Trzymaj się za kieszeń
Andrzejowi Lepperowi, Romanowi Giertychowi i braciom Kaczyńskim nie mającym wielkiego pojęcia o gospodarce, chodzi nie tylko o upokorzenie Leszka Balcerowicza firmującego polską transformację.
Gdyby tak było moglibyśmy się całą sprawą nie interesować. Ale ta żenująca walka tak naprawdę nie toczy się o prezesa NBP, ale o nasze pieniądze. O to, by rządzący mogli je nam odbierać nawet nie majstrując przy podatkach. Wyproszenie przez Leszka Balcerowicza Cezarego Mecha, wiceministra finansów, z obrad Komisji Nadzoru Bankowego, mającej zdecydować czy ewentualna fuzja Pekao S.A. z BPH jest korzystna dla sektora bankowego, było tylko pretekstem. Naprawdę chodzi o to, by Narodowemu Bankowi Polskiemu odebrać niezależność.
Stabilizatorzy chcą, by bank centralny miał obowiązek dbać nie tylko o stabilność złotego, ale także o wzrost gospodarczy. Brzmi ładnie, ale co się za tym kryje? Ni mniej ni więcej tylko to, że NBP ma być dyspozycyjny wobec polityków i obniżać stopy procentowe pod ich dyktando. Można się cieszyć, że dzięki obniżce stóp stanieją kredyty, choć zwykle banki zaczynają od obniżenia oprocentowania lokat. Niebezpieczeństwo polega na tym, że skutkiem nieodpowiedzialnej polityki majstrowania stopami będzie większa inflacja, zaś nad rosnącymi cenami nie tak łatwo z powrotem zapanować. Rosnąca inflacja być może przyspieszy nieco wzrost gospodarczy i Prawo i Sprawiedliwość będzie mogło ogłosić to jako swój sukces. Pewne jest natomiast, że rosnące ceny uderzą po kieszeni wszystkich ludzi. Dzięki bowiem niskiej inflacji, która jest niewątpliwym sukcesem polityki NBP, normalne stało się to, co jeszcze 10 lat temu wcale normalne nie było. Że oszczędzamy w złotówkach a nie w dolarach. Że kupując mieszkanie czy samochód
również rozliczamy się w złotych, albowiem polski pieniądz nie jest wcale gorszy. Nieodpowiedzialne manipulowanie rodzimą walutą grozi tym, że zarabiając w złotówkach znów za lepszą monetę zaczniemy uważać dolara czy euro. Wyższa inflacja uderzy zarówno w pracujących, których zarobki stracą na wartości, a podwyżki płac nie staną się wcale bardziej oczywiste, jak i w emerytów i rencistów, którzy za swoje świadczenia także będą mogli kupić mniej. Zapłacimy też wyższe podatki, szybciej przekraczając zamrożone progi.
Politycy lubią wyższą inflację, bo dzięki niej wyciągają pieniądze z naszych portfeli w sposób mniej widoczny dla zainteresowanych. PiS nie umie lepiej rządzić, państwo wcale nie stało się tańsze, gospodarka zwalnia a bezrobocie rośnie, choć miało być odwrotnie. Liderzy PiS boją się, że nawet ich wierni wyborcy wkrótce zorientują się, iż ta partia ma marne kwalifikacje do uzdrowienia finansów państwa, a bez tego będzie coraz gorzej. Bracia Kaczyńscy znaleźli więc winnego, na którego poszczuli swych sojuszników – jest nim Leszek Balcerowicz, symbol niezależności NBP. Ale to nie bank centralny ponosi winę, że przybywa bezrobotnych, lecz nieudolne rządzenie i rozdawanie publicznych, czyli naszych, pieniędzy. Leszek Balcerowicz i tak za kilka miesięcy przestanie być prezesem NBP. Jeśli jego następca będzie bardziej uległy wobec polityków, szybko odczujemy jak bardzo brakuje nam Balcerowicza.
Joanna Solska