Tragiczny wypadek w Dłutowie - młody mężczyzna wjechał w sklep i zginął
Młody mężczyzna nie żyje, mieszkańcy kamienicy przy ul. Głównej w Dłutowie (woj. łódzkie) stracili dobytek w płomieniach. Wczoraj po godz. 1. w nocy w ścianę budynku z wielkim impetem wbiła się toyota i zaczęła płonąć. Dla kierowcy auta nie było ratunku
15.05.2012 | aktual.: 15.05.2012 10:50
Lokatorzy kamienicy przeżyli godziny koszmaru. - Nagle, w środku nocy zbudził mnie potężny huk. Nie wiedziałem, co się dzieje. Stanąłem na równe nogi, zobaczyłem na dole płonący samochód. Zbiegałem na dół waląc w drzwi, budząc kolejnych sąsiadów - opowiada pan Tomasz (36 l.), mieszkający z mamą na poddaszu.
Huk, który obudził pana Tomasza pochodził z dołu. W budynek wjechała z impetem toyota. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierujący toyotą, jadąc od strony Huty Dłutowskiej w kierunku Bełchatowa nie zapanował nad pojazdem na zakręcie i z ogromną siłą wbił się w stojący przy głównym skrzyżowaniu ulic Głównej i Pabianickiej budynek mieszkalny - mówi Joanna Szczęsna, rzeczniczka policji w Pabianicach.
Chwilę później auto stanęło w ogniu. Choć na miejsce przybiegli okoliczni mieszkańcy dla zakleszczony w środku kierowcy nie było ratunku. Spłonął żywcem. Przybyłe na miejsce zastępy strażaków gasili płonący samochód i wydobyli zwęglone zwłoki mężczyzny. Lokatorzy kamienicy długo nie zapomną tej nocy. Małgorzata Domaradzka (29 l.) i jej córeczka Oliwia (6 l.) spały mocno.
- Przed snem poczytałam Biblię, potem przytuliłam Oliwkę i zasnęłam. W nocy obudził mnie krzyk mamy: dzwoń po pogotowie! Pali się! Wstałam nieprzytomna. Wybrałam numer pogotowia. W tej sekundzie zobaczyłam jęzory ognia na wysokości naszych okien - opowiada kobieta.
W samej bieliźnie, narzucając na ręce tylko coś, co miała pod ręką, biegała od drzwi do drzwi, budząc sąsiadów. Jej mama, Maryla (51 l.), zajęła się w tym czasie małą Oliwką. One i jeszcze dwie rodziny pobiegły schronić się w kwiaciarni na przeciwko. - Sąsiedzi odstawiali samochody dalej, w pola, baliśmy się, że cała kamienica może wybuchnąć - mówi Małgorzata Domaradzka.
Sypialnia, w której spała z Oliwią jest osmalona od ognia. Doszczętnie stopił się sprzęt grający, komputer. Zaczadził się chomik dziewczynki, który był w klatce. Doszczętnie spłonął również sklep na dole, w który wjechał samochód. Były w nim znicze, środki chemiczne, inne łatwopalne produkty.
Śledczy ustalają personalia zmarłego w wypadku i ustalają szczegóły tragedii. Nieoficjalnie wiadomo, że był to około 25-letni mężczyzna z Łasku i że jechał z ogromną prędkością.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
W Radomiu szprycowali dzieci lekiem "Berry Berry"