ŚwiatTopnieje Arktyka - lodowy dom ludzi i reniferów

Topnieje Arktyka - lodowy dom ludzi i reniferów

Nawet sto tysięcy ludzi na ziemi zajmuje się hodowlą ok. 2,5 mln reniferów. Przetrwaniu ich wielowiekowej tradycji i kultury zagrażają zmiany klimatu i coraz większe zainteresowanie surowcami w rozmarzającej Arktyce.

Topnieje Arktyka - lodowy dom ludzi i reniferów
Źródło zdjęć: © AFP | Alissa de Carbonell

06.05.2013 | aktual.: 09.05.2013 10:10

- Dla ogromnej grupy mieszkańców rejonu arktycznego i subarktycznego "renifery to praktycznie wszystko - pozwalają się najeść, ubrać, są środkiem transportu i punktem odniesienia do świata, gdyż zajmowanie się tymi zwierzętami wymusza na ludziach koczowniczy tryb życia - tłumaczył dyrektor Międzynarodowego Centrum Hodowli Reniferów (ICR) w Norwegii, Anders Oskal.

Właśnie z powodu migracji reniferów nigdy nie udomowiono w takim stopniu, jak krów czy świń. Zwierzęta te migrują niemal przez okrągły rok w poszukiwaniu letnich pastwisk, okolic, gdzie przetrwają zimę, miejsc godów i rozrodu. Ich hodowcy poddają się temu rytmowi i też wędrują. - To bardzo tradycyjne, koczownicze życie, w bliskiej łączności z naturą. Jest to jednocześnie model zarządzania Arktyką, dostosowany do jej trudnych warunków - zauważył Oskal.

Ludy północy wyjątkowo intensywnie odczuwają zmiany związane z ociepleniem, zauważane także w innych częściach Ziemi. Ocieplenie ma na hodowców reniferów bezpośredni wpływ, gdyż przekłada się na cykle pojawiania się i zanikania śniegu, dostępność i jakość pastwisk. Coraz większym wyzwaniem będą cieplejsze lata, zmieniające się gatunki roślin i długość sezonu wegetacji.

Od jakiegoś czasu eksperci badają ludy północy pod kątem zdolności do przystosowania - podkreślił Oskal. Studenci wypytują pasterzy o ich obserwacje związane ze zmianami w środowisku; na uczelniach powstają instytuty badające problemy Arktyki i lokalne strategie adaptacji. Naukowcy znają coraz więcej przykładów wykorzystania przez pasterzy tradycyjnej wiedzy, pozwalającej dostosować się do nowych warunków, jak choćby do owadów, często licznych i należących do niespotykanych wcześniej gatunków, pojawiających się na północy podczas coraz wilgotniejszego lata. Niektóre z tych owadów mogą zagrażać zdrowiu zwierząt. Pasterze trzymają je na dystans, paląc specjalne odmiany mchu, który daje intensywny dym, albo zatrzymując się w chłodniejszych, wolnych od owadów okolicach, np. w korytach rzek, gdzie przez cały rok trzyma wieczna zmarzlina.

- Wyrazem przystosowania jest też selekcja, dzięki której zwierzęta lepiej sobie radzą w lokalnych warunkach. Tak właśnie postępują Czukcze, których renifery "są niczym kulturyści" - tłumaczył Oskal na kwietniowej konferencji Arctic Science Summit Week w Krakowie. Samce stają się duże i silne także dzięki kastracji. Później łatwiej im brnąć nawet w bardzo wysokim śniegu.

Zdaniem dyrektora ICR tradycyjna wiedza pasterzy reniferów "to nie muzeum, a wiedza przyszłości". - Mogą z niej korzystać nie tylko hodowcy, ale i politycy czy badacze, którzy chcą monitorować zmiany klimatu i lepiej na nie reagować - mówił.

Jak podkreślają eksperci, ważniejsze od zmian klimatu będą ich pośrednie konsekwencje, związane z topnieniem lodu morskiego w Arktyce i otwieraniem nowych szlaków żeglownych, zmianami w łowiskach czy napływem turystów.

