Trzeba jechać do Moskwy?
Aleksander Kwaśniewski ma rację. Nasz kraj
musi być obecny podczas moskiewskich obchodów zwycięstwa nad
hitleryzmem. Po to, aby dać świadectwo prawdzie o przeszłości i
potwierdzić nasze miejsce w Europie - pisze "Rzeczpospolita".
Gdyby Polska zdecydowałaby się nie wziąć udziału w uroczystościach 60. rocznicy zakończenia wojny, nikt na Kremlu specjalnie by się nie zmartwił. Byłby to świetny argument na rzecz tezy o wrodzonej rusofibii Polaków, która tak łatwo znajduje posłuch u naszych zachodnich partnerów. Wiele wskazuje na to, że rosyjska dyplomacja starała się wręcz zniechęcić nas do przyjazdu 9 maja do Moskwy - dodaje "Rzeczpospolita".
Gdy rosyjskie MSZ wydało kuriozalne oświadczenie będące w istocie obroną polityki Stalina wobec Europy wschodniej, trudno było nie dostrzec w tym elementu prowokacji. Moskwa dawała w ten sposób do zrozumienia, że nie ma mowy o uznaniu jej winy i odpowiedzialności za półwiecze rządów komunistycznych dyktatur.
Kraje wyzwolone 15 lat temu spod rosyjskiej dominacji mogły na to zareagować dwojako: albo w odruchu oburzenia i sprzeciwu wobec próby fałszowania historii wycofać się z wyjazdu do Moskwy, albo zignorować tę prowokację i obecnością na majowych uroczystościach zaświadczyć o swym udziale w zwycięstwie nad hitleryzmem. Dobrze, że polski prezydent wybrał tę drugą możliwość.
Polska obecność w Moskwie ma przede wszystkim przypomnieć o roli naszego kraju w koalicji antyhitlerowskiej, do której należeliśmy od początku do końca, i o cenie, jaką zapłaciliśmy za walkę z brunatnym i czerwonym totalitaryzmem - pisze "Rzeczpospolita". (PAP)