"Trzeba się zastanowić nad przyszłością Turcji w NATO"
Dziesięć lat po przejęciu władzy w Ankarze przez islamistów należy się raczej zastanowić, czy Turcja powinna nadal być częścią zachodnich struktur obronnych, niż czy powinna być włączona w polityczne i gospodarcze struktury UE - pisze w "Washington Post" David Schenker z Instytutu Polityki Bliskowschodniej w Waszyngtonie.
06.11.2009 | aktual.: 06.11.2009 11:36
Ostatnie wydarzenia pokazują, że podczas gdy tureccy wojskowi nadal respektują zasady państwa świeckiego oraz chcą współpracować z Zachodem i NATO, cywilny rząd, na którego czele stoi Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), coraz silniej prowadzi politykę antyliberalną, atakując niezależne media i sprzymierzając się z antyzachodnimi reżimami na Bliskim Wschodzie - przekonuje Schenker.
Według niego ostatnią demonstracją zmiany politycznej w Ankarze było odwołanie w ubiegłym miesiącu udziału Izraela w manewrach wojskowych NATO w Turcji. Niemal jednocześnie Turcja zapowiedziała przeprowadzenie takich manewrów ze znajdującą się na amerykańskiej liście państw wspierających terroryzm Syrią. Kilka tygodni wcześniej Ankara i Damaszek ustanowiły "radę współpracy strategicznej" - przypomina Schenker.
Równocześnie Ankara zbliżyła się do Teheranu, mimo że Iran dostarcza rebeliantom w Afganistanie i Iraku materiały wybuchowe, od których giną żołnierze NATO i USA - pisze autor artykułu w "Washington Post".
Premier Turcji Recep Erdogan zasugerował też, że sprzeciwi się sankcjom wobec Iranu, mówiąc, że "wierzy, iż wątpliwości społeczności międzynarodowej dotyczące programu atomowego Iranu powinny być złagodzone". W czerwcu prezydent Turcji Abdullah Gul był jedną z pierwszych osób, które zadzwoniły do prezydenta Mahmuda Ahmadineżada, by pogratulować mu reelekcji w kontrowersyjnych wyborach - przypomina gazeta.
Zmiana polityki Ankary wydaje się być niespójna z podstawowymi wartościami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Turcja jest również coraz bardziej niechętna, jeśli idzie o uczestnictwo w trudnych politycznie misjach, co stawia pod znakiem zapytania zobowiązania dotyczące "bezpieczeństwa zbiorowego" - uważa Schenker.
Według niego mimo iż Turcja wysłała żołnierzy do Afganistanu, nie wiadomo, czy zdecyduje się poprzeć wysiłki NATO mające na celu zahamowanie rosyjskiej presji na Litwę czy Łotwę. Biorąc pod uwagę dwuznaczne stanowisko Turcji podczas konfliktu w Gruzji w 2008 roku nie wiadomo, czy kraj ten wziąłby udział nawet w ćwiczeniach wojskowych w krajach bałtyckich. Usprawiedliwiając swoje stanowisko wobec Moskwy Erdogan stwierdził, że Turcja ma wysoki poziom wymiany handlowej z Rosją i będzie postępowała zgodnie z narodowymi interesami.
Jest jeszcze za wcześnie, aby wypisać Turcję z NATO, jednak zdaniem Schenkera trzeba się zastanowić, czy islamistycznemu rządowi w Ankarze można powierzyć zaawansowane technologicznie uzbrojenie, takie jak wielozadaniowe myśliwce kolejnej generacji.
Podkreśla on, że nadszedł czas, by pomyśleć o najgorszym scenariuszu. Nawet jeśli Turcja pozostanie partnerem NATO, w najlepszym razie nie będzie można na niej polegać. Od lat 30. kraj ten był modelem modernizacji i umiaru na Bliskim Wschodzie. Jednak z braku znaczących postępów może się okazać, że Zachód traci Turcję. Jeśli tak się będzie dziać, może dojść do najbardziej dramatycznego rozwoju wydarzeń od czasu rewolucji islamskiej w Iranie w 1979 roku - przekonuje Schenker.