Jednak przede wszystkim przyszłość bogatej kultury związanej z hodowlą reniferów stoi pod znakiem zapytania dlatego, że zajmuje ona tereny bogate w zasoby ropy i gazu, które z powodu ocieplenia stają się coraz bardziej dostępne. - Na naszych oczach Arktyka staje się integralną częścią globalnej ekonomii. Z powodu kryzysu paliwowego realizuje się tam inwestycje, które jeszcze niedawno były nieopłacalne. Rozwój jest coraz bardziej intensywny i zmienia życie ludzi z północy - mówił Oskal.

Oś konfliktu ma związek w rozwojem infrastruktury (np. budowy sieci rurociągów) na terenach zajmowanych przez pastwiska i na szlakach migracji reniferów.

- Zasoby są bardzo ważne dla arktycznych państw i całej ludzkości. Trzeba też zrozumieć, że hodowla reniferów nie stoi w sprzeczności z rozwojem regionu. Dlatego pytanie nie brzmi: "czy je wydobywać?", ale: "jak powinno się to robić?" - podkreślił Oskal. - Włączenie społeczności hodowców w procesy związane z rozwojem regionu już na najwcześniejszych etapach pozwoli wykorzystać ich bogatą wiedzę na temat regionu i pogodzić rozwój z interesami miejscowych".

Wyraźny konflikt widać na terenach zajmowanych przez Nieńców, zamieszkujących północ Rosji, na styku Europy i azjatyckiej części Syberii, gdzie na tradycyjne tereny wypasu wkroczyły firmy wydobywcze. Skalę problemu pozwala ocenić projekt MODIL-NAO, realizowany przez Norweski Instytut Polarny (NIP)
wraz ze stowarzyszeniem Nieńców z regionu Jasawiej. W ramach projektu zbierane są dane satelitarne czy pochodzące z analiz, np. prawniczych. Wiedzy nt. warunków życia miejscowych (np. hodowli reniferów, dostępności zwierzyny łownej, struktury wydatków i przychodów, wpływu obecności instalacji wydobywczych na tradycyjne życie w tundrze) dostarczają kwestionariusze wypełniane przez samych Nieńców. W efekcie powstaje baza danych obrazująca sposób wykorzystania ziemi przez jej tradycyjnych mieszkańców i firmy wydobywcze.

- Tubylcy potrzebują wiedzy, by pertraktować z władzami oraz firmami i uczestniczyć w podejmowaniu decyzji. Chodzi o wiedzę na temat ich zysków i strat, rozwoju okolic oraz wpływu różnych procesów na ich tereny. Władze i firmy nie dostarczają im wystarczającej liczby danych - podkreślał na krakowskiej konferencji Winfried Dallmann z NIP.

Dotychczasowe analizy pozwoliły ustalić, że rozwój przemysłu wydobywczego w regionie powoduje degradację pastwisk i zmniejszanie ich powierzchni. W tym samym czasie wśród społeczności Nieńców widać zanik tradycyjnej wiedzy, zmianę tradycyjnych wartości, pojawia się bezrobocie i alkoholizm. Miejscowi narzekają na składowanie odpadów w obrębie ich pastwisk, kłusownictwo czy ataki bezpańskich psów na renifery.

Jednocześnie ustalono, że tubylcy mają minimalny (lub żaden) wpływ na decyzje podejmowane w związku z eksploracją w rejonie i budową instalacji wydobywczych. Problemem jest brak kontroli sposobów wykorzystywania środowiska przez firmy. Firmy wydobywcze rozjeżdżają letnie pastwiska reniferów, zanieczyszczają jeziora i rzeki. Tylko kilka firm przestrzega zobowiązań wobec miejscowych. Przy dwóch poziomach stanowienia prawa, krajowym i regionalnym, rozmywa się odpowiedzialność związana z wymuszaniem respektowania prawa - podkreślił Dallman.

Zobacz więcej w serwisie pogoda. href="http://wp.pl/">

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)