Tresowanie do życia


Podopieczni gdańskiego ośrodka dla dzieci autystycznych zaczynają mówić, sami się ubierają i jedzą. Jest tylko jeden warunek - trzeba siłą złamać opór dziecka.

24.07.2003 | aktual.: 24.07.2003 11:32

"We wrześniu 1999 roku terapeuta naszego syna zaproponował metodę, która (...) polega na tym, że dziecko kładzie się twarzą do materaca. Jedna osoba trzyma dziecko za nogi w ten sposób, aby nie mogło się ruszyć. Druga trzyma dziecko za ręce wykręcone do tyłu. Trzecia trzyma dziecko za głowę, całkowicie ją unieruchamiając. Gdy dziecko zaczyna krzyczeć, przytrzymuje się je pod brodę, aby nie miało tej możliwości. Dodatkowo stosuje się prowokację. Krzyczy się czy też głośno mówi: 'Wstań, Dawid, wstań - idziemy, wstań - mama idzie, wstań - jak nie wstaniesz, zostaniesz sam' itp. Dodatkowo stawia się obok dziecka napój, tak aby go widziało. Trwa to przez cztery godziny bez przerwy. W tym czasie Dawid strasznie się spocił, zsikał kilka razy. To samo mamy robić w domu przez dwie godziny. Przechodzimy rozterki psychiczne i moralne".

Oto jedna z podstawowych procedur awersyjnych stosowanych w terapii behawioralnej, zapamiętana przez rodziców Dawida Wesołowskiego jako zmora. 10 lat temu dwaj norwescy psycholodzy Jens Skar i Arild Karlsen zaszczepili behawioryzm w Gdańsku.

Wojtek zaczął szczekać

- Przez następne lata terapeuci z gdańskiego ośrodka przeszkolili setki młodych ludzi, którzy stosują poniżające praktyki, między innymi w Gdyni, Malborku, Poznaniu i Krakowie - mówi Ewa Szmytkowska.

Jej syn Mateusz Szmytkowski był zdaniem pracowników jednym z najtrudniejszych uczniów gdańskiego ośrodka. Opowiadają, że atakował genitalia mężczyzn w dżinsach określonej marki, rzucał się na ludzi w okularach, tratował małe dzieci na klatce schodowej. - Bywało, że cały dzień leżał na podłodze, bo stawiał opór - mówi jego była terapeutka Beata Blok. Dyrektorka ośrodka Małgorzata Rybicka uważa, że gdyby mama Mateusza kontynuowała terapię w domu, chłopcu można by pomóc.

- Terapia behawioralna przypomina tresurę. Działa, dopóki się ją stosuje. Jeśli się przerwie, to koniec - uważa mama Wojtka Gajewskiego, który za karę często stał w kącie. - Zabrałam syna z ośrodka z dnia na dzień, jak odkryłam, że wpada w stereotypię i działa mechanicznie - opowiada Gajewska. Wojtek nie lubił ośrodka, chociaż dość łatwo poddawał się terapii. - Raz przyszedł do nas do domu terapeuta z ośrodka. Wojtek zatrzasnął drzwi i zaczął szczekać, żeby go odstraszyć, a potem cały czas deptał mu po nogach. Teraz Wojtek chodzi do szkoły życia. Potrafi od trzeciej w nocy czekać pod drzwiami z torbą, bo nie może się doczekać ranka, żeby tam iść. To dowód, że dzieci autystyczne czują ból, strach i przyjemność - uważa Gajewska.

