To jest gra
Emocje związane z pierwszą unijną
konstytucją, przy której Polska pokazała pazurki i mimo gróźb oraz
nacisków nie zgadza się na zmianę systemu głosowania przyjętego w
Nicei, dają przedsmak tego, co czeka nas w liczącej 25 członków
Unii - pisze w "Trybunie" Małgorzata Barwicka.
14.10.2003 | aktual.: 14.10.2003 06:31
Publicystka zauważa, że szantaż i prawo weta nie są metodami zalecanymi, choć - nie oszukujmy się - w Unii Europejskiej używane są powszechnie. To prawda, iż dużo lepsze jest znajdowanie sojuszników w sprawach, w których interes może być zbieżny. Kompromis osiąga się pod koniec obrad, gdy niczym na wielkim bazarze targi dobiegają końca.
Tak jak dzisiaj bronimy Traktatu z Nicei (daje nam silną pozycję w Radzie Ministrów UE dzięki dużej liczbie głosów), jutro będziemy walczyć o jak najkorzystniejszy dla nas podział funduszy. Prócz siły głosu, potrzeba wytrawnej dyplomacji, umiejętności przekonywania do swoich racji i budowania sojuszy - uważa Barwicka.
O rzeczywistej sile państw decyduje ich potencjał gospodarczy, wkład do unijnego budżetu, zdolność budowania sojuszy wewnątrz Unii, a także sprawność administracji i negocjatorów. Wiele zależy również od rzeszy anonimowych urzędników i dyplomatów, którzy na co dzień uczestniczą w rozlicznych spotkaniach, od których przebiegu zależy unijne prawo, polityka, czy budżet - pisze publicystka "Trybuny".