Tragiczny koniec gwiazdy Big Brothera
Przyjaciele Anny z domu Wielkiego Brata są w szoku. Anna Baranowska, uczestniczka pierwszej edycji "Big Brothera", nie żyje. Zmarła w tajemniczych okolicznościach, w mieszkaniu swego partnera Grzegorza - pisze "Super Express".
Choć w domu Wielkiego Brata spędziła zaledwie 15 dni, to i tak jej twarz pamiętamy wszyscy. Już jako dziecko chciała być aktorką. Niestety, już nigdzie nie wystąpi. Ludzie zapamiętają dwie osoby: tę, która wyszła stąd jako pierwsza i jako ostatnia - mówiła z uśmiechem w marcu 2001 roku, gdy jako pierwsza opuściła dom Wielkiego Brata.
Miała rację, do ostatnich dni swego życia rozdawała autografy. Zagrała w filmie "Gulczas, a jak myślisz?" i jako osoba popularna dobrze się czuła. Mieszkańcy lubelskich Czubów, gdzie mieszkała, nie mówili o niej inaczej, jak "nasza pani Bigbraderka". 47-letnia Anna Baranowska osierociła córkę Olgę.
To straszna wiadomość. Ona tak kochała życie - kręci głową zasmucony Klaudiusz Sevković, kolega Anny z programu. Od "SE" dowiedział się o jej śmierci.
Anna w życiu z powodzeniem imała się różnych zajęć: brała udział w rajdach samochodowych, skakała na bungee, prowadziła własny interes. Czyżby taka osoba nie dała sobie rady z własnym życiem? - docieka gazeta.
Od momentu, gdy parę lat temu związała się z długowłosym blondynem Grzegorzem B., coś zaczęło się psuć w jej życiu. Jej marzenia, żeby otworzyć schronisko dla zwierząt i każde wakacje spędzać na Lazurowym Wybrzeżu, odeszły w siną dal. Zerwała kontakty z przyjaciółmi z "Big Brothera", zmieniła styl życia.
Co stało się za drzwiami mieszkania na pierwszym piętrze przy ul. Biedronki, na których ktoś wypisał czarnym flamastrem: "Państwo misiowie, nie przeszkadzać". Powiedział, że Ania leży w łóżku, jest zimna i się nie rusza - sąsiad Grzegorza B. doskonale pamięta poranek sprzed paru dni, gdy rozdygotany mężczyzna przyszedł dzwonić od niego po pogotowie. Mówił, że skończył mu się świat.
Portale internetowe piszą, że została uderzona w głowę. "Super Express" ustalił, że kilka dni przed śmiercią Anna zgłosiła się na pogotowie. Tam założono jej szwy, potem wróciła do domu. Żadnej skargi na policję nie zgłaszała. Zdaniem śledczych, nikt nie pomógł jej w odejściu z tego świata. Dokładną przyczynę zgonu wyjaśni sekcja. (PAP)