Procedury awersyjne

”W pierwszym tygodniu stycznia 2001 roku na obu przedramionach dziecka zaobserwowałam duże sińce odciśniętych dłoni. Powiedziałam [o nich] nauczycielce, na co ona odpowiedziała, że musi się bardziej pilnować. (...) Na pośladkach syna zaczęłam obserwować punktowe sińce, które w sumie wyglądały jak korale, jeden obok drugiego. (...) W drugim tygodniu stycznia syn po zajęciach w szkole przyszedł do domu z wybitą jedynką i spuchniętymi ustami. (...) Nauczycielka powiedziała, że dziecko upadło na podłogę i wybiło sobie ząb. Ten fakt też zignorowałam: zdarzyć się przecież może. 18.01.2001 (...) doznałam szoku: syn miał purpurowosiną twarz z raną na czole i brodzie, z wyraźnymi obdrapaniami paznokciami na płatkach nosa" - napisała mama Filipa.

- Eksperyment behawioralny w gdańskim ośrodku polega na wykorzystywaniu wzmocnień negatywnych i stosowaniu procedur awersyjnych w celu zniechęcenia osoby z autyzmem do nieakceptowanego zachowania - uważa Bożena Przyjemska, prezydent Stowarzyszenia Pomocy Osobom Niepełnosprawnym w Kanadzie. W piśmie do kuratorium w Gdańsku pisze, że najlżejszą formą procedur są przysiady w ilości wyznaczonej przez terapeutę. „Jeśli mimo takiej tresury dziecko źle się zachowuje, stosuje się cięższe procedury: dziecko kładzione jest na podłodze, często twarzą do podłoża, i przetrzymywane w celu zniechęcenia i rozluźnienia napięć. Praktycznie wygląda to tak, że cztery osoby siadają na wyrywającym się dziecku. Jedna przytrzymuje nogi, dwie wykręcają ręce w nadgarstkach, czwarta zaś przytrzymuje głowę. Jeżeli terapeuci uznają to za stosowne, nakrywa się głowę dziecka ręcznikiem i knebluje usta. Stosowane są też zimne prysznice, karmienie i pojenie na siłę".

Bożena Przyjemska prowadzi w Polsce i za granicą akcję przeciwko przemocy w terapii. - Ośrodek wcale nie pracuje nad rozwojem dziecka. Ta terapia jest zwykłym treningiem posłuszeństwa, a rodzice się cieszą, bo mogą panować nad zachowaniami swojego dziecka - tłumaczy Danuta Kłopocka, która siedem lat temu chciała wysłać swojego syna do gdańskiego ośrodka. - Kiedy dowiedziałam się o metodach, powiedziałam, że z moim synem tak nie trzeba, bo nie jest agresywny. Usłyszała wtedy, że za kilka lat sobie z nim nie poradzi, jeśli teraz nie nauczy się nad nim panować. Danuta Kłopocka nie posłała tam syna. - Nie chciałam go narazić na stres i upokorzenia. Od spotkania z terapeutą minęło siedem lat, żadna z makabrycznych prognoz się nie sprawdziła - podkreśla Kłopocka.

- Metoda behawioralna nie każdemu musi odpowiadać. To jest kwestia światopoglądu. Dzieci autystyczne zostawione same sobie będą siedzieć i się kiwać. Moglibyśmy im dać święty spokój, ale to by znaczyło, że zaniechamy ich nauki - mówi psycholog Jacek Kozłowski, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Analizy Behawioralnej, który zaprosił do Polski norweskich specjalistów.

Przymus ściśle regulowany

Zdaniem Kozłowskiego terapeuci z gdańskiego ośrodka informują rodziców o stosowanych metodach i proszą o wyrażenie na nie zgody. - Nie zawsze jednak rodzice mają świadomość, na czym będzie polegała przyjęta przez placówkę strategia - uważa Ewa Szmytkowska, mama Mateusza. - Jeśli rodzic chce, to powinien uczestniczyć w terapii, a gdy uważa, że nie należy stosować jakiejś metody, terapeuta musi przerwać. Decyzja należy do rodziców. Ponieważ mówimy o narzędziach, którymi możemy się posługiwać dobrze lub źle, niezbędna jest kontrola - tłumaczy Jacek Kozłowski, ale jednocześnie dodaje, że w Polsce nie ma prawa, które ograniczałoby te narzędzia. Nie ma ekspertów, którzy potrafiliby je ocenić.

