Tomasz Janik: Niepoczytalność to żadna wymówka - to głęboki humanitaryzm
Wczoraj media obiegła wiadomość, że kobieta, która w Kielcach w lutym ubiegłego roku zabiła dwójkę swoich dzieci, nie pójdzie do więzienia. 42-letnia Daria D. była, zdaniem psychiatrów, niepoczytalna w chwili czynu, dlatego prokuratura chce umorzenia postępowania i bezterminowego zamknięcia jej w zakładzie psychiatrycznym. Czy w takiej sytuacji brak odpowiedzialności karnej jest legalny i czy ma sens? Jak najbardziej.
Opinia publiczna co jakiś czas wzburzona jest informacjami o tym, że sprawca przestępstwa nie poniesie odpowiedzialności karnej z uwagi na niepoczytalność. Tak jest w sytuacji z Kielc, tak było w przypadku kierowcy, który wjechał samochodem na sopocki deptak, taranując ponad dwadzieścia osób, czy ostatnio w sprawie zabójstwa proboszcza w Tarnawie.
Zwykłe barbarzyństwo
Stwierdzenie, że osoba popełniła czyn karalny w stanie niepoczytalności wyłącza możliwość przypisania jej winy, a tym samym wymierzenia kary. Rzecz banalna, której studentów prawa uczą już na drugim roku studiów, jednak postronni, nie do końca zaznajomieni z meandrami prawa obserwatorzy, interpretują to często raczej jako próbę „wymigania się” od odpowiedzialności karnej i zasilenia na powrót szeregów wolnych ludzi. Nie dostrzegają jednak, że karanie osoby chorej za coś, nad czym nie ma kontroli, byłoby zwykłym barbarzyństwem.
Niepoczytalny sprawca może zostać osadzony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, jeśli popełnił ciężkie przestępstwo i można przypuszczać, że uczyni to ponownie. Decyduje o tym oczywiście sąd, który czuwa następnie nad przebiegiem leczenia takiej osoby i może nawet, w razie postępów, zdecydować o zwolnieniu jej ze szpitala do domu i nakazać terapię w warunkach wolnościowych. Zdarzają się niestety sytuacje, gdy osoba taka po wyjściu na wolność ponownie dopuszcza się ciężkiego przestępstwa (nawet zabija), ale lekarze i sędziowie nie mają szklanej kuli, a bez niej możliwość odgadywania przyszłości jest cokolwiek ograniczona.
Gorsze niż fizyczne cierpienie?
Nie jest zatem tak, że prokurator przy pomocy lekarzy psychiatrów (czasem też psychologa)
daje glejt niepoczytalności komuś, kto następnie wychodzi zadowolony z prokuratury prosto do domu. Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że niepoczytalność to nie żadne słowo wytrych, pomagające uniknąć wyroku skazującego – za taką diagnozą stoi bowiem realna tragedia tych osób. Najczęściej przyczyną niepoczytalności jest przecież nic innego jak choroba psychiczna, a ta, jak wiadomo, potrafi być gorsza niż najgorsze cierpienie fizyczne.
Zobacz też - Zaburzenia psychiczne: czy możemy sobie poradzić sami?
Niektórzy też naiwnie pytają: jak może być zdrową osoba, która morduje swoje dziecko/żonę/męża/rodziców? Otóż może. Dlatego ustalenie tego stanu jest tak istotne, a przepisy pozwalają nawet na poddanie podejrzanego wielotygodniowej obserwacji tylko w celu orzeczenia, czy jest on zdrowy i czy może odpowiadać karnie. Tak było choćby w słynnej sprawie Kajetana P., podejrzanego o zabójstwo nauczycielki włoskiego - ostatecznie prokuratura ustaliła, że był on jednak poczytalny i skierowała do sądu akt oskarżenia.
Modny oręż
Tematem na osobny felieton mogłyby być sytuacje, w których wyrachowani przestępcy, doskonale wiedząc, jak subtelna różnica dzieli los sprawców poczytalnych od niepoczytalnych, symulują choroby psychiczne i wystawiają lekarzy na ciężką próbę - stawianie diagnozy nie zawsze jest przecież łatwe. Niestety, kwestie zdrowia psychicznego bywają też, coraz częściej, orężem w zupełnie innych postępowaniach, mianowicie sprawach rozwodowych. Oprócz klasycznych oskarżeń o zdrady, nałogi czy nawet pedofilię, modnym jest uruchamianie również procedury przymusowego leczenia psychiatrycznego małżonka (jako rzekomo stwarzającego zagrożenie dla siebie bądź otoczenia). Represjonowanie ludzi przy pomocy psychiatrii ma niestety długą tradycję w Europie Wschodniej i te wzorce zachowań nadal są uważane za skuteczny środek do osiągania swoich celów.
Wypada też na marginesie ostrzec wszystkich czytelników, że ten, kto w chwili czynu znajdował się w stanie nietrzeźwości, nie jest niepoczytalny (choć wielu osobom zaoszczędziłoby to przerw w życiorysie). Przyjmuje się bowiem, że rozpoczynając „wprawianie się” w ten stan, delikwent wiedział, jak się to może skończyć. Poza tym, wyobraźmy sobie te hordy pijanych, „niepoczytalnych”, za nic nieodpowiadających ludzi na ulicach naszych miast.
Niepoczytalność to temat trudny, kontrowersyjny, ale też warty zgłębienia. Wiele wskazuje na to, że będzie on powracał jak bumerang, a może nawet się nasilał. Kondycja psychiczna polskiego społeczeństwa nie wygląda przecież najlepiej – dość powiedzieć, że według danych ZUS, w ciągu sześciu lat liczba wolnych dni, które pracownicy wzięli z powodu zaburzeń psychicznych, wzrosła o ponad 70 procent. Oczywiście do czynów przestępczych, a tym bardziej niepoczytalności, jeszcze daleka droga, ale przecież nic nie bierze się z powietrza.
Tomasz Janik dla WP Opinie
Tomasz Janik - adwokat, członek Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku, doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Prowadzi kancelarię adwokacką w Gdyni (http://tomasz-janik.pl/).