Trwa ładowanie...
15-12-2008 13:20

"To ja złapałem Che"

Generał Gary Prado mówi, że nadal ściga go cień słynnego guerrillero.

"To ja złapałem Che"Źródło: AFP
d1i7uvj
d1i7uvj

Martwy rewolucjonista nie daje mu spokoju, mimo że od jego śmierci minęło już ponad 40 lat. – Aaa, Che... – wzdycha siedzący na wózku inwalidzkim Gary Prado. – Ciągle to samo, jestem już tym zmęczony. W październiku br. minęła 41 rocznica śmierci Che Guevary.

Na ekrany kin trafiły niedawno dwa filmy Stevena Soderbergha o tej ikonie rewolucji. Podczas zdjęć producenci odwiedzili także Gary’ego Prado. Boliwijski generał w stanie spoczynku opowiedział im jak udało mu się złapać najbardziej poszukiwanego wówczas człowieka na Ziemi.

Prawie z cudem graniczy to, że Gary Prado Salmón, który niedługo skończy 70 lat, przyjmuje gości serdecznie i mówi tak spokojnym głosem. W 1981 roku trafiono go kulą w plecy, od tego czasu jest sparaliżowany od pasa w dół. Mówi się, że to był akt zemsty. – Zwykły wypadek – mruczy pod nosem Prado. Broń jego kolegi przypadkowo wypaliła.

Książkę chwalił sam Fidel

Dom generała znajduje się w Santa Cruz de la Sierra, na gorącej boliwijskiej nizinie. W gęstwinie milionowego miasta pod pseudonimem Pedro Salazar ukrywa się też były sierżant Mario Terán, który zastrzelił Guevarę w szkole w La Higuera. Przed egzekucją, zleconą przez ówczesne władze Boliwii i CIA, Terán ponoć starał się dodać sobie odwagi alkoholem i od tego czasu wpadł w nałóg. – Bzdura – twierdzi Prado. – Prowadzi całkiem spokojne życie. Obaj panowie są zaprzyjaźnieni. Terán nie wypowiada się jednak publicznie o egzekucji. Raz tylko zabrał głos – napisał list otwarty do gazety „El Deber” wydawanej w Santa Cruz, w którym podziękował Fidelowi Castro za „cudowną” – anonimową i bezpłatną – operację usunięcia mu zaćmy, przeprowadzoną na Kubie.

d1i7uvj

Prado siedzi za masywnym dębowym biurkiem. O brzemiennym w skutki spotkaniu z Che nie przypomina w jego gabinecie nic poza książką Prado „La guerrilla inmolada” (Guerilla złożona w ofierze). Generał opowiada w niej, jak dowodzona przez niego ósma kompania ścigała w górach głównego wroga państwa i jego (już tylko) 21 towarzyszy, by w końcu schwytać go 8 października 1967 roku, gdy podczas ucieczki dostał się w zasadzkę. – Kim pan jest? – zapytał wtedy komendant Prado, mimo że od razu rozpoznał obszarpaną postać. – Jestem Che Guevara – padła odpowiedź.

Był to smutny finał próby przeniesienia kubańskiej rewolucji z 1959 roku do innych rejonów Ameryki Południowej. Udało się to w końcu bez Che Guevary, długo po jego śmierci – ale w jego imię. Od 2006 roku Boliwią rządzi indiański lider związku hodowców koki i działacz Ruchu na rzecz Socjalizmu – Evo Morales. Swego czasu Argentyńczyk Che Guevara był dla Stanów Zjednoczonych kimś takim jak obecnie Osama ben Laden – tylko łatwiej było go wytropić. Dlatego Gary Prado z kpiącym uśmiechem odpowiada wszystkim, którym wydaje się, że stanął przed Chrystusem, który powrócił na Ziemię. – Co czułem, kiedy zobaczyłem Che? Był brudny, opuszczony i zdradzony. Zrobiło mi się go żal. Prado odkrył legendarny pamiętnik Che („praktycznie nie do odcyfrowania”) i oddał mu jego oba roleksy – żołnierze chcieli mu je ukraść. Kiedyś najbardziej poszukiwany człowiek na świecie, teraz obdarty, wygłodzony i ranny, zawołał: Żywy jestem więcej wart niż martwy! Ale to go nie uratowało. Obecnie, w znacznie bardziej demokratycznej
rzeczywistości, Prado stawiałby więźniów takich jak Che przed sądem. Wciąż jednak uważa, że morderstwo może znaleźć uzasadnienie w każdej epoce historycznej. Proces i więzienie byłyby jego zdaniem niemożliwe w ówczesnej sytuacji politycznej. Prado nie chce nic mówić na temat zlecenia zabójstwa Che przez CIA. Opowiada, że jego oddział nie świętował pojmania Che. – W La Higuera nie mieliśmy nawet wody. I dodaje: Jest wiele ciekawych osobowości, jakoś Che nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Nie miał ani politycznej, ani militarnej wizji. Jeśli pogrzebać trochę głębiej w jego ideach – człowiek trafia na pustkę.