- Zgodnie z Kodeksem Etyki Lekarskiej pacjenta placówki terapeutycznej nie można do niczego zmusić. W przypadku osób upośledzonych zgodę na terapię podpisują prawni opiekunowie, najczęściej rodzice - wyjaśnia Iwona Raszka, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Etyki. W praktyce oznacza to, że od opiekuna zależy, jakim procedurom dziecko zostanie poddane.

- Stosowanie siły to jest łamanie prawa. W psychiatrii przymus jest bardzo ściśle regulowany - uważa Michał Wroniszewski, prezes Synapsis, największego warszawskiego ośrodka dla dzieci autystycznych. Jego zdaniem metody awersyjne są nieetyczne i nieskuteczne. - Nurt behawioralny reprezentowany przez Norwegów jest ortodoksyjny, opiera się na tresurze i nie ma w nim alternatywy - tłumaczy Wroniszewski. Barbara Piasecka-Johnson, która sponsoruje gdański ośrodek, namawiała też warszawski Synapsis do kontrowersyjnej terapii. - Warunkiem sponsoringu była rezygnacja z innych metod, którymi pracujemy od lat. Nie zgodziliśmy się, więc skończyły się pieniądze - mówi Wroniszewski.

- Warszawa jest pustynią, jeśli chodzi o behawioryzm - uważa Kozłowski. Jego zdaniem efektywność Synapsis jest fatalna. Ośrodek ma standardowe programy, a konsultacje rodziców z psychoterapeutą odbywają się raz w miesiącu za zamkniętymi drzwiami, więc rodzice nawet nie wiedzą, jak wygląda terapia ich dziecka. - Większość naszych dzieci zaczyna mówić i to jest nasz wielki sukces - mówi prezes Synapsis. Jego zdaniem nie ma jednej dobrej metody dla wszystkich dzieci. - Autystom z zaburzeniami zmysłów, którzy ze względu na nadwrażliwość na bodźce bardzo cierpią, nie należy na przykład zabraniać zasłaniania uszu lub oczu, bo to byłoby działanie na skutek, a nie na przyczynę - tłumaczy Wroniszewski. Zdaniem prezesa Synapsis metodę trzeba dopasowywać do dziecka, a nie dziecko do metody.

- Mój Daniel był wcześniej w Synapsis. Przez cały dzień kazali mu kręcić klockiem, a ja miałam mu szeptać do ucha i robić masaż „pada deszczyk". To było żenujące, moje dziecko niczego się tam nie nauczyło. Dzisiaj chodzi do szkoły integracyjnej, tyra jak wół i są efekty - opowiada Małgorzata Miecznikowska. Jej dziewięcioletni syn od pięciu lat jest w gdańskim ośrodku. - Można dziecko nauczyć samodzielnego jedzenia i podcierania pupy. Ale najpierw trzeba je nauczyć siedzieć! Nie da się nauczyć dziecka pisać, jeśli wierzga - podkreśla Miecznikowska. Wroniszewski uważa, że mamy przekonane do behawioryzmu mają jednostronną wizję świata i zapominają o różnych faktach. - Mama tego chłopca już w ankiecie w Synapsis zaznaczyła, że syn mówi poszczególne wyrazy - podaje przykład Wroniszewski.

Dzieci odmienione

W gdańskiej placówce jest dzisiaj około 40 dzieci. Ich rodzice mówią, że terapia odmieniła im życie. Mama 12-letniego Darka Janina Kaczmar specjalnie przeprowadziła się do Gdańska. - Mój syn dzięki ośrodkowi zaczął mówić w wieku 11 lat. Wcześniej potrafił przez pół nocy udawać indyka albo sygnał karetki pogotowia. Dzisiaj tego nie robi. Jadł tylko chleb z masłem, serek w jednym opakowaniu, nie znosił odgłosu suszarki - wspomina Janina Kaczmar. - Jak opowiadałam to lekarzom w Niemczech, mówili mi, że to ja mam problem, bo nie potrafię zaakceptować choroby dziecka. Uciekłam z Niemiec, gdy zaczęli podawać Darkowi psychotropy, bo był nadpobudliwy.

