Trzeba wstrząsnąć rządem
Nadal nie wiadomo, jaki los czeka 36 pociągów w naszym województwie oznaczonych literką "F" (kursuje po ogłoszeniu). Do końca marca pociągi jeżdżą według obowiązującego rozkładu, ale czy w kwietniu znajdą się pieniądze na ich dalsze kursowanie? Na to pytanie nikt nie potrafi jeszcze odpowiedzieć.
- Oficjalnie nic nie wiemy - stwierdza Marek Ostrowski, naczelnik działu marketingu PKP Przewozy Regionalne w Bydgoszczy. - Pociągi kursują do końca marca. Jaki będzie ich dalszy los, nie mam pojęcia.
Pociągi, które znalazły się na liście zagrożonych, nie zarabiają na siebie. Ale to specyfika niemal wszystkich kursów regionalnych. - Przychód tych pociągów wynosi zaledwie kilkanaście procent wydatków, jakie musimy przeznaczać na ich funkcjonowanie - szacuje M. Ostrowski. - Niektóre kursy są nieopłacalne również logicznie. Jeśli komunikacja samochodowa Bydgoszcz - Kcynia jest tańsza i szybsza od kolejowej, to po co utrzymywać na tej trasie pociągi? Co innego w przypadku trasy Wierzchucin - Kościerzyna. Tam nie ma równoległych dróg samochodowych i rzeczywiście tamtejsi pasażerowie mogą mieć problem z przemieszczaniem się.
Kolejarze grożą
Przewozy regionalne finansuje Urząd Marszałkowski, ale kolejowi związkowcy już nie dyskutują z samorządowcami. O swoje racje walczą, grożąc rządowi strajkiem. Pod koniec ubiegłego roku ta metoda okazała się skuteczna. Również teraz związki zapowiedziały akcję protestacyjną.
- Trzeba będzie zatrzymać pociągi w całym kraju, może jak się wstrząśnie rządem, to w końcu do nich dotrze. Mamy zapisane w budżecie 550 milionów na przewozy regionalne, ale nie wiadomo kiedy te pieniądze zostaną przekazane. Czy dopiero w przyszłym półroczu? To może być już za późno - uważa Jerzy Nowak, przewodniczący Wojewódzkiego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego.
Samorząd chce "efek"
Rzecznik Urzędu Marszałkowskiego Mirosław Radzikowski zapewnia, że samorząd chce utrzymać wszystkie pociągi oznaczone literką "F". - W ciągu roku przekażemy na przewozy regionalne 34 miliony złotych. Taka kwota została przeznaczona na ten cel. Ale mam nadzieję, że PKP Przewozy Regionalne są gotowe do dialogu. Pieniędzy jest mało, trzeba więc oszczędzać. Trwają rozmowy ze spółką, mam nadzieję, że zakończą się pozytywnie.
Decyzje w tej sprawie mają zapaść w przyszłym tygodniu, dosłownie w ostatniej chwili przed zapowiedzianą likwidacją połączeń. Ten stan rzeczy krytykuje Kazimierz Depka, przewodniczący bydgoskiego oddziału Związku Zawodowego Maszynistów.
- PKP PR miały bardzo dużo czasu na realizację postulatów, o które zabiegaliśmy. Chodzi oczywiście o zgranie rozkładu jazdy. Nie może być tak, że ludzie wysiadają z pociągu i nie mogą się przesiąść na kolejny, bo ten właśnie odjechał. Przecież takie rzeczy mają ogromny wpływ na rentowność naszych przewozów. Rozkład musi być poprawiony, dostosowany do rzeczywistość, ale, niestety, nikt o to nie dba. Czujemy się zawiedzeni, zmarnowano nasz wysiłek. Dąży się do stworzenia kolei samorządowej, ale samorządom daje się tylko nierentowne ochłapy. Wszystkie dochodowe kąski zabiera InterCity. Może trzeba zlikwidować kilka spółek PKP. Jeśli zamiast szesnastu zostaną cztery i kilku dyrektorów straci posady, to wtedy zacznie im zależeć na firmie.
Przedstawiciel maszynistów nie wyklucza rychłego strajku na kolei, akcja ma się rozpocząć jeszcze przed świętami. (ann)