Trzeźwo o traktacie lizbońskim
Nie dajmy się przekonać ignorantom i politykierom, że traktat lizboński ograniczy suwerenność Polski w stanowieniu prawa – mówi europoseł Jacek Protasiewicz.
20.03.2008 | aktual.: 20.03.2008 08:26
Traktat lizboński jest tak straszny, jak go malują?
– Za straszny mogą go uważać tylko ci, którzy go nie znają.
Mama Tadeusza Cymańskiego boi się, że po ratyfikacji traktatu Polska może zostać sprzedana.
– Nie ma absolutnie żadnych powodów do takich sądów. Już w jednym z pierwszych artykułów traktatu jest mowa o poszanowaniu tożsamości narodowej państw tworzących Unię. Zresztą zaryzykuję twierdzenie, że każdy naród UE jest w podobnym stopniu jak Polska wyczulony na punkcie własnej wyjątkowości.
To skąd te obawy o utratę suwerenności tak silnie obecne w niektórych środowiskach?
– Z ignorancji, także wśród polskich elit politycznych. Niektóre wypowiedzi polskich polityków w Europie czyta się z niedowierzaniem i zażenowaniem.
To odczarujmy trochę ten traktat. W UE większość decyzji ma być podejmowana większością głosów. Na przykład w gospodarce. Czy to nie ograniczy naszej niezależności?
– Od wejścia do Unii domagaliśmy się zniesienia barier w przepływie towarów i usług. Regulacje w gospodarce muszą być uniwersalne, jeśli chcemy – a chcemy – realnie konkurować na rynkach europejskich. Takie samo prawo musi więc obowiązywać we Francji, w Polsce i w Irlandii, inaczej nigdy nie będzie równych reguł dla przedsiębiorstw, niezależnie od tego, skąd pochodzą i jakim kapitałem dysponują.
* Ale to nie dotyczy podatków.*
– Decyzje o podatkach leżą w kompetencji państw członkowskich. Nowy traktat tego nie zmienia.
Traktat przewiduje natomiast prawo weta co do decyzji UE.
– Traktat lizboński rozszerza katalog spraw, w których będzie obowiązywać większość kwalifikowana. Jednocześnie ustalono, że w zablokowaniu decyzji muszą uczestniczyć co najmniej cztery państwa reprezentujące 35 procent obszaru Unii. To jest część mechanizmu podwójnej większości. W praktyce oznacza to tyle, że trzy potężne państwa Unii – na przykład Francja, Wielka Brytania i Niemcy – choć reprezentują ponad 40 procent ludności, nie będą w stanie niczego Europie narzucić ani samodzielnie zablokować decyzji większości. Taki mechanizm jest rozsądny i demokratyczny. Unia z liberum veto byłaby po prostu fikcją. * PiS zażądało, aby wzmocnić wynegocjowany przez prezydenta mechanizm blokujący decyzje UE, czyli tak zwaną Joaninę .*
– Formuła Joaniny została uzgodniona przed przystąpieniem Polski do UE, ale w negocjacjach nieco zmieniona. Obecnie na wniosek trzech państw, które wyrażą swój sprzeciw wobec planowanej przez UE decyzji, trzeba będzie odłożyć jej przyjęcie do czasu wypracowania kompromisu. Żądanie PiS, aby nigdy nie odstąpić od jej stosowania, jest absurdalne, bo mechanizm Joaniny będzie ewoluował wraz z powiększaniem Unii.
Przeciwnicy traktatu obawiają się, że Unia narzuci nam zgodę na małżeństwa homoseksualne.
– Nie ma takiej możliwości, nawet gdyby zwolennicy tego rozwiązania dysponowali większością kwalifikowaną. Tego typu sprawy w ogóle nie leżą w kompetencjach Unii, która respektuje decyzje poszczególnych państw.
Katarzyna Kolenda-Zaleska, TVN
* Jacek Protasiewicz,* 40 lat, PO, deputowany do Parlamentu Europejskiego, w którym zajmował się między innymi projektem traktatu lizbońskiego. Jeden z założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego na Dolnym Śląsku. Był szefem sztabu Donalda Tuska podczas wyborów prezydenckich w 2005 roku.