Tak się bawią wielcy ludzie...
W sobotę odbędzie w Gdańsku wielka feta. Wystąpi zespół "Mazowsze", a potem 600 zaproszonych gości zje "skromny domowy obiad" – jak mówi jubilat. Na liście zaproszonych jest właściwie cały establishment, a ze znanych postaci brakuje tylko Donalda Tuska i Bogdana Borusewicza.
Ksiądz Henryk Jankowski mówi, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszystkim spodobają się huczne obchody jego siedemdziesiątych urodzin. „Zawsze znajdą się mali ludzie, którzy mnie skrytykują pod byle pretekstem, ale ja się nie przejmuję” – twierdzi na łamach „Dziennika”. Hm, ja niewątpliwie zaliczam się do tych „małych ludzi”, bo nie mogę pominąć milczeniem tego pokazu pychy i braku choćby pozorów skromności.
Co upoważnia prałata, aby wywyższać się ponad innych kapłanów? Arcybiskup Gocłowski swoją siedemdziesiątkę obchodził w gronie najbliższych współpracowników a jubileusz 75-lecia spędził na Jasnej Górze, gdzie przewodniczył pielgrzymce ludzi pracy. A tu proszę: bizantyjski przepych i zadęcie godne kacyka plemiennego! Na liście zaproszonych znalazł się nawet papież, co według mnie jest szczytem zarozumiałości ze strony zapraszającego. Gdyby tak każdy, kto kiedyś zrobił coś dobrego dla innych (żeby była jasność - w swoim czasie ksiądz Jankowski uczynił bardzo wiele dla Polski) chciał potem odbierać za to hołdy do końca życia, to mielibyśmy kastę żywych pomników. A chyba nie tego najbardziej nam potrzeba? Poza tym dobrze jest wiedzieć, kiedy zejść ze sceny, ale to potrafią tylko naprawdę wielcy ludzie...