Trzy asy Antoniego Macierewicza w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej
Kazimierz Nowaczyk odkrył, że nie było żadnej brzozy, Wiesław Binienda, że nie mogła złamać skrzydła tupolewa, a Grzegorz Szuladziński, że w samolocie były dwie bomby - o trzech asach w zespole Antoniego Macierewicz, którzy starają wyjaśnić katastrofę smoleńską, pisze "Newsweek".
11.06.2012 | aktual.: 11.06.2012 10:50
Internetowe rozważania blogera KaNo, którym jest dr Kazimierz Nowaczyk z Uniwersytetu Maryland w USA, stały się dla Antoniego Macierewicza szansą do rozpoczęcia medialnej ofensywy. Nowaczyk opisał we wrześniu 2010 r. swoje wątpliwości związane z brzozą, która miała odpowiadać za katastrofę smoleńską. Wnikliwe badania drzewa prowadził na odległość. Napisał wówczas na swoim blogu, że w brzozę uderzyło nie lewe skrzydło samolotu, ale oderwana od niego końcówka. To pozwoliło mu skonstruować hipotezę, że samolot rozpadał się podczas lotu, a ponieważ wykluczył ze swoich rozważań możliwość awarii i wad konstrukcyjnych, pozostała jedynie inna teoria - zamach. Podczas posiedzenia zespołu Macierewicza w sejmie, ogłosił, że nie było żadnego zderzenia z brzozą i że samolotem wstrząsnęły dwie duże eksplozje.
Do zespołu Macierewicza dołączyła następnie kolejna osoba badająca katastrofę na własną rękę - Wiesław Binienda, profesor z wydziału inżynierii Uniwersytetu w Akron w Ohio. Szybko stał się najważniejszym ekspertem zespołu Macierewicza. Ze skomplikowanych wyliczeń prof. Biniendy wynikało, że skrzydło samolotu w żaden sposób nie mogło odpaść w wyniku zderzenia z brzozą. Teza ta stała się fundamentem mitu o zamachu smoleńskim i bombach na pokładzie Tu-154M.
Najpóźniej do zespołu Macierewicza dołączył dr Grzegorz Szuladziński z Sydney. Choć początkowo sceptycznie odnosił się do teorii zamachu, jednak zmienił zdanie, gdy znalazł informacje o odłamkach samolotu rozrzuconych wokół lotniska. Wówczas stwierdził, że tam "musiał być wybuch". W konkluzji jego raportu okazały się nawet dwa wybuchy, które miały zniszczyć tupolewa. Co ciekawe, Szuladziński również nie widział ani wraku Tu-154M, ani nie był na miejscu katastrofy. Aby stwierdzić wybuch na kadłubie wystarczyły mu w zupełności zdjęcia - stwierdził.
Dzięki raportowi Grzegorza Szuladzińskiego, Antoniemu Macierewiczowi udało się połączyć wszystkie trzy spiskowe teorie w jedną całość i stworzyć spójną wizję zamachu.