Tomasz Kurzewski
Rozmowa z prezesem zarządu ATM Grupa S.A. Tomaszem Kurzewskim o nadchodzących trendach w telewizyjnej rozrywce.
24.03.2006 07:56
Robert Patoleta: - Jednym z najnowszych trendów w produkcji telewizyjnej jest reality show oparte na wcześniej przygotowanej fabule, podobne do programu „Za wszelką cenę” prowadzonego przez Sylvestra Stallone. Jakie są inne mody?
Tomasz Kurzewski: Drugim światowym trendem jest wymieszanie gatunków. W wielkiej hali startuje 500 uczestników do teleturnieju sprawnościowego. Stu z nich przechodzi do teleturnieju wiedzowego. Dziesięciu z nich przechodzi do etapu reality. Są szkoleni w ośrodku NASA w Stanach Zjednoczonych. Jeden, który wygrywa, leci w kosmos. W Polsce coraz śmielej będą wchodzić duże formaty wysokobudżetowe. To już widać. Wielkie talk show w których dwie osoby rozmawiają ze sobą, są robione w studiu 1500 metrów z wielkim oświetleniem i z publicznością. Wzrost rynku reklamowego wpływa na wzrost produkcji.
- Pewnego rodzaju trendem są programy sprowadzane z zachodu na zasadzie licencji. Nie zawsze jednak te programy, które odniosły sukces za granicą, muszą sprawdzić się w Polsce. Ostatnio nie udało się z „Miastem marzeń” produkowanym przez Endemol-Neovision. Jak staracie się przed tym ustrzec?
W strategii firmy najważniejsze jest to, żebyśmy zrobili własny produkt. Ten produkt możemy potem sprzedać na świat i uzyskać dodatkowe przychody. Oczywiście nie za wszelką cenę. Jeżeli jest jakiś światowy hit, to staramy się go zakupić lub pozyskać od członków stowarzyszenia SPARKS (skupiającego niezależne firmy z wielu krajów zajmujące się produkcją telewizyjną – przyp. red.). Oferujemy programy, które są własnością któregoś z naszych partnerów w stowarzyszeniu. Zagrożenie eliminujemy przez adaptację. Jestem przekonany, że z bardzo dobrego formatu można zrobić zły program. I tak samo ze złego formatu dobry. Takim przykładem jest „Życiowa szansa”, która nie była zawrotnym sukcesem na świecie, a w Polsce miała kilkukrotnie większą oglądalność niż „Milionerzy”. To jest przykład, że nie z megahitu można zrobić dobry program.
- Jakie warunki musi spełnić program, żeby był chętnie kupowany za granicą?
Nie może być na przykład oparty na dowcipie lokalnym, bo nikt go nie zrozumie. Musi być wstrzelony w trendy światowe. Jeżeli popularnością cieszą się teleturnieje wiedzowe, więc dobrze jest trafić z podobnym produktem. Z drugiej strony musi być dobrze skonstruowana „biblia”, czyli szczegółowa instrukcja do produkcji programu. Zawiera wszystkie zasady od tych w jaki sposób powinna być skonstruowana dekoracja po te jak należy pisać pytania. Z tej instrukcji wynika jak wyprodukować program skutecznie i dobrze, ale również ekonomicznie i tanio. Musi być dobrze i w uniwersalny sposób napisana, bo jest nie tylko o jakości, ale również o ponoszonych kosztach. Mamy jeszcze dodatkową barierę, bo Polska nie jest znana z produkcji telewizyjnej. Na razie kilka licencji sprzedaliśmy my i Tadeusz Lampke który sprzedał „M jak miłość” do Rosji.
- Może to jest dobry początek?
Oczywiście walczymy jak lwy. Robimy coraz więcej i mamy coraz lepsze systemy dystrybucji. To jest bardzo skomplikowany proces, żeby zrobić dobrą licencję. Wszystkie dobre rzeczy należy włożyć do jednego garnka. Moja babcia mówiła, że jak się wrzuci wszystko dobre do gara, to ma się pewność, że wyjdzie z tego dobra zupa.
- Do Waszego nowego programu „Chcę być piękna” zgłosiło się 100 tysięcy kobiet. Wystąpią w nim też mężczyźni?
