Trwa śledztwo ws. katastrofy w "Halembie", badane jest DNA ofiar
W najbliższych dniach gliwicka prokuratura, prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy w kopalni "Halemba", spodziewa się oficjalnych wyników sekcji zwłok oraz badań DNA 23 ofiar tragedii. Trwają przesłuchania świadków. W kopalni ratownicy nadal pracują, aby w rejon wypadku mogła zjechać specjalna komisja, wyjaśniająca okoliczności katastrofy.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński, poinformował, że śledczy zostali już ustnie powiadomieni o przyczynach zgonu ofiar katastrofy (wcześniej eksperci sugerowali uduszenie z powodu wysokiego stężenia tlenku węgla po wybuchu pyłu węglowego), jednak z podaniem informacji trzeba czekać na pisemne opinie z sekcji zwłok.
Na razie nie odbędą się pogrzeby ofiar. Choć niektóre rodziny rozpoznały już swoich bliskich, identyfikacja zwłok nie została zakończona. Materiał DNA przesłano do ośrodka w Bydgoszczy. Obiecano nam, że wyniki będą tak szybko, jak to możliwe - powiedział Szułczyński. Do tego czasu rodzinom nie zostaną wydane zwłoki górników; chodzi o to, by wykluczyć pomyłkę.
Badania identyfikacyjne, na podstawie analizy DNA, przeprowadza Zakład Genetyki Molekularnej i Sądowej bydgoskiego Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK).
W czasie badań, wykorzystując metody biologii molekularnej, wyodrębniamy tzw. profile genetyczne ofiar, które porównujemy z profilami genetycznymi ich bliskich - rodziców, braci, sióstr, dzieci - powiedział prof. Karol Śliwka, kierownik Katedry Medycyny Sądowej, w której skład wchodzi zakład genetyki.
Podstawowy materiał do badań stanowią próbki krwi, organów wewnętrznych i kości zmarłych górników, które pobrano w czasie sekcji przeprowadzonej na Śląsku. Materiał porównawczy to wymazy z wewnętrznej strony policzków najbliższych krewnych ofiar.
Badania przeprowadza się w automatycznych urządzeniach do analizy DNA. Jednocześnie dokonuje się dwa równoległe badania danych próbek w celu zapewnienia rzetelności rezultatów.
Badania identyfikacyjne zmarłych górników potrwają około tygodnia, o ile materiał do analiz nie okaże się zbyt "zdegradowany", m.in. z powodu wysokiej temperatury. W przypadku takich trudności konieczne będą dodatkowe badania.
Prof. Śliwka uchylił się od podania, od ilu zmarłych górników pobrano próbki do analiz. Zapewnił też, że wyniki badań identyfikacyjnych trafią wyłącznie do prokuratury, która je zleciła.
Bydgoskie Collegium Medicum UMK zaliczane jest do wiodących ośrodków badania DNA w Polsce. Zakład Genetyki Molekularnej i Sądowej posiada doświadczoną kadrę i dysponuje wysokiej klasy sprzętem. Współpracuje z wieloma placówkami naukowymi i instytucjami na świecie, m.in. przy tworzeniu baz danych.
Specjaliści zakładu genetyki prowadzili badania DNA mumii egipskiej i szczątków około 200 ofiar z masowych grobów na Bałkanach. Szkolili też kolegów z terenów byłej Jugosławii, którzy tworzyli swoje laboratoria.
W śledztwie przesłuchano dotąd kilkudziesięciu świadków - to górnicy z "Halemby" i pracownicy zewnętrznej firmy Mard, którzy prowadzili prace likwidacyjne 1030 m pod ziemią. Poza przesłuchaniami, policjanci segregują i dokonują oględzin ubiorów roboczych, które górnicy mieli na sobie w czasie katastrofy. W oględzinach biorą udział specjaliści z laboratorium kryminalistycznego.
Policjanci, którzy przesłuchują świadków spotkali się w poniedziałek także z konsultantami - specjalistami w zakresie górnictwa. Chodzi o to, by zadając świadkom pytania zwracali uwagę na istotne, choć czasem bardzo specjalistyczne kwestie i mogli o nie wypytać bardzo wnikliwie - wyjaśnił rzecznik śląskiej policji, podinsp. Andrzej Gąska.
Poza ubiorami, policjanci poddają też oględzinom wydobyte spod ziemi metanomierze i tzw. aparat Draegera - rodzaj czarnej skrzynki, zapisującej informacje o składzie powietrza w kopalni. Krótko po wypadku pojawiły się spekulacje, że sprzęt ten mógł być wadliwy lub celowo ustawiany tak, aby ukryć prawdziwe stężenie metanu.
