Trump wraca do zamachu. Padły oskarżenia pod adresem Harris
Donald Trump kolejny raz powrócił do nieudanej próby zamachu na swoje życie. Kandydat republikanów stwierdził, że atak "to do pewnego stopnia wina Joe Bidena i Kamali Harris".
Trump przekonywał w udzielonym wywiadzie, że mimo starań jego sztabu, poziom zabezpieczeń Secret Sevice podczas jego wieców nie był wystarczający. - Myślę, że w pewnym stopniu to wina Bidena i Harris. Jestem ich przeciwnikiem. Używali aparatu władzy jako broni przeciwko mnie (...). Nie byli zbyt zainteresowani moim zdrowiem i bezpieczeństwem - stwierdził Trump.
Kandydat republikanów sugerował, że Biden wraz z Harris, swoją retoryką, w której oskarżali go o zagrażanie demokracji, mogli zainspirować zamachowca.
- To była ich standardowa linia, wystarczy ciągle to mówić i wiesz, że to może zmotywować zabójców czy potencjalnych zabójców. Może ten pocisk był wynikiem ich retoryki - stwierdził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: co dalej w obwodzie kurskim? "Strona ukraińska jest przygotowana"
Nieudany zamach na Donalda Trumpa
13 lipca, podczas wiecu wyborczego w stanie Pensylwania, Trump stał się celem nieudanego zamachu. Dwudziestoletni Thomas Matthew Crooks oddał w kierunku byłego prezydenta strzał z odległości 135 metrów, raniąc go w ucho.
Zamachowiec został zastrzelony przez snajpera Secret Service. Przesłuchiwana w Kongresie dyrektor tej służby, Kimberly Cheatle, ostatecznie podała się do dymisji.
Dochodzenie w sprawie możliwych zaniedbań prowadzi Kongres, a Trump już zapowiedział, że jeśli zostanie wybrany na urząd prezydenta USA, powoła specjalną komisję do zbadania wszystkich okoliczności zamachu z 13 lipca.