Syn Danuty Bakalarz 12-letni Michał ma szał na punkcie kobiecych piersi. - Potrafił złapać za piersi kobietę w autobusie, więc nauczyłam go, że karą za to są przysiady - opowiada Danuta. Teraz Michał, kiedy tylko spojrzy na piersi, sam trzy razy kuca, zamiast się nakręcać.

- Krzysiek był w przedszkolu integracyjnym. Cały dzień układał wieże wyższe od siebie albo się kiwał, a pani się cieszyła, jak on świetnie funkcjonuje. Zabrałam go stamtąd - opowiada Wioleta Umławska, mama 12-letniego Krzysia. W wieku pięciu lat Krzyś stał się agresywny. Jego matka pokazuje liczne blizny na rękach. Czasami w ogóle nie ruszała się z domu, bo sobie nie radziła. Z autobusu do ośrodka wchodziła pogryziona, podrapana i we krwi. - Raz zatrzymała mnie policja - wspomina mama Krzysia. - Używamy siły, tylko żeby odeprzeć siłę, którą kierują na nas dzieci - zaznacza Małgorzata Miecznikowska. - Otoczenie nie reaguje, jak matka krzyknie na dziecko albo da mu klapsa w tyłek, ale wstawania i kucania społeczeństwo nie potrafi zaakceptować - dodaje mama Kasi Kocuniak.

Lepszy od Boga

Efekty terapii przywiezionej do Polski przez Jensa Skara i Arilda Karlsena były piorunujące - część dzieci bardzo szybko uczyła się elementów mowy i podstawowych czynności, takich jak jedzenie, rozbieranie i ubieranie. Stan innych drastycznie się pogorszył - przestały sypiać w nocy, zaczęły się moczyć, chociaż wcześniej to się nie zdarzało. Rodzice zaczęli się niepokoić stanami lękowymi swoich dzieci. Zainteresowali się wnikliwie terapią i Norwegami, którzy ją propagowali w Gdańsku.

Na stronie internetowej Arilda Karlsena znaleźli diabła o twarzy Arilda i niepokojące motto: „Jestem lepszy od Boga, chrześcijanie powinni się wstydzić!". Psycholog pisze, że jest radykalnym behawiorystą. Nie wierzy w duszę, bo nikt jej nie widział. Należy do Norweskiego Stowarzyszenia Pogańskiego (stąd pewnie diabły). Przykazuje też: “Make love, not children!".

Kiedyś na tej samej stronie można było zobaczyć zdjęcie nagiego Karlsena z obnażonymi genitaliami w towarzystwie innego nagiego mężczyzny i z piwem w ręku. - Arild na moją prośbę zdjął to zdjęcie. To świetny terapeuta, ale ma niestety dość specyficzne poczucie humoru - tłumaczy Małgorzata Rybicka, dyrektorka ośrodka. - Karlsen jest człowiekiem bardzo oryginalnym. Każdy z nas prywatnie robi rzeczy, które lubi. On prowokuje - tłumaczy Jacek Kozłowski zaprzyjaźniony z Norwegami. Arild Karlsen jest w Norwegii nauczycielem w szkole licencjackiej dla terapeutów.

- Drugi terapeuta Jens Skar został od stycznia pozbawiony prawa do wykonywania zawodu psychologa i toczy się przeciwko niemu postępowanie - mówi Ewa Szmytkowska. Jens Skar jest podejrzany o nielegalne używanie przemocy i przymusu w swojej pracy. Może zostać skazany na trzy lata więzienia - informuje norweska gazeta. - W Norwegii opinia nie jest jednoznaczna. Wiem, że proces jest na dobrej drodze - odpowiada Kozłowski.