Zgłosili się, ale stanowią zdecydowaną mniejszość. Nie wystąpią w pierwszych odcinkach. Do tej pory do reality zgłaszało się kilkadziesiąt tysięcy osób. Tym razem po trzech dniach emisji spotu reklamowego zgłosiło się 100 tysięcy. To jest wpasowane w trendy światowe. Szczególnie, jeśli chodzi o kobiety. Czasami niewielkim kosztem i poprzez niewielki zabieg poprawia się nie tylko samopoczucie i wygląd, ale całe życie. Ktoś ma odstające uszy, ktoś ma niewielki nos i cierpi z tego powodu, wyolbrzymia ten problem, a potem cały kłopot usuwa się jednym cięciem skalpela. Wpasowaliśmy się w potrzeby ludzkie. Dobry program jest w momencie, kiedy budzi emocje.
- Kiedy rusza produkcja tego show i na kiedy przewidziana jest emisja?
Produkcja programu „Chcę być piękna” rozpoczęła się już w grudniu zeszłego roku – kiedy ogłoszono nabór do programu i odbyły się castingi. Proces produkcyjny będzie trwał nieprzerwanie do końca maja, a emisja pierwszego odcinka nastąpi 30 marca o 20.15 na antenie TV Polsat.
- Produkujecie razem z Francuzami „I knew it”. O czym będzie ten program?
W tej chwili wspólnie z francuskim producentem opracowujemy format teleturnieju wiedzowego. To teleturniej o wszystkich rodzajach pamięci (długo-, krótkotrwała, pamięć zmysłów itd.). Można powiedzieć, że jest to komercyjny teleturniej edukacyjny. Planujemy wiosną nagranie odcinków pilotażowych w wersji zarówno polskiej, jak i francuskiej.
- A o czym będzie serial, który przygotowujecie wraz z Niemcami? Jaką stroną produkcji zajmujecie się w tym przedsięwzięciu?
Opracowujemy niemiecką wersję jednego z naszych formatów serialowych. Jest sprawa oczywistą, że także rynek polski jest bacznie obserwowany przez fachowców. To, że na rynku niemieckim telenowele robią głównie dwie wyspecjalizowane firmy także świadczy o ogromnej odpowiedzialności finansowej, jaką biorą na siebie zarówno nadawca, jak i producent. Porażka oglądalności tego typu produkcji może oznaczać wielkie straty nadawcy i koniec współpracy producenta z daną telewizją. Kiedy uda się „przenieść” w realia niemieckie rzeczywistości polskiego serialu, inaczej sprofilować relacje miedzy bohaterami, a wątki dostosować do realiów życiowych Niemiec, to taka produkcja może okazać się hitem oglądalności na tamtejszym rynku. Dopóki jednak nie będzie podpisana ostateczna umowa trudno mówić o konkretach. ATM w tego typu projekcie będzie pełnił funkcje producenta i właściciela formatu.
- Większość programów reality show nadawanych po „Big Brotherze” miało niewielką oglądalność. Wyjątkiem był „Bar”. Skąd wzięła się jego popularność?
Oczywiście mógłbym wysnuć wiele koncepcji skąd wzięła się popularność „Baru”, ale tego nie zrobię, ponieważ o tym rozstrzygają przede wszystkim widzowie. To oni odpowiadają poprzez oglądalność, czy dany program „kupują” czy nie. „Bar” kupowali. Poza gustami telewidzów, głównymi elementami budującymi popularność programu była nasza wiedza jak budować dramaturgię, skąd czerpać pomysły na poszczególne wątki i na czym opierać emocje. Najbardziej jednak ciekawa może być informacja, że tylko „Bar” produkowany w Polsce doczekał się sześciu edycji. Mogę więc zaryzykować stwierdzenie, ze to nie tylko sam format niesie treści, które przyciągają widzów – to także sprawa umiejętności konstruowania licencyjnego formatu tak, aby trafiał w gusta widowni.
- Jaki program zastąpi „Bar”?
To znowu pytanie do nadawców. My proponujemy różne formuły programowe. Najciekawsze są niestety jednymi z najdroższych form. Zwłaszcza, że od formatów typu „daily reality” już się odchodzi, najwięcej formatów to „scripted reality” (reality oparte na scenariuszach). Ważna jest przede wszystkim filozofia nadawców, ponieważ show typu „Bar” trafia do pewnego określonego typu widowni, a dosyć poważną jej część „odstrasza”. Zatem to determinacja stacji nadającej program w budowaniu komunikacji z jakimś z segmentów odbiorców powoduje, że takie a nie inne programy trafiają do ramówki.
