To wszystko wina Caritasu: karmią i ubierają bezdomnych
Imigranci biwakujący w parkach i helikoptery, które śledzą ich z powietrza - to nie film, lecz włoska rzeczywistość. Pod koniec sierpnia policja urządziła nalot na bezdomnych w miejscowości Termoli, nad Adriatykiem. Coraz więcej Włochów domaga się by władze zrobiły "porządek" z bezdomnymi z Europy Wschodniej, bo okupują skwery miejskie i brudzą. Caritas ich broni: są nieszkodliwi. Policja rozkłada ręce: Polaków i Rumunów nie możemy wydalić.
13.09.2012 | aktual.: 15.09.2012 10:55
Według danych Caritasu w Termoli jest około 100 bezdomnych na 30 tys. mieszkańców. 15 polskich kloszardów żyje przed zamkniętą szkołą. 30 Rumunów żebrzących przed kościołami i na ulicach przyjeżdża do miasta codziennie rano z peryferii. Koło stacji biwakuje kolejnych kilkanaście osób - w tym Włosi i inni obywatele UE. Reszta to Cejlończycy, Hindusi i Pakistańczycy, którzy wieczorami sprzedają róże lub parasolki żeby zarobić kilka euro a w dzień znikają, jakby zapadali się pod ziemię. Nie mają dokumentów i wolą nie "napatoczyć się" policji.
Obława w Termoli
Choć bezdomni nie popełniają przestępstw a żebracy nie są nazbyt nachalni, to mieszkańcy Termoli nie mogą już z nimi wytrzymać. Twierdzą, że niszczą oni ich miasto: załatwiają się na ulicy; wyrzucają resztki jedzenia, co przyciąga szczury; okupują zacienione skwery i miejskie ogródki, które w upalne dni powinny służyć starszym i dzieciom.
Pod koniec sierpnia policja przypuściła, więc prawdziwy atak na bezdomnych, z użyciem helikopterów włącznie. Operacja pod nazwą "Bezpieczne wybrzeże 3", miała na celu "oczyszczenie" okolic miejscowego dworca kolejowego. Zatrzymano 15 Rumunów bez adresu zameldowania - tym razem 12 z nich otrzymało "Foglio di Via Obligatorio" - administracyjny nakaz opuszczenia miasta. Wydalenie bezdomnych obywateli UE z terenu gminy to jedyna broń w rękach włoskich stróżów prawa.
- Jeżeli obcokrajowcy nie dokonują czynów karalnych, nic więcej nie można im zrobić, a i tak wydalenie nic nie pomaga, bo kloszardzi wracają, albo przemieszczają się w inne rejony, a na ich miejsce przychodzą nowi - twierdzi bezradna policja.
Dwa światy obok siebie
Na ulicy Italia w Termoli, wśród budynków mieszkalnych - znajduje się jedyny zielony skwerek zajęty od miesięcy przez grupę bezdomnych ze Wschodu. Dwa światy koegzystują obok siebie. Smród i brud przeszkadza Włochom, ale imigranci nie są absolutnie nachalni czy agresywni. Nie kradną, nie biją się, nie urządzają rozrób - nie dają, więc żadnego powodu by ich usunąć. Co najwyżej proszą przechodniów o papierosa, lub zakradają się do śmietników by wygrzebać resztki jedzenia. Myją się w pobliskiej fontannie, tak jakby to była łazienka w ich własnym domu. Suszą wyprane ubrania. Mają europejskie paszporty, więc z terenu Włoch nie można ich przegonić, bo obywatele UE mogą rezydować gdzie chcą a bezdomność i żebractwo nie są przestępstwem. Po akcji "Bezpieczne wybrzeże 3", wśród mieszkańców okolicznych domów przy ulicy Italia wybuchła rewolta.
- Basta! Już nie wytrzymujemy! Ci imigranci siedzą tu od miesięcy i to o krok od komisariatu policji. Jedzą, piją, załatwiają się i śpią na naszym jedynym zacienionym skwerku. Starsi i dzieci muszą siedzieć w domu. Nie mamy też gdzie wyprowadzać zwierząt domowych, bo mają dużego psa, który biega całkowicie wolny i bez kagańca. Niech policja wreszcie z nimi też coś zrobi! - lamentowali w lokalnych mediach, przysyłając zdjęcia "biwaku". Włoscy stróże prawa jak na razie nie interweniowali.
