Ameryki Łacińskiej.
W przeciwieństwie do symulacji, z której turyści wracają zadowoleni i pełni wrażeń, w rzeczywistości na granicy Meksyk - USA rocznie umierają setki ludzi: doznają udaru cieplnego lub hipotermii, toną w Rio Grande, są zabijani przez coyotes, nadgorliwych strażników obywatelskich lub - w wyniku incydentu - przez patrole straży granicznej.