PolitykaTomasz Nałęcz: 13 grudnia trzeba być z internowanymi

Tomasz Nałęcz: 13 grudnia trzeba być z internowanymi

- Podoba mi się to, że PiS idzie trasą zaproponowaną przez prezydenta Komorowskiego, czyli Traktem Królewskim, pomnikami związanymi z 1918 r. – powiedział Tomasz Nałęcz w audycji "7 Dzień Tygodnia" w Radiu ZET. – Doskwiera mi tylko, że mylicie daty. Tą trasą to 11 listopada. A 13 grudnia to trzeba być nie z Dmowskim i Piłsudskim, tylko z internowanymi - dodał Nałęcz. Jerzy Wenderlich ocenił, że boi się, że 13 grudnia znów dojdzie do "dziwacznego i pokracznego intelektualnie happeningu".

02.12.2012 | aktual.: 02.12.2012 12:48

Politycy dyskutowali o planowanej przez PiS demonstracji w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, która ma być Marszem Niepodległości w obronie demokracji.

"Lepiej spotkać się 16 grudnia"

Poseł Ruchu Palikota Robert Biedroń ocenił, że koncepcja marszu to "budzenie kolejnych demonów i stwarzanie atmosfery wrogości", która jest o tyle nietrafiona, że "budzą się brunatne demony, jednoczą się środowiska dotąd marginalizowane, jak Młodzież Wszechpolska i NOP". Ocenił, że lepiej byłoby spotkać się nie 13, a 16 grudnia.

- To będzie rocznica zamachu na prezydenta Polski, Gabriela Narutowicza. Może to dobry moment, żeby zademonstrować nasz sprzeciw wobec takiej brutalizacji języka polityki i nienawiści, która już raz tragicznie skończyła się dla Polski. Spotkać się 16 grudnia pod budynkiem Zachęty i zamanifestować swoje poparcie dla tych idei, które nas łączą: tolerancji, szacunku, demokracji – proponował Biedroń.

"Boję się, że 13 grudnia odbędzie się pokraczny intelektualnie happening"

Wicemarszałek sejmu z Sojuszu Lewicy Demokratycznej Jerzy Wenderlich ocenił, że "boi się, że to, co będzie działo się 13 grudnia, będzie kolejnym dziwacznym i pokracznym intelektualnie happeningiem".

Ocenił, że warunki debaty publicznej w Polsce przekładają się na poglądy Polaków. - Parę dni temu przeżywałem spotkanie z człowiekiem, który chodził za mną od stoiska do stoiska i całkiem spokojnym głosem mówił mi, że sejm trzeba wysadzić w powietrze. A nie wyglądał na wariata – powiedział Wenderlich. Dodał, że kilka dni później kolejny człowiek gonił go, kiedy jechał samochodem. - Ruszam spod świateł, goni mnie jakiś facet ze skrzydłem samolotu. Goni mnie i krzyczy: "Brzoza! Skrzydło! Skrzydło! Brzoza!" Boję się, że 13 grudnia to będzie wyglądało podobnie – powiedział.

"Kaczyński wraca do retoryki o "tam, gdzie stało ZOMO"

Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej ocenił, że PiS organizuje marsz po to, aby odzyskać stracone politycznie Święto Niepodległości. - Nie wzięli udziału w pięknej inicjatywie prezydenta i oddali pole radykałom. Jarosław Kaczyński i PiS wracają do tej retoryki ze Stoczni Gdańskiej, gdy mówił: "my jesteśmy tu gdzie kiedyś, a oni tam, gdzie stało ZOMO" – powiedział Jacek Protasiewicz.

Dodał, że "polska demokracja nie jest zagrożona i nie ma żadnego porównania do sytuacji z 1981 r.". - Prawdziwi bohaterowie Solidarności, tacy jak Borusewicz, Borowczak, Rulewski są dziś w Platformie Obywatelskiej, nie mówiąc już o takich jak Stefan Niesiołowski, którzy walkę z komuną zaczynali bardzo dawno i dużo za to zapłacili – przypomniał. * "Nie można się doczepić zagrożenia demokracji"*

- Nie sądzę, żeby można było doczepić się zagrożenia demokracji – zgodził się koalicyjnym kolegą Stanisław Żelichowski z PSL. Zwrócił uwagę na to, że w czasie demonstracji Jarosław Kaczyński ma przemawiać przed kancelarią premiera w Al. Ujazdowskich. – On już uwierzył, że do tego budynku nie wejdzie. Więc gdzie ma przemawiać? Przemawia przed budynkiem – mówił Żelichowski

Ocenił, że ostry konflikt polityczny nie jest tak groźny jak stosowanie języka nienawiści w stosunku do grup mniejszościowych. – Jak polityk do polityka się szarpie, to nie ma w tym nic groźnego. A gdy zbiera się duża grupa ludzi i walczy ze słabszymi, to jest groźne – powiedział Żelichowski.

"To zmierza to jakiegoś PRL-bis"

Bardzo ostro o wszystkich wypowiedziach mówił poseł PiS, Jacek Sasin, który zaczął od ataku na Roberta Biedronia. - Wysłuchałem tej kolekcji wypowiedzi na temat PiS-u i marszu. Kiedy z ust przedstawiciela Ruchu Palikota słyszę ubolewania nad tym, jak upadł język polityki i jaka jest agresja w polskiej polityce, to mnie bierze pusty śmiech. Nikt nie jest takim mistrzem atakowania innych jak lider pana partii – mówił Sasin.

Głos zabrała wtedy Monika Olejnik, która powiedziała, że Jarosław Kaczyński mógł w atakowaniu innych pokonać Janusza Palikota, kiedy mówił o tym, że zamordowano pasażerów samolotu Tu-154. – A to jest atak personalny na kogoś? Obrażanie? – odpowiedział pytaniem Sasin.

- A kto ma krew na rękach? Tusk, Komorowski, Sikorski... – kontynuowała Monika Olejnik. - Wszyscy pamiętamy, jaki był kontekst tej wypowiedzi. Nie był dosłowny – bronił się Sasin.

Dodał, że PiS poważnie sądzi, że demokracja w Polsce jest zagrożona. - Jest bardzo dużo przejawów tego zagrożenia. To zmierza do jakiegoś PRL-bis. Przykład z Sadownej jest bardzo dobry, bo to w PRL agenci SB chodzili do kościoła, nagrywali kazania i homilie, a księża musieli tłumaczyć się ze swoich kazań - mówił Sasin, odnosząc się do przytoczonej przez Monikę Olejnik sprawy księdza z Sadownej, który po wygłoszeniu kazania o zamachu w Smoleńsku miał kontakty z policją. Tu relacje się różnią: ksiądz twierdzi, że policja chciała go nakłonić do odwołania treści kazania, a policja, że chciała, aby wycofał się z krzywdzących dla policjantów twierdzeń.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)