Na prośbę gliwickiej prokuratury katowicka delegatura Najwyższej Izby Kontroli wysłała do prowadzonych prac dwóch swoich specjalistów od górnictwa, aby służyli śledczym fachową pomocą. Chodzi m.in. o konsultacje w sprawie funkcjonowania czujników metanowych. W tej chwili ustalamy podział naszych działań i wypracowujemy sposób współpracy - powiedział dyrektor katowickiej delegatury NIK Wojciech Matecki. Zaprzeczył wcześniejszym informacjom, by NIK miał uczestniczyć w wyjaśniającej przyczyny tragedii komisji. Do delegatury - jak poinformował dyrektor - nie dotarło też na razie żadne oficjalne pismo w sprawie czynności kontrolnych, jakie w związku z katastrofą miałaby przeprowadzić NIK. Izbę poprosił o to w ubiegłym tygodniu prezydent Lech Kaczyński.
Na ustalenia komisji, badającej przyczyny katastrofy, oraz prokuratury czeka Kompania Węglowa, do której należy "Halemba". Rzecznik firmy Zbigniew Madej, zapewnił, że jeżeli odpowiednie organy wskażą winnych ewentualnych nieprawidłowości w kopalni, wyciągnięte zostaną konsekwencje dyscyplinarne. Zaznaczył jednak, że na razie nie ma do tego przesłanek.
Madej przypomniał, że zmiany personalne w kopalni planowane były już od kilku miesięcy, w związku z przejściem na emeryturę obecnego dyrektora "Halemby" Kazimierza Dąbrowy. Od 1 stycznia stanie się on emerytem, tak jak 11 innych dyrektorów i 11 naczelnych inżynierów KW. Przestaną też istnieć stanowiska dyrektorów ekonomicznych kopalń. Zgodnie ze strategią, Kompania zgrupuje kopalnie w czterech centrach wydobywczych.
Madej zdementował informacje prasowe, że wtorek miał być ostatnim dniem pracy firmy "Mard" prowadzącej w "Halembie" likwidację ściany. Podkreślił, że firma ta z powodzeniem zlikwidowała wcześniej trzy inne ściany w tej kopalni i cieszyła się dobrą opinią. O tym, że przy likwidowanej ścianie istnieje zagrożenie metanowe wiedziano, dlatego prace odbywały się pod nadzorem Okręgowego Urzędu Górniczego. W sumie KW korzysta pod ziemią z usług 2,3 tys. osób z 49 firm zewnętrznych.
W "Halembie" nadal pracują ratownicy. Jak poinformował rzecznik kopalni Jan Sienkiewicz, pod ziemią na każdej zmianie są po dwa zastępy ratowników. Koncentrują się na przewietrzaniu wyrobiska, by jak najszybciej zapewnić tam bezpieczne warunki. To ważne, by w rejon katastrofy mogła jak najszybciej zjechać komisja.
Sienkiewicz wyjaśnił, że ratownicy wietrzą wyrobisko metodą tzw. wentylacji wymuszonej - wtłaczają powietrze w wyrobisko za pomocą wentylatorów lutniowych i budowanych w miarę poprawy sytuacji kolejnych 15-metrowych odcinków tzw. lutniociągów kopalnianych. Pompowane nimi świeże powietrze zajmuje miejsce dotychczasowego, w którym było m.in. zbyt mało tlenu a za dużo pyłu.
Sienkiewicz podkreślił, że choć skład atmosfery w wyrobisku nadal wymusza użycie przez ratowników masek i aparatów tlenowych, od niedzieli ich praca jest bezpieczniejsza. Wtedy bowiem ukończyli instalację stałych, precyzyjnych czujników badających stężenia metanu, tlenu i różnych tlenków, a także szybkości przepływu powietrza. Do tej pory ratownicy korzystali jedynie z przenośnych aparatów.
Po pierwszym, piątkowym posiedzeniu komisji, w kopalni powołano zespół doradczy kierownika akcji ratowniczej, w którym zasiadają eksperci m.in. z Głównego Instytutu Górnictwa, Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego i Politechniki Śląskiej. Jak podkreślił Sienkiewicz, nie sposób na razie nawet oszacować, kiedy zjazd komisji na dół będzie możliwy - termin ten może uda się przybliżyć w środę po kolejnym zebraniu zespołu doradczego. Optymistycznie, wizja mogłaby odbyć się najwcześniej w końcu tygodnia.
Kompania Węglowa nie oszacowała jeszcze kosztów akcji w "Halembie". Nieoficjalnie jej przedstawiciele wymieniają kwotę zbliżoną nawet do czterech mln zł. Katastrofa nie zakłóciła wydobycia węgla, które odbywa się normalnie. Madej zapewnił, że spółka, która po 10 miesiącach miała 20,5 mln zł zysku netto, zakończy rok dodatnim wynikiem finansowym. Wcześniej mówiono o 52 mln zł, wobec prognozowanych pierwotnie ponad 100 mln zł.