Tramwaj zwany... salą rozpraw
Przed łódzkim sądem rozpoczął się proces, który wdowa po działaczu opozycyjnym wytoczyła Jerzemu
Kropiwnickiemu. Rozprawa zaczęła się o godz. 10.30. Prezydenta
Łodzi nie było jednak w sądzie, bo - według adwokata - w tym
czasie podróżował służbowo do USA - pisze "Dziennik Łódzki".
Tymczasem właśnie o godz. 10.30 Kropiwnicki jeździł...
zabytkowym tramwajem po ul. Piotrkowskiej.
10.09.2003 | aktual.: 10.09.2003 08:14
We wrześniu ubiegłego roku Jerzy Kropiwnicki (ZChN) zapoznał się w Instytucie Pamięci Narodowej z nazwiskami osób, które donosiły na niego Służbie Bezpieczeństwa. Ujawnił je w rozmowie z reporterką "Dziennika Łódzkiego". Wśród wymienionych byli etatowi pracownicy SB i dwaj działacze zwiazani z "Solidarnością", których nazwał "klasycznymi donosicielami".
Po publikacji tekstu "Kropiwnicki ujawnił konfidentów", wdowa po jednym z opozycjonistów pozwała Kropiwnickiego do sądu. Zarzuciła mu naruszenie czci i dobrego imienia męża. Twierdzi, że oskarżenie było bezpodstawne, a Kropiwnicki nie miał prawa upubliczniać nazwisk uzyskanych w IPN. Domaga się przeprosin i 20 tys. zł na cel społeczny.
Podczas wczorajszej rozprawy mec. Rafał Kasprzyk, pełnomocnik Kropiwnickiego, złożył usprawiedliwienie, z którego wynikało, że jego klient od 9 do 19 września jest w podróży służbowej. "Takie informacje uzyskałem od asystentki prezydenta" - powiedział Rafał Kasprzyk .
Gdy sąd odraczał rozprawę, prezydent tryskał humorem, jeżdżąc repliką zabytkowego tramwaju po Piotrkowskiej. Zdążył też wziać udział w przekazaniu szpitalowi dziecięcemu specjalistycznego sprzętu, kupionego za pieniądze z licytacji o jednodniową prezydenturę Łodzi.