Nie wszystko jest winą kloszardów
- Trzeba być obiektywnym, gdy mówi się o pogorszeniu stanu naszego miasta. Nie wszystko jest winą kloszardów. Śmierdzące zaułki i obsikane schody w centrum to raczej wina pijanej młodzieży, która wraca nocą do domu. Śmieci i resztki na ulicach pozostawiają także turyści - w lokalnym dzienniku "Primonumero" bronił kloszardów ksiądz Ulisse Marinucci, dyrektor Caritasu w Termoli, dodając, że mieszkańcy tego miasta nie są rasistami, bo wielu z nich jest bezpośrednio zaangażowana w pomoc biednym i bezdomnym. - Zamiast dawać im kilka groszy dla czystego sumienia, lepiej zaangażować się w akcje, które mogą naprawdę pomóc w rozwiązaniu problemu. W naszej grupie pracuje społecznie adwokat, który pomaga bezdomnym załatwiać wiele problemów biurokratycznych. Są lekarze, są wolontariusze, którzy rozdają jedzenie i monitorują ludzi żyjących na ulicy. Nie można ich izolować i obchodzić z daleka, lecz trzeba pomóc im wejść ponownie do społeczeństwa oraz zacząć życie od nowa - tłumaczył duchowny, podając przykład pewnego
Polaka, który wyszedł z alkoholizmu uczęszczając do lokalnej grupy Anonimowych Alkoholików. Mężczyzna znalazł mieszkanie oraz pracę na farmie poza miastem.
To wszystko wina Caritasu
Kościelna organizacja charytatywna bardzo wspiera Włochów i imigrantów, którzy stracili pracę oraz dom i znaleźli się na bruku. Praktycznie utrzymuje ich przy życiu. Tych drugich jest oczywiście więcej niż tych pierwszych.
Niektórzy Włosi mają Kościołowi za złe to miłosierdzie i uważają, że pomoc bezdomnym jest w jego interesie, bo dostaje na to grube pieniądze od państwa. - Gdyby nie Caritas i słońce może niektórzy pijacy i narkomanii wzięliby się za siebie, żeby nie umrzeć z głodu. A tak idą na obiadki i po ubrania do Caritasu, a żebrzą, aby uzbierać na narkotyki i alkohol. Do Włoch zjeżdżają się bezdomni z całej Europy, bo tu łatwiej przetrwać zimę. Jest pogoda, tanie wino i stołówka w Caritasie - można czasami usłyszeć od niektórych Włochów.
Nie tylko w Termoli
Również w Trieście tamtejsi mieszkańcy narzekają na trudną koabitację z bezdomnymi przybyszami z państw postkomunistycznych. Kolonie Rumunów i Polaków biwakują w pobliżu stacji kolejowej i dworca autobusowego, na skwerze przy Piazza della libertà. Policja monitoruje sytuację, ale europejskich kloszardów przepędzić nie może.
Proszą o jałmużnę - i jak wynika z obserwacji - "pracują" nawet na zmianę: rano kobiety, wieczorem mężczyźni. Żeby wzbudzić litość i dostać więcej pieniędzy udają kalectwo, używając kul i wykrzywiając kończyny. Zarabiają średnio od 5 do 8 euro na godzinę. Zarobek z jałmużny odnoszą do pobliskich barów i sklepów, gdzie kupują alkohol. Dużą część dziennego utargu pozostawiają w maszynach hazardowych - to nowy nałóg, którego nabawili się we Włoszech.
Policja z Triestu jest pewna, że nie stoi za nimi żadna organizacja przestępcza. Sami się zorganizowali i podzielili teren. Nic z nimi nie można zrobić - co najwyżej dostaną "Foglio di via Obligatorio", wyjadą na trochę do kraju i później wracają, ale i w tym mieście lokalne władze pod presją mieszkańców planują powziąć bardziej radykalne kroki.
W stolicy podobnie
Tak samo sytuacja wygląda w Rzymie - grupy Rumunów zajęły Zatybrze, dzieląc pomiędzy siebie rogi ulic, na których proszą o pieniądze. Polacy spotykają się na Piazza Mastai lub na Placu Argentyńskim w pobliżu kościoła polskiego, aby pić alkohol przeklinając przy tym głośno po polsku. Rzymianie są bezradni, przechodzą szybko obok odwracając głowę.
Zjednoczenie Europy przyniosło wiele dobrego, ale spowodowało również, że w wielu krajach tworzą się prawdziwe getta imigranckie i wioski baraków, w których egzystują ludzie poza nawiasem społeczeństwa. Smutne to wszystko, ale niestety prawdziwe...
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz