Tomasz S. rządził "łowcami skór"
Całym procederem handlu informacjami o zgonach
w łódzkim pogotowiu zarządzał dyspozytor Tomasz S. - wynika z
zeznań ratownika medycznego, kolejnego świadka w procesie "łowców
skór". Jego zdaniem, w ciągu dwóch lat tylko od jednego zespołu
karetki Tomasz S. miał dostać niemal 100 tysięcy złotych od firm
pogrzebowych.
26.10.2005 15:00
W procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy pogotowia. W środę zeznawali byli lub obecni pracownicy pogotowia - sanitariusze, pielęgniarze, lekarz. Wszystkim przedstawiono zarzuty przyjmowania pieniędzy od zakładów pogrzebowych. Świadkowie przyznali, że w pogotowiu istniał taki proceder, ale część z nich nie przyznała się do brania pieniędzy.
Ratownik medyczny, podejrzany także o przyjmowanie pieniędzy za informacje o zgonach, przed sądem rozszerzył swoje wyjaśnienia ze śledztwa. Przyznał, że zjawisko to było masowe, a on sam w latach 1995-2001 przyjął co najmniej 30 tysięcy złotych od firm pogrzebowych. W ciągu kilku lat kwoty za informacje rosły - od 400 do 1400 złotych. Opowiadał, że istniała rywalizacja między zakładami pogrzebowymi i między zespołami karetek.
Pytany przez prokuratora Roberta Tarsalewskiego, kto był "ojcem chrzestnym" tego procederu w pogotowiu, świadek zeznał, że był to starszy dyspozytor Tomasz S. (jeden z głównych podejrzanych w aferze). Mówił, że S. miał go zaprosić do stacji pogotowia i powiedzieć mu, że jeżeli będzie "lojalny" wobec niego i będzie się z nim dzielił pieniędzmi za informacje o zgonach, to obaj będą mieli dobrze. Wskazał mu też konkretne zakłady pogrzebowe, którym miał przekazywać informacje.
Świadek zeznał, że przekazywał dyspozytorowi 1/3 pieniędzy, które załoga otrzymywała za informacje o zgonach. Jednorazowo było to maksymalnie 400 złotych. Według niego, tylko w latach 2000-2001 przekazał dyspozytorowi około 96 tysięcy złotych.
Przyznał on również, że dochodziło do manipulowania przez Tomasza S. wyjazdami karetek (to jeden z wątków śledztwa prowadzonego przez prokuraturę). Mówił, że zdarzało się, iż jego zespół jechał z odległego końca miasta, gdy w pobliżu zdarzenia znajdowały się specjalistyczne karetki. Według świadka, było to spowodowane chęcią zysku, a S. nie liczył się ze zdrowiem pacjentów.
Inny świadek - b. pielęgniarz - przyznał, że wszyscy wiedzieli o procederze handlu informacjami o zgonach i było to traktowane jako rzecz normalna. Odwołał swoje wyjaśnienia ze śledztwa, w których przyznał się do przyjmowania pieniędzy. Przed sądem zeznał jedynie, że przyjmował "gadżety" - głównie alkohol; w zamian za informację firma pogrzebowa przewiozła mu też meble na działkę... karawanem.
W trakcie zeznań innego świadka - byłego sanitariusza pogotowia - sąd wyłączył jawność rozprawy. Doszło do tego po tym, gdy świadek nie chciał odpowiedzieć na pytanie, od jakich zakładów pogrzebowych przyjmował pieniądze czy prezenty, bo - jak mówił - wtedy mógłby zacząć się obawiać. W tym kontekście pojawiła się nazwa największej łódzkiej firmy pogrzebowej.
Tarsalewski w rozmowie z dziennikarzami przypomniał, że prowadzone jest śledztwo ws. nakłaniania niektórych świadków do złożenia fałszywych zeznań.
Jest kilku świadków, którzy tutaj w sądzie zeznawali, że się boją, że nakłaniano ich do złożenia fałszywych zeznań określonej treści. Zareagowaliśmy wszczynając w tej sprawie postępowanie - powiedział prokurator. Nie chciał jednak udzielić informacji na temat postępowania.
Odpowiadający przed sądem b. sanitariusze Andrzej N. i Karol B. są oskarżeni o zabójstwa w latach 2000-2001 pięciu pacjentów przez podanie im pavulonu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Przed sądem nie przyznali się do popełnienia zbrodni; przyznali się do brania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o zgonach oraz fałszowania recept na pavulon. Dwóch lekarzy prokuratura oskarżyła o narażenie w sumie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. Obaj nie przyznają się do winy. B. sanitariuszom grozi dożywocie; b. lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy, do 10 lat więzienia.
Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w aferze "łowców skór".