- Dlaczego telenowela „Pierwsza miłość”, nominowana do Rose d’Or, uzyskała w ciągu roku od startu wzrost widowni aż o 30%? To niespotykany obecnie ewenement.
„Pierwsza miłość” to nasz sztandarowy produkt. Został wymyślony i rozwinięty według naszych założeń producenckich, a napisany przez Pawła Nowickiego. Paweł natomiast, po kilkunastu latach udanej pracy zawodowej w Kolumbii, jest jedną z niewielu w Europie osób potrafiących konstruować modele telenoweli według klasycznych zasad tego gatunku. Dlaczego? Bo telenowela urodziła się w Ameryce Południowej i ten właśnie typ narracji, schematów dramaturgicznych oraz szczególnego tempa akcji ukochali telewidzowie na całym świecie. Według standardów oglądalność telenoweli „ustala się” około 80 odcinka. Jednak w Polsce przywiązanie telewidzów buduje się nieco dłużej. W przypadku „Pierwszej miłości” trwało około roku – czyli ponad 200 odcinków, a poziom średniej oglądalności 30% w grupie oznacza, że serial już dziś osiąga bardzo dobre wyniki.
- Jakie czynniki wpływają na to, że akceptują Państwo pomysł na program bądź serial i kierują go do produkcji?
Zawsze na początku jest pomysł i ten pomysł ocenia się pod wieloma względami. Od oryginalności do „łatwości” realizacji (łatwość mówię w cudzysłowie, bo każdy projekt jest naprawdę trudno zrealizować). Oceną różnych projektów zajmują się przede wszystkim ludzie z naszej firmy odpowiedzialni za tworzenie nowych projektów. Czasem takie poszukiwania nowości narzucają nadawcy, którzy widzą jakieś szczególnie interesujące formaty na targach, innych antenach czy w opisach programów. Generalnie wszyscy szukają pomysłów na dobre programy, które będą miały zagwarantowaną wysoką oglądalność. My szukamy ich jako producenci, aby rozwinąć je do postaci formatów (czyli skodyfikowanych, wielkoseryjnych i powtarzalnych produkcji). Stacje nadawcze poszukują zaś „gotowych” przepisów na osiągnięcie na antenie natychmiastowych efektów w postaci przyrostu widowni. Te dwie postawy spotykają się czasem w odpowiednim czasie i miejscu, i wtedy może być sukces. Jeśli natomiast my wierzymy w projekt, ale nikt go nie chce kupić, robimy
go sami na własne ryzyko. Tym przydługim wywodem pragnę udowodnić jedną prawdę. Nie ma uniwersalnej recepty na dobry program. Na przykład w przypadku telenowel Paweł Nowicki ma taką przepis, że aby osiągnąć sukces w oglądalności widzowie muszą zakochać się tej telenoweli. A dalej już osiąga się efekt „M jak miłość”.
- Jak dużo dostajecie pomysłów od twórców indywidualnych z zewnątrz? Czy któryś z tych scenariuszy został wykorzystany?
Każdego dnia nadsyłane lub składane są u nas nowe pomysły. Jednym z najtrudniejszych natomiast pytań, które zadajemy ich autorom, jest pytanie o gwarancje sukcesu antenowego. Oczywiście nikt takiej gwarancji nie jest w stanie dać, ocena szansy sukcesu należy do nas. Tym niemniej sięgamy po pomysły twórców indywidualnych, ale z reguły wymagają one istotnego przerobienia lub dopracowanie przez naszych specjalistów od formatów programowych. Tak było np. w przypadku „Gry w ciemno”.
- Czy planujecie dalsze inwestycje w kino po sukcesie „Pitbulla”?
To bardzo szeroki temat. Na pewno nasze doświadczenia w kinematografii będą się opierały o to co już wiemy. Ale za każdym razem oceniać będziemy wartość nowych pomysłów. Zatem nic nie jest zadecydowane ani przesądzone. Chcemy te działkę traktować jako działalność biznesową, a to oznacza że taka produkcja musi być opłacalna. W Polsce nie jest to takie jednoznaczne i proste. Na razie rentowność produkcji telewizyjnej jeśli chodzi o jej pewność, a nie wysokość jest dużo większa. Dlatego też na podstawie filmu kinowego zrealizowaliśmy dla TVP2 serial składający się z pięciu odcinków, a w tym roku będziemy robić dalsze.
