Traktat Lizboński przypomina trochę żywy organizm
Od trzech dni obowiązuje w Unii Traktat Lizboński. Taki kompleksowy model regulacji przypomina trochę żywy organizm. Dopiero bowiem w toku wprowadzania go w życie okaże się, co tak naprawdę powstanie. Czy sieci wyprą tradycyjne państwa narodowe, czy może staną się narzędziem najsilniejszych państw, lub - parawanem dla realizacji ich interesów?
Jaka będzie realna struktura traktatowych regulacji? Które z nich pozostaną tylko na papierze, nie zoperacjonalizowane, a więc - praktycznie nieobecne w realnym funkcjonowaniu? Czy nie dotknie to procedur, które miały gwarantować solidarność w skali 27 krajów? A które segmenty rozwiązań traktatowych staną się faktycznym jądrem o największej gęstości dobrze zoperacjonalizowanych procedur, najczęściej aktywizowanych w obliczu wyzwań? Gdzie skupią się strategiczne informacje i kluczowe (a nie tylko - rytualne) decyzje?
03.12.2009 06:00
Te, modyfikujące Traktat, zmiany dokonają się bez angażowania symboliki i aktorów wielkiej polityki, choć będą wyrazem realnej gry interesów. Obok tego jednak będziemy zapewne obserwowali sytuacje politycznych negocjacji o charakterze strategicznym, otwarcie zmieniających kierunek poszczególnych polityk.
O realnym (a nie - formalnym) kształcie Traktatu zadecyduje też, czy jego otwartość i elastyczność nie doprowadzi do sytuacji, że w strefie euro i kręgu zewnętrznym będą obowiązywały odmienne reguły (np. w zakresie konkurencji). I czy ta proceduralna asymetria nie nabierze - jak niekiedy w przeszłości - cech przemocy strukturalnej.
Wszystko to stanowi wyzwanie dla polskiej polityki. I tworzy nadzieję na aktywizację społeczeństw wokół europejskich dylematów, które w coraz większym stopniu stają się naszymi dylematami. A także - aktywizację wokół, nie obawiajmy się tego słowa, europejskich konfliktów.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski