Maja Tywonek © WP

"To ja byłam sześćdziesioną". Wychodzisz ze szkoły, a obelgi i wyzwiska idą za tobą do domu

Michał Janczura

Gdy przyszła powiedzieć, że z niej szydzą, usłyszała, że "chłopcy tak mają". Gdy pisali, że "mogą jej nas...ć do gęby", zgłosiła sprawę i została konfidentem. Nazywali ją "świnią", "pedałkiem", "oblechem". Nocami Maja płakała, a przerwy spędzała w szkolnej toalecie: - Nie mam kontaktu z nikim z podstawówki. Dziś już tak nie boli, ale było ciężko.

Milczenie zabija. Reakcja ratuje. 10 października, w Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego, Wirtualna Polska i projekt Młode Głowy rozpoczęły kampanię "Ostatni dzwonek. Twoja reakcja może uratować życie". To apel do uczniów, rodziców i nauczycieli: nie odwracaj wzroku od przemocy rówieśniczej.

Ostatni dzwonek
Ostatni dzwonek © WP

***

W pierwszym rzędzie: dyrekcja szkoły, władze miasta, ksiądz z pobliskiej parafii. W katowickiej podstawówce nr 17 trwa apel z okazji rocznicy zakończenia II Wojny Światowej. Na scenę wychodzi dziewczyna z 7b. Pewna siebie, rozpromieniona. Widać, że uwielbia występować. Śpiewa piosenkę Violetty Villas, a w oczach publiczności widać łzy. Są owacje i gratulacje. - Nauczyciele nazywali mnie gwiazdeczką - wspomina z uśmiechem.

Ta sama szkoła, ten sam okres. Do toalety wchodzi 13-latka z klasy sportowej. Zamyka się w kabinie, płacze. Ma kolejny w tym tygodniu atak paniki. Chce się jej wymiotować. Chwilę wcześniej usłyszała, że jest "pedałem". Nienawidzi tego miejsca, tych ludzi. Dzwonek. To oznacza jedno: musi wyjść i kolejne 45 minut spędzić z prześladowcami. Będzie udawać, że nie cierpi. Następną przerwę znów spędzi w toaletowym azylu.

Dziewczyna ze sceny i dziewczyna z toalety to ta sama Maja Tywonek. Dziś ma 17 lat i poczucie niesprawiedliwości, ale nie chce zemsty. Chce mówić głośno o tym, o czym dorośli często nie mają pojęcia. Nie wierzy, że była jedyna i że tak działa tylko jej szkoła.

Mama Mai Tywonek o błędach dorosłych. ‘Myślałam: taki jest świat’

Tyta na dobry początek

Z Mają trudno umówić się na spotkanie. Ciągle w rozjazdach. Udaje się na początku października. Właśnie wróciła z Trójmiasta, ale czasu ma niewiele. Następnego dnia jedzie do Warszawy. Zostanie Ambasadorką Unijnego Dialogu z Młodzieżą.

- Jestem przede wszystkim działaczką społeczną - mówi o sobie Maja. Z uśmiechem zaczyna wyliczać inicjatywy, w które jest zaangażowana. Stowarzyszenie "Siła młodych", Rada Młodzieżowa przy Parlamentarnym Zespole ds. Młodzieży, a to tylko przykłady.

Spotykamy się w siedzibie Młodzieżowej Rady Miasta. Ulica Wolności w samym centrum Chorzowa. Maja i tu się udzielała. Była wiceprzewodniczącą zespołu eksperckiego. Promienieje, gdy opowiada o tym, co robi, jakie ma plany. Uśmiech znika, gdy zaczynamy mówić o szkole podstawowej.

- Teraz nie chcę mieć z tymi ludźmi kontaktu. Może dlatego, że nie mam czasu? A może zajmuję sobie ten czas, żeby go nie mieć? Dzisiaj już nie czuję bólu, ale to jest ciężkie, gdy o tym myślę - mówi Maja.

Pierwszy dzień szkoły zapamiętała jako bajkowy i słodki. Żartuje, że miała w sobie coś z lidera.

- Dyrektorka zapytała, czy chcemy wrócić do przedszkola. Pierwsza się wydarłam: "nie chcemy", a inne dzieci to podchwyciły - wspomina. - Pamiętam, że padało. Przechodziliśmy parami z jednego budynku szkoły do drugiego i dostaliśmy tytę, tubę z papieru, wypełnioną cukierkami. Na Śląsku taki jest zwyczaj.

Sielanka nie trwała długo.

Druga klasa, pierwszy hejt

Maja pamięta, że to była wiosna. Marzec może kwiecień. Miała 8 lat. Przerwę wszyscy spędzali na zewnątrz. Spacerowała, gdy na ścianie z boku szkoły zobaczyła napis "Maja to chu...". Szybko się okazało, że napisał to kolega z klasy. Wychowawczyni tłumaczyła, że "chłopcy tacy są".

- Usłyszałam: "Maja, ty mu się podobasz". Jak nauczycielka może coś takiego powiedzieć ośmiolatce? Wróciłam do domu z płaczem. Finalnie nikt nic z tym nie zrobił - dziewczyna próbuje obrócić to w żart, mówiąc, że ma długi staż z hejtem.

Resztki poczucia bezpieczeństwa straciła w czwartej klasie. Od tego momentu było już tylko gorzej.

Klasa szermiercza

W czwartej klasie Maja trafiła do klasy sportowej, o profilu szermierczym. 16 osób, mieszanka uczniów z wszystkich klas nauczania początkowego. Miała poczucie, że tam nie pasuje.

- Byłam pewna siebie, pyskata. To był pewnie trochę styl "na przetrwanie", gdy nazywali mnie "grubą świnią", "oblechem" – Maja mówi, że coraz bardziej nie chciała tam przebywać i wreszcie znalazła sposób. - Angażowałam się w kolejne inicjatywy artystyczne, żeby tylko nie chodzić do szkoły, żeby nie przebywać z nimi na przerwach. Śpiewałam w zespole harcerskim. Kochałam to robić. Mieliśmy czasem trzy koncerty tygodniowo.

Ostatni dzwonek. Spot akcji WP x Młode Głowy

Nikt nie wyzywał jej codziennie. Czasem słyszała coś raz na tydzień, czasem częściej.

- Nie wiedziałam, z której strony i kiedy to przyjdzie. Byłam zamknięta w pomieszczeniu z ludźmi, których nie lubię, którzy nie lubią mnie, i którzy zaraz skomentują mój wygląd, zachowanie lub to, że czytam książkę na korytarzu. Po prostu lubili mnie komentować.

Dziewczyna próbowała walczyć. Gdy słyszała, że jest gruba, odpowiadała prześladowcy: "chyba ty". Czasem odwracała się na pięcie, udając, że nie robi to na niej wrażenia. Pozory. Szła do toalety i płakała.

17-latka dziś już wie, że zachowanie koleżanek i kolegów było złe. Wtedy zadawała sobie jednak pytania: "może jestem przewrażliwiona?", "może nie trzeba reagować?", "może to moja wina?".

Maja nie ukrywała, że jest biseksualna i wtedy nadeszła kolejna fala wyzwisk. - Stałam się dla nich dzikusem z buszu - mówi.

Też nie byłam szczypiorkiem

Naszej rozmowie przysłuchuje się Magda, mama Mai. Bije się w pierś i przyznaje, że początkowo bagatelizowała sygnały od córki. Patrzyła przez swój pryzmat i to jej zdaniem był błąd.

- Ja też nie byłam nigdy szczypiorkiem i też w szkole słyszałam uwagi na ten temat. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo różni się to, co ja przeżywałam, od tego, co przeżywa dzisiejsza młodzież - mówi Magda. - Skala, forma i częstotliwość kontaktu dzieci teraz jest zupełnie inna.

Mama Mai ocenia, że uczniowie od hejtu nie mają właściwie odpoczynku. Media społecznościowe sprawiają, że wychodzisz ze szkoły, a obelgi i wyzwiska idą za tobą do domu.

Ostatni dzwonek
Ostatni dzwonek © WP

Nie chce obwiniać szkoły, nauczycieli, dyrekcji. Nie chce też rozgrzeszać siebie ani rodziców prześladowców. Mówi, że chyba umniejszała to, co opowiadała jej Maja. Chciała, żeby wszystko było łatwe.

- Długo wmawiałam sobie, że taki jest świat, ale teraz wiem, że taki być nie powinien - mówi Magda. Zrozumiała, co się dzieje, dopiero gdy Maja przesłała jej screeny i pokazała, jak wygląda rozmowa uczniów siódmej klasy.

Jedna klasa

- Stołówka zwykle była miejscem rozejmu, ale raz wchodzę, chłopak z klasy mówi: jest nasz pedałek. Nigdy tego nie wyrzucę z głowy - wspomina Maja. Nie wiedziała, co zrobić. Nie zareagowała. Wtedy jeszcze nie poszła po pomoc. Zaczęła o nią prosić niedługo potem.

To było kilka dni przed zakończeniem roku szkolnego. Normalnie nie było wolno korzystać z telefonów, ale wtedy nikt tego nie pilnował - oceny wystawione, dzieci i nauczyciele żyli już wakacjami. Maja pamięta, że nauczyciel siedział w klasie, ale zajmował się swoimi sprawami. Było cicho, wszyscy wpatrzeni w ekrany.

Z relacji Mai wynika, że stworzyły się dwie grupy, siedzące po przeciwnej stronie klasy. Rozmowa przeniosła się do sieci, więc było cicho. Siedzieli kilka metrów od siebie i pisali: "mogę ci nasr... do mordy je... fetyszystko", "jesteście chore, bo uważacie, że są odmienne orientacje i płcie, więc się w ten pusty łeb walnijcie tłuczkiem do mięsa, każdemu będzie lżej".

Hejt lał się też pod adresem osób, które starały się bronić Mai. Wtedy nie wytrzymała. Wysłała kilka fragmentów mamie.

- Poprosiłam, żeby wysłała mi wszystko. Już wiedziałam, że tak tego nie zostawię - mówi Magda. - Miałam dobre zdanie o pedagogu i dyrekcji. Byłam przekonana, że dostaniemy pomoc i wsparcie. Liczyłam, że zostaną postawione granice i ktoś powie dzieciom, że to nie jest OK.

Mama natychmiast zwolniła Maję z lekcji. Liczyła, że ci, którzy tak potraktowali jej dziecko, zostaną ukarani.

"Damie nie wypada"

Maja przesłała całą rozmowę szkolnej pedagog. O wszystkim dowiedziała się dyrekcja, a nawet dzielnicowy. Mieli wszystko czarno na białym, maszyna ruszyła. Przynajmniej tak się wydawało. Maja mówi, że to, co działo się potem, bolało tak samo, jak hejt.

- Ci sami ludzie, którzy nazywali mnie pedałem i mówili, że mam się pierdo... tłuczkiem do mięsa, mieli wzorowe zachowanie i czerwone paski. W dzień zakończenia roku szkolnego poszli do pani dyrektor, żeby ją przeprosić. Powtórzę to, bo ciągle w to nie wierzę: poszli do dyrektorki, żeby to ją przeprosić - mówi rozgoryczona.

Do Mai napisała tylko jedna dziewczyna. To ona miała stworzyć grafikę, na której zdjęcia Mai i osób, które za nią stanęły, były za kratami, niczym zwierzęta. Po zdjęciami podpis: "Nie dokarmiać". Minęło kilka lat, do dziś ta dziewczyna za to przeprasza.

Do szkoły wezwano rodziców tych, którzy pisali obraźliwe teksty na grupie. Godzinę po nich na dywanik trafiła też Maja. W gabinecie ówczesnej dyrektor stała ona i trójka jej obrońców. Dyrektor mówiła, oni milczeli.

- To prawda, że powiedziałam na grupie "gówno", powiedziałam "dupa". Usłyszałam od dyrektorki: "Maja, ty jesteś damą, damie nie wypada". Wszyscy byliśmy w maseczkach. Pamiętam, że dostałam ataku paniki, pod tą maseczką zrobiło mi się słabo. Próbowałam się wytłumaczyć, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.

"Sześćdziesiona"

Maja i jej mama długo zastanawiały się nad zmianą szkoły. Za późno zaczęły jednak załatwiać procedury. W końcu uznały, że został ostatni rok i Maja jakoś musi wytrzymać. Nie wiedziały, co się będzie działo po wakacjach.

- Dzisiaj normalizuję to w głowie, bo już tyle miałam przepłakanych nocy, że wystarczy. Przez połowę ósmej klasy miałam piekło. To ja była "sześćdziesioną", to ja byłam ta zła - mówi Maja.

"Sześćdziesiona" to w slangu młodzieżowym najgorsza obelga. Określenie donosiciela, konfidenta. Pojęcie pochodzi od artykułu 60 kodeksu karnego. To w nim jest zawarta regulacja dotycząca tzw. małego świadka koronnego. Upraszczając, ten kto przekazuje organom ścigania informacje, może liczyć na złagodzenie kary. W klasie 8b "sześćdziesioną" była Maja, ale za chwilę mówiła tak o niej cała szkoła.

Dziewczyna wspomina, że chciało się jej wymiotować, gdy wychodziła z domu do szkoły. Przerażało ją każde spotkanie z "kolegami" i "koleżankami". Zaczęła symulować choroby. Sposobem na radzenie sobie z sytuacją stały się dla niej książki. Na przerwach czytała, a jak przychodziły ataki paniki, uciekała do toalety. Zamykała się, pisała do przyjaciół poznanych w sieci, do chłopaka, do mamy.

- Do toalety uciekałam też na lekcjach. Wiedziałam, że wtedy tam nikogo nie będzie. Traktowałam to jako czas dla siebie. Uspokajałam się.

Pani pedagog nic nie powie

Dzwonimy do szkoły. Pedagog nie ukrywa, że zna i pamięta sytuację, ale rozmawiać nie będzie. Musi mieć zgodę dyrekcji. W podstawówce numer 17 w Katowicach od czasu Mai zmieniła się część kadry, w tym dyrektor. Obecna twierdzi, że tylko ona może się wypowiadać o sprawie, ale sama dokładnie jej nie pamięta. Musi zajrzeć w akta.

Pytamy szkołę, co zrobili? Czy po zgłoszeniu Mai i jej mamy uruchomili jakieś procedury? Czy ta sytuacja jakoś wpłynęła na walkę z hejtem w szkole? Co można było zrobić, żeby Maję chronić?

Dyrekcja w końcu odpowiada. Sprawdzili dokumentację tej sprawy, a z niej wynika, że reagowali odpowiednio. Zastosowali procedury obowiązujące w szkole od lat. Nic nie mają sobie do zarzucenia. Twierdzą, że pierwszy działania podjął nauczyciel, wezwał pedagoga, odbyła się rozmowa ze sprawcami agresji, poinformowano dyrekcję, która wezwała rodziców.

Kiedy? Jak miało do tego dojść? Tego już nie wyjaśniają w przesłanej nam korespondencji. Maja i jej mama twierdzą, że nauczyciel o niczym nie wiedział i to one same skierowały sprawę do pedagoga.

Szkoła twierdzi, że wyjaśnili sprawę wobec wszystkich uczestników i przeprowadzili szereg innych działań. Między innymi "rozmowy na temat kształtowania prawidłowych relacji w grupie (doprowadzenie do przeprosin)"

Maja twierdzi, że to bzdury i nigdy nic takiego nie miało miejsca. Chyba że chodziło o przeproszenie dyrektor, a nie jej.

Obecna dyrektor szkoły w mailu przesłanym do nas wylicza, że konsekwencją sytuacji, którą zgłosiła Maja, był szereg spotkań: ze specjalistami, psychologiem oraz lekcje wychowawcze o cyberbezpieczeństwie i radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami. Takie informacje są zawarte w szkolnej dokumentacji. Maja nie wierzy w to, co widzi:

- Spotkań nie było, lekcje wychowawcze też nie miały nigdy takich zastosowań. Było w kółko mówione tylko o tym, że tacy jesteśmy problematyczni - mówi Maja

Twierdzi, że trzy razy w ósmej klasie zgłaszała hejt ze strony klasy. Dyrekcja zapewnia, że w dokumentacji nie ma o tym mowy.

"W roku szkolnym 2021/2022 do dyrekcji, wychowawcy, pedagoga nie wpłynęła żadna informacja ani skarga dotycząca hejtu w tej klasie. Wszyscy uczniowie byli pod stałą opieką wychowawcy i pedagoga – zgodnie ze zgłaszanymi przez nich potrzebami" - czytamy w odpowiedzi.

Policja: nie bać się zgłaszać hejtu

Maja pamięta za to, że w klasie pojawił się dzielnicowy. Podobno otrzymał screeny z zapisem rozmów uczniów.

- Przyszedł, postraszył i poszedł - wspomina.

Taka jego rola - odpowiadają policjanci z komendy miejskiej w Katowicach.

- Policja bywa w szkołach regularnie - mówi rzecznik prasowy jednostki aspirant Dominik Michalik

Tak zwane "pogadanki" to zadanie dzielnicowych, ale też zespołu profilaktycznego, który działa w komendzie. - Mówią, co to jest hejt, czym się przejawia, ale też, co grozi za tego typu zachowania - tłumaczy Michalik. Dodaje, że próbują przekazać młodzieży, jak reagować na mowę nienawiści. Zdarzają się też pogadanki z rodzicami, bo problem zaczyna się nie w klasie, a w domu, od braku rozmowy.

