Toomas Hendrik Ilves: pretekst do interwencji na Krymie możliwy również w przypadku Brighton Beach
Sądzę, że nikt nie ma zamiaru nic zrobić z tą sprawą poza Polską, Łotwą, Litwą i Estonią - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves na pytanie, czy konflikt na Ukrainie da się jeszcze uregulować dyplomatycznie. Ironizuje, że pretekst, którego używa Moskwa do interwencji na Krymie mógłby mieć zastosowanie również w przypadku Brighton Beach w Nowym Jorku, czy Londynu, gdzie również mieszka sporo Rosjan.
10.03.2014 | aktual.: 10.03.2014 09:50
Zdaniem prezydenta Estonii trudno doszukać się logiki w stanowisku Moskwy, która "z jednej strony krytykuje wszelkie przejawy pomocy ludności Syrii jako mieszanie się w wewnętrzne sprawy tego kraju, z drugiej zaś strony dokonuje inwazji i okupacji drugiego kraju".
Toomas Hendrik Ilves przypomina również, że Estonia także miała pewne problemy z Rosją. - Jesteśmy krajem o wysokim stopniu komputeryzacji i Moskwa usiłowała to wykorzystać, atakując nasze sieci. To stanowiło bezpośrednie zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Pytany, czy jest pewny, że stała za tym Rosja, odpowiada: "z całą pewnością nie było to dziełem Urugwaju". Jest przekonany, że to był pierwszy tego typu atak zorganizowany z przyczyn politycznych przez jedno państwo przeciwko drugiemu. Przyznał przy tym, że w w przypadku cyberwojny, nie można mówić o niezbitych dowodach.
Toomas Hendrik Ilves odniósł się również do niedawnego porozumienia, na mocy którego ustalono ostateczny kształt granic między Estonią i Rosja. W jego wyniku ten pierwszy kraj stracił około 5 proc. powierzchni. - Decyzja o akceptacji linii granicznej zapadła już dawno i nie ma obecnie o co kruszyć kopii. Lepiej mieć porozumienie, niż go nie mieć. Ważne jest dla nas, że Rosja uznała ostatecznie przebieg granicy - powiedział.
Źródło:* "Rzeczpospolita"*