Dla ówczesnego kapitana była to zwykła operacja – do takich akcji był szkolony. Ale dumny jest z czego innego. W późniejszym okresie był ministrem planowania, także krótko ministrem spraw zagranicznych, ambasadorem w Londynie – zdjęcie brytyjskiej królowej stoi przy jego sofie. Pomagał modernizować armię i przyczynił się do tego, że podczas ostatnich zamieszek w Boliwii oficerowie powrócili do koszar. Politykę uprawiał w ramach niegdyś marksistowskiego, a następnie w równym stopniu obywatelskiego, co nieznaczącego Ruchu Lewicy Rewolucyjnej (MIR).

Dziś poszukuje nowej platformy dla swoich działań i krytykuje Moralesa, którego popiera większość społeczeństwa – zwłaszcza ludzie mieszkający na płaskowyżu, na którym znajduje się między innymi La Paz. Przeciw niemu opowiada się natomiast reakcyjna elita z Santa Cruz. – To głupia sytuacja – narzeka Prado. Gdy jednak władzę sprawują tacy ludzie jak Morales czy prezydent Wenezueli Hugo Chávez, USA pogrążyły się w kryzysie, a na rynkach finansowych panuje chaos, mit Che Guevary odradza się na nowo – i to nie tylko w Ameryce Południowej.

d1i7uvj

Swą 295-stronicową książkę Prado sprzedaje po sto bolivianos (równowartość dziesięciu euro). Wśród wszystkich opracowań na temat Che, filmów o nim, koszulek z podobizną – to tylko drobiazg, chociaż książkę pochwalił sam Fidel Castro.

Śmierć przez pomyłkę

Groźna sytuacja zdarzyła się w 1968 roku, ale jej szczegółowe okoliczności Prado poznał wiele lat później. Od samego początku przypuszczał, że celem zagadkowego zamachu na jego niemieckiego kolegę, dokonanego w Rio de Janeiro, tak naprawdę był on sam. Nawet w Niemczech ten epizod globalnego eposu dotyczącego Che jest praktycznie nieznany. Sam Prado opowiada o nim dopiero pod koniec rozmowy.

– Przed kilkoma laty dowiedziałem się, że to mnie chcieli zabić – mówi. W rok po śmierci Che Guevary Gary Prado pojechał na szkolenie oficerskie do Rio de Janeiro. Jednym z jego kolegów tam był niemiecki major Eduard von Westernhagen. Pewnego wieczoru wybrali się na przechadzkę po mieście. Wracali osobno do swoich mieszkań w Copacabanie. Wówczas dwaj zabójcy wyskoczyli na drogę, którą szedł Westernhagen i zabili go ośmioma strzałami z pistoletu. Długo po tym wydarzeniu jeden z nich przyznał, że ofiarą miał być Prado – w akcie zemsty za Guevarę. Dopiero zajrzawszy do paszportu ofiary, zabójcy się zorientowali, kto zginął.

d1i7uvj

– Popełniliśmy historyczną pomyłkę – narzekał przed rokiem Brazylijczyk Amílcar Baiardi, obecnie wykładowca literatury na uniwersytecie w Salvador da Bahia. – Wielką pociechą byłoby, gdyby udało się nam zamordować Gary’ego. Z drugiej strony Baiardi ze zdumieniem obserwował, jak Prado później angażował się w demokratyzację Boliwii. – To dowód, że ludzie czasem jednak się zmieniają.

Peter Burghardt © Süddeutsche Zeitung

d1i7uvj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1i7uvj
Więcej tematów