USA nie potępią ataku na Sumy. "Konsekwencje są poważne"
USA nie podpiszą oświadczenia państw tzw. grupy G7 potępiającego rosyjski atak na Sumy, w którym zginęło 35 osób. Powód? "Chęć podtrzymania negocjacji z Rosją". Odmowa podpisania dokumentu jest kolejnym przykładem zmiany kursu Waszyngtonu.
- Dzięki takim decyzjom prawo międzynarodowe za chwilę przestanie obowiązywać. Już teraz funkcjonuje bardzo słabo. Konsekwencje tego co robią Stany Zjednoczone, są bardzo poważne. To jest zmienianie globalnej narracji – mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Maciej Milczanowski, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego, zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Polityce UR.
We wtorek agencja Bloomberg, powołując się na źródła wtajemniczone w dyplomatyczną korespondencję, ujawniła: przedstawiciele administracji Trumpa przekazali sojusznikom, że USA nie podpiszą się pod oświadczeniem potępiającym atak, bo "pracują nad tym, by podtrzymać przestrzeń do wynegocjowania pokoju".
W oświadczeniu grupy G7 napisano m.in. że atak na Sumy był dowodem, że Rosja jest zdeterminowana, by kontynuować wojnę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dyplomata wskazał wielki błąd Trumpa. "Nie rozumie Rosji"
W środę informację w kanadyjskich źródłach dyplomatycznych potwierdziła CNN. Jak zauważa stacja, odmowa podpisania oświadczenia przez Stany Zjednoczone jest kolejnym przykładem zmiany kursu. Pod koniec lutego USA wraz z Rosją zagłosowały przeciwko rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ potępiającej wojnę na Ukrainie.
Po uderzeniu rakietami balistycznymi w centrum Sum, w którym zginęło 35 osób, a 117 zostało rannych, Donald Trump zapowiedział, że nie nałoży sankcji na Rosję. Z kolei komentując atak, stwierdził, że powiedziano mu, iż Rosja "popełniła błąd". Poproszony o wyjaśnienie, co miał na myśli, nie sprecyzował jednak, o co mu dokładnie chodzi. Jednocześnie wbrew faktom obarczał współwiną Ukrainę i swojego poprzednika Joe Bidena za wybuch wojny, a nawet twierdził, że Ukraina ją zaczęła, mimo że jest ofiarą rosyjskiej agresji.
Rosja tymczasem przyznała się do ataku w poniedziałek, fałszywie twierdząc, że uderzyła w zgromadzenie ukraińskich dowódców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ważne słowa szefa NATO w Ukrainie. "Francja i Anglia są gotowe"
Jak zauważa dr hab. Maciej Milczanowski, dla "dorosłych ludzi", takich jak Putin i Trump, mówienie o faktach, że w wyniku ostrzału na wojnie zginęli niewinni ludzie, nie powinno być żadnym problemem i w żaden sposób wpływać na negocjacje w sprawie zakończenia wojny.
- A przekonywanie nas przez cały czas, że o Rosji nie można nic złego powiedzieć, bo Moskwa zerwie negocjacje, jest jakimś całkowitym absurdem. Przecież Putin dobrze wiedział, że Rosjanie uderzą w cywilną ludność. Doskonale wie, jaką zbrodnię ludobójstwa popełnia. A Trump próbuje nas przekonać, że nie wolno krytykować Rosji. To są bzdury – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Polityce na Uniwersytecie Rzeszowskim.
I jak dodaje, Trumpowi bardziej chodzi o to, żeby ocieplać wizerunek Putina.
- Chce budować nową politykę na świecie, w której zarówno Rosja jak i USA będą mogły prowadzić działania niezgodne z międzynarodowym prawem. Dzięki takim decyzjom Waszyngtonu prawo międzynarodowe za chwilę przestanie obowiązywać. Już teraz funkcjonuje bardzo słabo. Konsekwencje tego co robią Stany Zjednoczone, są bardzo poważne. To jest zmienianie globalnej narracji – uważa dr hab. Maciej Milczanowski.
"To poważna sprawa"
Rozmówca Wirtualnej Polski zwraca uwagę, że w konsekwencji takich działań, amerykańskie społeczeństwo będzie obojętne na takie zdarzenia jak krwawy atak na Sumy.
- Ostrzał ludności cywilnej na ulicy? Setki ofiar śmiertelnych i rannych? Zwolennicy Trumpa już dzisiaj komentują to zapewne: "bądźmy realistami, na wojnie tak się dzieje, Putin taki jest, a świat już tak wygląda". Dla nich za chwilę będzie to normalność. Trump dokładnie tak to przekazuje – komentuje Milczanowski.
I jak podkreśla, nie powinno być na to zgody.
- Są zasady i wartości, które wyznaje demokratyczny świat. A amerykański prezydent im zaprzecza. To poważna sprawa. Zmiana retoryki pozwala na zmianę zasad funkcjonowania polityki międzynarodowej. Agresja i siła mocarstw mają być kluczowymi argumentami – ocenia ekspert.
Milczanowski przestrzega, że "taka postawa USA zachęca Putina do agresywnych i śmielszych ataków Rosji na cywilne cele".
- Kreml wykorzystuje też "pseudonegocjacje", by uderzać w Ukrainie z większą siłą i kompromitować amerykańskie wysiłki. To nawet nie są rozmowy pokojowe, ale rozmowy o nowym ładzie świata. A kwestia ukraińska jest jedynie przedmiotem ustaleń między Rosją a USA. I ma być pewną zapłatą. I Moskwa i Waszyngton chcą jak najwięcej wyciągnąć z Ukrainy. Putin domaga się aneksji najcenniejszych przemysłowo obwodów i politycznego wpływu na władze w Kijowie, a Trump domaga się surowców. To czarny scenariusz dla Ukrainy – podsumowuje rozmówca Wirtualnej Polski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski