Trzy osoby z "Bielszowic" podejrzane o poświadczenie nieprawdy
Zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach Prokuratura Okręgowa w Gliwicach postawiła trzem pracownikom kopalni "Bielszowice". Ma to związek z wypadkiem 23 lutego, kiedy palący się pod ziemią
metan poparzył górnika - poinformowała we wtorek rzeczniczka
prokuratury Ewa Zajączkowska.
W notatce służbowej po wypadku napisano, że mężczyzna został poparzony gorącą wodą z pękniętego węża. O zdarzeniu nie powiadomiono odpowiednich służb. Później pracownicy podali też nieprawdę w protokole z oględzin miejsca zdarzenia. Gdy sprawa wyszła na jaw, przedstawiciele kopalni mówili, że górnika poparzyło gorące powietrze lub gaz.
Wypadek, w którym ucierpiał górnik, wydarzył się dzień przed dużo większą tragedią w tej samej kopalni, kiedy płonący metan ciężko poparzył 16 górników.
Prokuratura postawiła zarzuty autorowi nieprawdziwej notatki z 23 lutego - sztygarowi zmianowemu oraz dwóm innym pracownikom kopalni, którzy brali udział w wewnętrznym postępowaniu wyjaśniającym przyczyny wypadku.
"Kierownik zmiany potwierdził w protokole z oględzin miejsca wypadku, że oględzin tych dokonał wspólnie z dwoma innymi pracownikami, podczas gdy dokonał ich sam. Trzecim podejrzanym jest zakładowy społeczny inspektor pracy, także powołany do udziału w pracach komisji. Poświadczył w tym samym protokole, że uczestniczył w oględzinach, podczas gdy nie było go na miejscu wypadku" - powiedziała rzeczniczka gliwickiej prokuratury.
Mimo wewnętrznego postępowania kopalnia nie powiadomiła o wypadku z 23 lutego odpowiednich służb - okręgowego urzędu górniczego, prokuratury i inspekcji pracy. W tej sprawie nie postawiono jeszcze nikomu zarzutów.
Do ujawnienia okoliczności wypadku przyczyniło się przesłuchanie lekarza z Centrum Leczenia Oparzeń z Siemianowic Śląskich, gdzie trafił ranny górnik. Lekarz zeznał, że charakter obrażeń przeczy informacjom zawartym w notatce. Potwierdził to podczas przesłuchania sam górnik, który powiedział, że został poparzony ogniem.
Prokuratura prowadzi łącznie postępowanie w sprawie wypadku z 23 lutego i katastrofy, do której doszło dzień później. Śledztwo dotyczy spowodowania zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób.
Niezależnie od konsekwencji karnych winni nieprawidłowości w kopalni mają ponieść sankcje służbowe. Zarząd Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia "Bielszowice", odwołał już ze stanowiska naczelnego inżyniera zakładu, a Okręgowy Urząd Górniczy zakazał mu pełnienia funkcji kierowniczych w zakresie ruchu kopalni.
W czasie niedawnej konferencji prasowej prokuratura ujawniła, że w kopalni "Bielszowice" już wcześniej, w maju ubiegłego roku, próbowano zataić wypadek. Zarzuty w tej sprawie postawiono dwóm osobom - nadsztygarowi i szefowi działu bhp. (iza)