Tragedia na morzu
Huraganowy wiatr przewrócił na Bałtyku polski jacht "Rzeszowiak" z dziesięcioosobową załogą. Dziewięć osób uratowano, jedną uważa się za zaginioną. Do wypadku doszło 50 mil morskich na północny wschód od Władysławowa, w rejonie Kaliningradu.
11.08.2005 | aktual.: 11.08.2005 09:20
- We wtorek o godzinie 17.40 otrzymaliśmy informację z Kaliningradu, że polski jacht wysyła sygnał SOS - wyjaśnia Mirosława Więckowska, rzecznik Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni. - W akcji ratowniczej brały udział rosyjskie jednostki, szwedzki śmigłowiec oraz norweski prom i statek handlowy. Z powodu silnego wiatru koordynator akcji ratunkowej musiał nawet odwołać śmigłowiec.
W środę nad ranem do Szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku trafił 16-letni Kuba Kaźmierczyk, który podczas sztormu znalazł się za burtą. Cztery godziny później pozostałych ośmioro członków załogi "Rzeszowiaka" przetransportowano śmigłowcem na lotnisko w Rębiechowie. Wszyscy trafili do gdańskich szpitali. W morzu, oprócz Kuby, znalazł się także kapitan jachtu, Stanisław M., żeglarz z 30-letnim stażem. Mimo usilnych prób najpierw załogi, a później ratowników, nie udało się go wyłowić z Bałtyku. - W południe, po trwającej 16 godzin akcji ratunkowej, poszukiwania kapitana "Rzeszowiaka" zostały zakończone - mówi Mirosława Więckowska.- Zadecydował o tym koordynator - Centrum Ratownictwa Morskiego z Kaliningradu w Rosji. Prędkość wiatru dochodziła na Bałtyku do 12 stopni w skali Beauforta. Załoga miała informacje, że wiatr będzie dużo mniejszy.
Akcja poszukiwania zaginionego kapitana jachtu "Rzeszowiak", została zakończona. Choć trwała kilkanaście godzin, żeglarza nie udało się odnaleźć. Tym samym niemal pewne jest, że 60-letni mężczyzna zginął. Według informacji przekazanych przez Szwedów, zaginiony 60-latek został przygnieciony burtami jachtu i promu uczestniczącego w akcji ratunkowej. Polski jacht we wtorek po południu płynąc z Łotwy w kierunku Helu wysłał sygnał SOS po tym, jak przez jego burtę zaczęła przelewać się woda. Na pokładzie znajdowało się 10 osób. Byli to głównie młodzi ludzie, którzy 30 lipca wypłynęli z gdańskich Górek Zachodnich w rejs szkoleniowy. W drodze powrotnej do Polski zaskoczył ich bardzo silny sztorm. Prędkość wiatru dochodziła do 12 stopni w skali Beauforta. Z tego powodu "Rzeszowiak" stracił sterowność. Na pomoc polskiej jednostce wyruszył jako pierwszy norweski prom.
- Uderzaliśmy o jego burtę i zaczęliśmy pod niego wpływać. Wtedy wskoczyłem do wody - opowiada Jakub Kuźmierski, jeden z uratowanych członków załogi, który przez kilka godzin unosił się w kamizelce ratunkowej na powierzchni Bałtyku. - Kapitan wyskoczył zaraz po mnie, jednak chyba nie miał tyle szczęścia. Widziałem, jak trzyma się żagla. Wydaje mi się, że został wciągnięty pod rufę promu. Jeśli nawet to nie nastąpiło, to niestety nie miałby szans na przeżycie po spędzeniu kilkunastu godzin w wodzie - dodaje nastolatek z Rzeszowa. - Szanse na to są naprawdę minimalne - potwierdza drugi z członków załogi jachtu, który trafił do gdańskiego Szpitala Marynarki Wojennej. Pozostali rozbitkowie nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami na temat tej tragedii. Jacht ma połamane oba maszty i dryfuje po Bałtyku.
Maciej Pawlikowski