Tomasz Janik: "Najwspanialsza kasta" kradnie, bo może? Ani nie kradnie, ani nie może
Nie milkną echa ubiegłotygodniowego wyroku Sądu Najwyższego, uniewinniającego sędziego Mirosława Topyłę od zarzutu kradzieży banknotu pięćdziesięciozłotowego na stacji benzynowej. Podzieleni w ocenie wyroku są nie tylko prawnicy, ale też publicyści. W najnowszym wydaniu "Gazety Polskiej" Piotr Lisiewicz nazywa odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów "fikcją". Czy na pewno?
W tekście czytamy wyświechtane tezy o "dziedziczeniu mentalności przez dzieci i wnuków sędziów", "poczuciu bezkarności" czy o - jakże by inaczej - "najwspanialszej kaście". Wisienką na torcie są odwołania do wymiaru sprawiedliwości czasów stalinowskich dla poparcia tezy o rzekomej demoralizacji współczesnych sędziów. To pewnie dobry zabieg retoryczny, ale o wielce wątpliwej wartości merytorycznej.
Genetyka nie jest prosta
Ciekawe, o jakim poczuciu bezkarności sędziów możemy mówić w sytuacji, gdy sąd dyscyplinarny pierwszej instancji nie tylko uznał sędziego za winnego, ale też orzekł wobec niego najsurowszą z możliwych kar, to jest złożenie z urzędu? Rozumiem, że sędzia Topyła potrzebował dodatkowych emocji i wiedział, że choć Sąd Apelacyjny być może go skaże, to jednak Sąd Najwyższy oczyści go z zarzutu i w poczuciu bezkarności spokojnie wsadzał cudzy banknot do swojej kieszeni? A skoro zdaniem autora, dzieci i wnuki dziedziczą mentalność przodków, to jak wytłumaczyć potomków na przykład nazistów, z których wielu odżegnuje się od ojców i dziadków, czy wręcz poświęca swoje życie temu, aby pamięć o zbrodniach nazistowskich nie przeminęła? Jak to możliwe, skoro "zapewne im cięższe czyny dziadka - np. sądowego mordercy, tym mniejsze opory jego potomków"? Ani genetyka, ani psychologia nie działają jednak tak prosto, jak chciałby autor.
Sąd Najwyższy słusznie w moim przekonaniu uniewinnił sędziego Topyłę. Doprawdy nie wiem, jaki cel mógłby przyświecać sędziemu zarabiającemu - jak na polskie warunki - bardzo dobrze, aby kradł pięćdziesiąt złotych kładąc na szali całe swoje życie i karierę zawodową. Ba, robiąc to w obecności świadków i pod okiem kamer monitoringu (o którym musiał wiedzieć nie tylko dlatego, że każdy to wie, ale też z racji orzekania w sprawach o kradzieże na stacjach benzynowych). Sędzia Topyła nie jest - jak wynika z opinii psychologa - osobą, która szuka dodatkowych, mocnych wrażeń. Tych sędziom - szczególnie karnistom, jak sędzia Topyła - zresztą w codziennej pracy nie brakuje.
38 milionów karnistów
Od ubiegłego tygodnia mamy natomiast w kraju 38 mln karnistów, którzy wiedzą, że pieniądze zawsze chowa się od razu do portfela, ale nigdy, przenigdy, nawet w pośpiechu i stresie, najpierw do kieszeni, którzy nigdy nie pomylili się wydając komuś resztę (przecież gdyby zrobili to celowo mogliby odpowiadać za oszustwo!) albo sami nie zapłacili o parę groszy za mało, będąc święcie przekonanymi, że dobrze policzyli jednogroszówki. Każdemu, kto rzuca kamień, proponuję mieć sto spraw w referacie (a pewnie tyle minimum ma sędzia), zadaniowy czas pracy, jeździć na przesłuchania świadków incognito (a właśnie w takiej podróży był w chwili zdarzenia sędzia) i jednocześnie w niczym się nigdy nie mylić.
Szkoda jednak, że w podobnych sytuacjach sądy mimo wszystko raczej niechętnie próbują zagłębić się w meandry ludzkiej psychiki. Dopóki oskarżony nie oświadczy, że leczył się kiedyś psychiatrycznie bądź korzystał z pomocy psychologa czy neurologa, sąd niespecjalnie jest zainteresowany stanem jego umysłu. Nie interesuje raczej sędziów jaki profil osobowościowy ma podsądny, czy rzeczywiście jego dotychczasowe życie wskazuje na to, że mógł "chcieć" pozbawić kogoś jego własności, czy też że zrobił to bezwiednie.
Trzeba chcieć
A przecież, jak słusznie wskazał Sąd Najwyższy, dla popełnienia wykroczenia kradzieży nie wystarczy coś komuś "zabrać" (do czego niewątpliwie doszło), ale jeszcze trzeba "chcieć", mieć zamiar pozbawienia pokrzywdzonego jego własności i włączenia jej do własnego majątku (a tego już sędzia Topyła zrobić nie chciał). O ile jest to element psychiki sprawcy, do której poza nim samym nikt dostępu nie ma, o tyle jednak można i należy go badać za pomocą dowodów pośrednich, choćby opinii psychologa właśnie i to słusznie uczyniła najwyższa instancja sądowa, czego efektem było uniewinnienie podsądnego.
Mechanizm odpowiedzialności dyscyplinarnej (nie tylko zresztą sędziów) jest niewątpliwie potrzebny i dobrze się stało, że Sąd Najwyższy miał okazję wypowiedzieć się w tej sprawie. Gdy w grę wchodzi nawet możliwość złożenia sędziego z urzędu ważnym jest, aby sprawę zbadać kompleksowo, zwłaszcza, gdy nadmierne emocje, etykiety czy przedwczesne ferowanie wyroków zaciemniają obraz sprawy.
Tomasz Janik dla WP Opinie
Tomasz Janik - adwokat, członek Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku, doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Prowadzi kancelarię adwokacką w Gdyni (http://tomasz-janik.pl/).