- Jak będzie wyglądało budowane przez Was megastudio? Czy będzie przeznaczone do wielkich reality shows w których zostaną zaangażowane setki osób, czy raczej będzie można w nim realizować kilka mniejszych produkcji równocześnie?
Wielkie studio o powierzchni ponad 2500 m. kw. będzie standardowo podzielone na dwie hale zdjęciowe po 1250 m. kw. To nie jest powierzchnia do produkcji reality show. Raczej duże widowiska z publicznością (to pełna powierzchnia), teleturnieje, telenowele i seriale (to podzielona powierzchnia). Uniwersalność tego obiektu to możliwość dzielenia na mniejsze jednostki, połączenie infrastruktury produkcyjnej i biurowej według potrzeb całej firmy i wynajmujących powierzchnie produkcyjne podmiotów zewnętrznych. Opieramy projekt na sprawdzonych wzorcach polskich i o zagranicznych, ale oczywiście każde tej wielkości rozwiązanie jest niepowtarzalne i wyjątkowe.
- Jak duży procent udziału w zyskach ATM będzie w przyszłości odgrywała polityka sprzedaży licencji za granicę, zyski z sms-ów i product placement wykorzystywany w Waszych produkcjach?
To nowy segment sprzedaży. Na razie ostrożnie szacujemy jego udział w wolumenie całej sprzedaży. W ciągu najbliższych kilku lat zacznie to stanowić dosyć istotny udział w obrocie. Jaki? Tego nie potrafimy przewidzieć. Już dziś prowadzimy zarówno prace produkcyjne jak i technologiczne, aby być aktywnymi uczestnikami tej gry rynkowej. Pierwsze efekty powinny być widoczne już na koniec tego roku finansowego. Wtedy prognozy będą łatwiejsze. Wiadomo, wzrost od zera jest zawsze najbardziej widoczny, dopiero w dalszych okresach łatwiej mówić o czymś, co nazwiemy stabilnością wzrostu i jego dynamiką.
- Wraz z firmą Dialog planujecie stworzenie konkurencyjnej dla TP S.A. telewizji interaktywnej. Poprzez specjalne urządzenie Set Top Box będzie można korzystać z telewizji kablowej, internetu i telefonu. Dzięki temu wiele osób jednocześnie będzie mogło na przykład brać udział w teleturnieju. Jak będzie wyglądał taki teleturniej?
Taki teleturniej wyobrażamy sobie i już dziś opracowujemy. Choć oczywiście na ten moment ważniejsze jest zbudowanie i uruchomienie stabilnego systemu telewizji interaktywnej i właśnie spółka Tele Video Media znajduje się w tej fazie. TP S.A. buduje system konkurencyjny do naszego i trudno nam uwierzyć, że uda jej się przejść w 12 miesięcy wszystkie te etapy na które my poświęciliśmy 2 lata. Choć oczywiście skala inwestycji na poziomie 3 mld zł, o której mówi TP S.A., musi budzić respekt. Według nas mamy wyprzedzenie w opracowywaniu technologii i budowaniu kontentu takiej interaktywnej telewizji. Z drugiej strony TP S.A. ma przewagę liczby potencjalnych użytkowników. A wracając do teleturnieju interaktywnego. No cóż, proszę sobie tylko wyobrazić, że publicznością, spośród której prowadzący wybiera uczestników to siedzący w domach telewidzowie. To właśnie ci Kowalscy i Malinowscy po przełączeniu się na własne kamerki wysyłają sygnał ze swoich mieszkań. Mogą oni odpowiedzieć na pytania ze studia (lub innych
domów), mogą także ocenić innego uczestnika, mogą zagłosować na kogoś lub coś, albo wybrać którąś z opcji dalszej zabawy. Słowem wręcz nieograniczone są możliwości tak rozumianej interaktywności.
- Czy planujecie więcej podobnych interakcji wśród użytkowników systemu?
Jest mnóstwo wariantów odwrócenia tradycyjnego kierunku nadawania. Konsekwencje tej zmiany tak naprawdę stanowić będą największą rewolucję w realizacji programów telewizyjnych. Dziś mamy już pierwsze gotowe pomysły, jednak jeszcze czekamy z ich odpaleniem.
Rozmawiał Robert Patoleta.