W Polsce doniesienia o wypadkach przemocy w gdańskim ośrodku są już w prokuraturze. Pierwsza kontrola kuratorium miała miejsce w 2000 roku. - Nie stwierdziliśmy jednak niczego rażącego - powiedziała wtedy Róża Konkiel, wizytator z kuratorium oświaty w Gdańsku.

Gdy stawia opór

W roku szkolnym 1999/2000 siedem rodzin zabrało swoje dzieci z ośrodka w Gdańsku. Rodzice założyli grupę Przeciwko Przemocy w Terapii i postanowili walczyć o prawa wszystkich autystycznych dzieci. - Na spotkaniu z kuratorem usłyszeliśmy: „Ale przecież nie wszyscy rodzice się skarżą". Pracownicy ośrodka nachodzą w nowych szkołach dzieci, które wcześniej prowadzili - mówi Danuta Kłopocka, członek grupy. Kłopocka coraz częściej słyszy od różnych rodziców, że ośrodek straszy ich prokuratorem. Grupa Przeciwko Przemocy wysyła więc pisma do urzędników: do minister Łybackiej, do rzecznika praw obywatelskich, rzecznika praw dziecka, kuratorium, wreszcie do Fundacji Helsińskiej.

- Szkoda, że para, którą generują, nie jest skierowana na wymyślenie alternatywy. Wtedy być może ośrodek zmieniłby profil - krytykuje działania przeciwników Jacek Kozłowski. - W wielu środowiskach terapia behawioralna przyjmowana jest bardzo niechętnie. Studenci pedagogiki specjalnej nie mają jej w programach swoich studiów, a ośrodki pracujące według jej zasad otaczane są profesjonalnym ostracyzmem - żali się dyrektor Rybicka. - Chcemy, by terapia była dla dziecka atrakcyjna (...), jednak bardzo często dziecko stawia opór (...). Dlatego niezbędne jest stosowanie siły (...). Trzeba jednak pamiętać, by stosować tylko tyle przymusu, ile jest niezbędne - podkreśla Rybicka. - A ile to jest? - zastanawiają się rodzice, którzy zabrali dzieci z ośrodka.

Strach i niepewność

”W Polsce nie ma ośrodków naukowych zajmujących się terapią behawioralną ani uznanych specjalistów, w związku z tym metody te nie powinny być w ogóle stosowane albo pod ścisłym nadzorem merytorycznym i etycznym" - pisze na forum internetowym poświęconym autyzmowi „Benek". Rzecznik praw obywatelskich wystąpił do minister edukacji Krystyny Łybackiej o wyjaśnienia w sprawie stosowania przemocy wobec dzieci autystycznych w niektórych ośrodkach terapeutycznych. Poprosił też o ustalenie zasad postępowania i nadzoru gwarantujących bezpieczeństwo niepełnosprawnym dzieciom oraz o respektowanie prawa i norm etycznych.

Kilka lat temu Irlandzkie Towarzystwo Autyzmu w porozumieniu z portugalskim stowarzyszeniem APPDA, brytyjskim CAP i francuskim Autisme France rozpoczęło kampanię przeciwko niektórym praktykom stosowanym wobec chorych na autyzm. Członek stowarzyszenia Pat Matthews uważa, że używanie siły wobec dzieci autystycznych jest nieuzasadnione, prowadzi do wyzwolenia poczucia strachu i niepewności.

- W Polsce nie ma instytucji i ludzi, którzy w sposób kompetentny i neutralny potrafiliby ocenić pracę gdańskiego ośrodka. System kontroli jest potrzebny, ale ja się boję, że jakiś nadgorliwy urzędnik powie, iż terapia behawioralna jest z gruntu zła i że nie można jej stosować. I to będzie tragedia dla dzieci autystycznych w Polsce - uważa Kozłowski.

Joanna Gorzelińska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)