Tragiczna śmierć dwulatka. Dyspozytor pogotowia się pomylił
Dyspozytor nie wysłał karetki do dwuletniego chłopca, bo myślał, że dziecko niegroźnie uderzyło się w głowę - podaje "Irish Independent".
04.12.2013 10:20
Vakaris Martinaitis, dwulatek litewskiego pochodzenia zmarł z powodu obrażeń głowy, których doznał w skutek upadku z wysokości pierwszego piętra. W maju wypadł z okna sypialni swoich rodziców w Cork, w Irlandii.
Ojciec Vakarisa tłumaczył, że zostawił syna ze swoją ośmioletnią córką. Sam zajął się sprzątaniem. W międzyczasie syn wypadł z okna pokoju i spadł na betonową ścieżkę i schody.
Sąsiedzi zadzwonili na pogotowie, ale nie powiedzieli, że dziecko spadło z wysokości. Dyspozytor, który odebrał telefon nie przypuszczał, że może chodzić o zagrożenie życia.
- Naprawdę myślałem, że dziecko uległo jedynie niegroźnemu wypadkowi i uderzyło się w głowę - powiedział Richard Walsh, dyspozytor. Zapis rozmowy telefonicznej wskazuje na to, że Walsh pytał o to, czy chłopiec mógł spaść z wysokości. Nie usłyszał odpowiedzi twierdzącej. Sąsiad powiedział jednak, że dziecko bardzo mocno się uderzyło i krzyczy z bólu. Nie widział wypadku - zatrzymał swój samochód przed domem Litwińczyków, ponieważ ojciec dwulatka wołał o pomoc.
- Powiedziałem, że potrzebujemy karetki, ale usłyszałem, że w tym momencie nie ma żadnego dostępnego ambulansu w pobliżu - żalił się sąsiad, który dzwonił na pogotowie.
Po fakcie okazało się, że była jedna wolna karetka, która mogłaby dotrzeć na miejsce wypadku w ciągu 18 minut. Dyspozytor nie wydał jednak polecenia kierowcy. Obrażenia dziecka zakwalifikował jako niezagrażające życiu. Polecił ojcu, by zawiózł syna do pobliskiej przychodni w Midleton. Po konsultacji lekarskiej, dziecko natychmiast odwieziono do szpitala. Mimo operacji, dziecko zmarło dwa dni później.
Mimo swojej rozpaczy, rodzice zdecydowali się oddać organy syna czworgu innym dzieciom, których życie zostało uratowane wskutek koniecznych transplantacji.
W sprawie wypadku wszczęto śledztwo.
Źródło: Irish Independent