"To była zbrodnia, nie wypadek. Wynikała z żądzy zysku"
Po sobotniej tragedii na Love Parade w Duisburgu niemieckie media zarzucają organizatorom imprezy rażące zaniedbania dotyczące bezpieczeństwa jej uczestników. Znany w Niemczech organizator koncertów Marek Lieberberg ocenił, że tragedia jest wynikiem żądzy zysku i nieudolności. - To nie tragiczny wypadek, lecz zbrodnia - powiedział w rozmowie z dziennikiem "Sueddeutsche Zeitung".
26.07.2010 | aktual.: 26.07.2010 11:30
W wyniku masowej paniki, jaka wybuchła w tłumie ludzi zgromadzonych w tunelu prowadzącym na teren Love Parade, zginęło w sobotę 19 osób, a 342 zostały ranne.
Według internetowego portalu tygodnika "Der Spiegel" wewnętrzny dokument administracji miejskiej Duisburga wskazuje słabe punkty koncepcji dotyczącej bezpieczeństwa podczas imprezy. Jak pisze "Spiegel Online", pozwolenie na organizację Love Parade przewiduje, że na terenie starego dworca towarowego, gdzie odbyła się impreza, może przebywać jednocześnie maksymalnie 250 tysięcy osób.
Tymczasem - według niepotwierdzonych przez władze informacji - liczbę uczestników sobotniego festiwalu muzyki elektronicznej szacowano na 1,4 mln osób. Już poprzednie Parady Miłości gromadziły ponad milion ludzi, z czym musieli liczyć się również organizatorzy tegorocznej imprezy.
Według portalu "Spiegel Online" urząd nadzoru budowlanego w Duisburgu zwolnił organizatora parady, berlińską firmę Lopavent z wymogu zapewnienia przepisowo szerokich dróg ucieczki oraz przedstawienia planów ewakuacyjnych.
Według informacji "Spiegla" w jednym z komisariatów policji w komputerach wykasowano wszystkie dokumenty dotyczące Love Parade, czyli rozkazy, meldunki o sytuacji, mapy oraz e-maile.
Zdaniem przewodniczącego Niemieckiego Związku Zawodowego Policjantów Rainera Wendta, jest prawdopodobne, że miasto Duisburg oraz organizator imprezy chcieli ograniczyć koszty imprezy, obcinając wydatki związane z jej zabezpieczeniem. - Wskazuje na to na przykład to, że miejsce imprezy nie było pod obserwacją kamer wideo, co umożliwiłoby szybką reakcję - powiedział Wendt w niedzielę w wieczornym wydaniu dziennika telewizji ARD.
- Oto owoce przerostu ambicji lokalnej polityki, żądzy zysku organizatora i całkowitej amatorszczyzny - dodał Lieberberg.
W komentarzu "Sueddeutsche Zeitung" pisze, że nie będzie łatwo wyjaśnić, kto ponosi winę za tragedię. "Trzeba będzie pociągnąć do odpowiedzialności organizatorów za partactwo, czuwających nad bezpieczeństwem za błędne działanie, a władze za złe decyzje. W masach ludzkich podczas takiej tragedii są jednak tylko ofiary, w tłumie znajduje się wiele niewinnych jednostek, które należy chronić" napisała "Sueddeutsche Zeitung".
Także "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ocenia, że podczas przygotowań do Love Parade "lekkomyślnie narażono ludzkie życie".
"Czegóż można oczekiwać od żądnych przeżyć młodych ludzi, którzy przychodzą na tak wielką imprezę? Że będą grzeczni? Że nie podejmą wszelkich prób, by dostać się na teren imprezy? Że nigdy nie przewrócą płotu, by szybko znaleźć się z przodu?" - pisze "FAZ".
"Katastrofa jest skandalem także dlatego, bo wszyscy byli ostrzegani - miasto, policja, organizator i eksperci" - dodaje komentator gazety.
Z kolei były szef policji w Bochum w Zagłębiu Ruhry Thomas Werner zapowiedział w rozmowie z dziennikiem "Bild", że złoży zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez burmistrza Duisburga Adolfa Sauerlanda oraz czołowych urzędników i organizatora Love Parade. Ocenił, że masowa impreza w Duisburgu była nie do zrealizowania. W 2009 r. Bochum odwołało zaplanowaną w tym mieście Love Parade, gdyż nie znaleziono odpowiedniego miejsca.