- Trzeba głośno mówić: nie jesteście, nie musicie być z tym sami. Każdy przejaw hejtu trzeba zgłosić. Rodzicom, nauczycielom, organom ścigania. Są telefony zaufania dla dzieci i dorosłych. Nie wolno się bać.

Michalik podkreśla, że policja może działać, dopiero gdy problem zostanie zasygnalizowany. Z urzędu działają wtedy, gdy jest już za późno, gdy dochodzi do próby samobójczej lub śmierci dziecka.

Z relacji Mai i jej mamy wynika, że coś jednak w systemie wsparcia nie działa. Przecież sprawę zgłosiły.

- Nikt nie wyciągnął wniosków. We wrześniu zaczęło się od nowa. Dzieciom, które wypisywały te straszne rzeczy, nie zmieniono nawet ocen z zachowania. Były dwa dni do zakończenia roku, trzeba by jeszcze raz wypisać świadectwa, zgłosić to do kuratorium i uargumentować sprawę. Tyle usłyszałam w szkole – relacjonuje mama Mai.

"Świetna sytuacja"

- Bałam się o nią - mówi Magda. - Z jednej strony śpiewała w zespole. Wszyscy bili jej brawo na stojąco, a za chwilę szła do szkoły i słyszała, że jest beznadziejna, głupia, gruba. Dziś myślę, że Maja i tak była w świetnej sytuacji, bo gdyby słyszała tylko to, co w szkole, to mogłoby się to źle skończyć. Mai bardzo obniżyła się samoocena, a to jest najtrudniejsze do wypracowania.

- Płacz, histeria, dywanik u dyrektorki, choroba, piętno psychiczne - Maja wymienia na jednym wydechu wszystko, z czym kojarzy jej się szkoła i konsekwencje tego, co się w niej działo. Twierdzi, że poradziła sobie z hejtem, bo wyrzuca z siebie emocje. Mówi głośno o tym, co czuje, nie wstydzi się prosić o pomoc.

Wrzesień. Pierwszy dzień w nowej szkole.

Maja otwiera drzwi wymarzonego liceum. Nowe mury, nowe sale, nowi ludzie. Powietrze jakby świeższe. Całą ósmą klasę ciężko na to pracowała. Dobre stopnie, dobrze zdany egzamin i mogła sama decydować, co dalej. Świadomie wybrała szkołę byle dalej od starych "kolegów" i "koleżanek".

Rozgląda się po korytarzu, wchodzi do klasy. Nie ma nikogo z podstawówki. Można zacząć od nowa. Już nie jest "sześćdziesioną". Jest Mają Tywonek.

Michał Janczura, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
11-latek zaatakowany w Ostrowi Mazowieckiej. Matka zgłosiła się na policję
11-latek zaatakowany w Ostrowi Mazowieckiej. Matka zgłosiła się na policję
Tragiczna śmierć 15-latka. Co się stało w Bydgoszczy?
Tragiczna śmierć 15-latka. Co się stało w Bydgoszczy?
Jacek Bartosiak odzyskał tytuł doktora
Jacek Bartosiak odzyskał tytuł doktora
Nawrocki spotkał się z Mentzenem. Szef kancelarii zabrał głos
Nawrocki spotkał się z Mentzenem. Szef kancelarii zabrał głos
Estonia. Rząd chce wybudować "obwodnicę Rosji"
Estonia. Rząd chce wybudować "obwodnicę Rosji"
Były szef RARS chciał zeznawać z Londynu. Prokuratura odmówiła
Były szef RARS chciał zeznawać z Londynu. Prokuratura odmówiła
Fatalna pomyłka. W Portugalii wojskowy okręt omyłkowo ostrzelał statek
Fatalna pomyłka. W Portugalii wojskowy okręt omyłkowo ostrzelał statek
Lexus wrócił przed dom premiera. Auta pilnuje SOP
Lexus wrócił przed dom premiera. Auta pilnuje SOP
Poranek Wirtualnej Polski. Pasmo publicystyczne
Poranek Wirtualnej Polski. Pasmo publicystyczne
Spięcie w programie. Nie był w stanie zapamiętać nazwiska dziennikarza
Spięcie w programie. Nie był w stanie zapamiętać nazwiska dziennikarza
Rekordowy budżet Kancelarii Prezydenta. Majątek na podróże Nawrockiego
Rekordowy budżet Kancelarii Prezydenta. Majątek na podróże Nawrockiego
Nadchodzi babie lato? W te dni ma być słonecznie i ciepło
Nadchodzi babie lato? W te dni ma być słonecznie i ciepło
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Wiadomości