Gdańsk. Mężczyźnie odmówiono leczenia. Rodzina grozi sądem
Paweł złamał w wypadku kręgosłup, odniósł obrażenia klatki piersiowej i kończyn. Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku odmówiło mu leczenia. Rodzina 34-letniego mężczyzny zapowiada proces w sądzie.
Rodzina 34-latka zapowiada chce od szpitala UCK adośćuczynienia w imieniu brata za miesięczną zwłokę w leczeniu. - Nasz brat będzie jeździł na wózku, potrzebna mu będzie długa rehabilitacja - mówią siostry mężczyzny. - Gdyby zabieg odbył się szybciej, być może byłby teraz w lepszym stanie - tłumaczą.
Paweł w wyniku wypadku samochodowego trafił do Kociewskiego Centrum Zdrowia w Starogardzie Gdańskim, podaje portal radiogdansk.pl.
W szpitalu czekał w śpiączce przez miesiąc na zabieg neurochirurgiczny. Z powodu braku odpowiedniego zaplecza medycznego odmówiły szpitale Copernicus w Gdańsku oraz placówka w Słupsku.
Z nieznanych rodzinie przyczyn odmówiło też Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku. Ostatecznie po miesiącu poszukiwań zabieg zgodzili się przeprowadzić lekarze z Łodzi.
Dyrekcja szpitala unika komentarza
Krewni pacjenta są zbulwersowani postępowaniem lekarzy z UCK i twierdzą, że zostały złamane procedury. - Brata nie przyjęto do centrum urazowego w Gdańsku, mimo że powinien tu trafić – mówią siostry mężczyzny w rozmowie z radiem. - Dwukrotnie nam odmówiono leczenia. To skandaliczne, że mamy taki nowoczesny ośrodek i nie przyjmują ludzi na operacje – zaznaczają.
Mężczyzna wymagał zabiegu stabilizacji złamanego kręgosłupa, żeby mógł usiąść na wózku inwalidzkim. - Takich operacji nie przeprowadza się w szpitalu powiatowym – tłumaczą siostry. - Dodatkowo potrzebni byli lekarze zajmujący się obrażeniami klatki piersiowej i kończyn – mówią.
Te opinie potwierdza wojewódzki konsultant ds. neurochirurgii. Profesor Wojciech Kloc wskazał Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku jako szpital, do którego powinien trafić mężczyzna.
Dyrekcja placówki nie komentuje sprawy, twierdząc że jest ona bardziej złożona, niż się pozornie wydaje. Zastępca dyrektora ds. medycznych dr Tomasz Stefaniak powiedział jedynie, że „doszło do nieporozumienia w komunikacji między o środkami”.
Sprawę badają już Ministerstwo Zdrowia, Rzecznik Praw Pacjenta, NFZ i wojewoda pomorski.
Źródło: radiogdansk.pl