Tkwili w pociągu Kraków-Warszawa jak zakładnicy
Tegoroczną zimę i sobotnią podróż z Krakowa do Warszawy pasażerowie pociągu InterCity zapamiętają na zawsze. Pociąg utknął w polach za Kozłowem. Pasażerowie, jak zakładnicy, siedzieli w wagonach przez siedem godzin. Przeżyli dramat, kiedy wagony wyziębiły się, a obsługa składu pozamykała toalety.
11.01.2010 | aktual.: 12.01.2010 10:15
W okolicy Kozłowa utknęło wiele składów jadących do Warszawy czy Katowic. Wczoraj nie było lepiej. Pociągi Kraków- Warszawa zostały odwołane. - To przez brak zasilania na Centralnej Magistrali Kolejowej - mówi Krzysztof Łańcucki, rzecznik linii kolejowych. W sobotę ludzie mieli duży kłopot.
Godzina. 8.00, drugi peron krakowskiego dworca PKP. Zbierają się setki ludzi, by jechać do Warszawy. Mają umówione spotkania, szkolenia, inni jadą na uczelnię. Liczą, że w stolicy będą przed południem.
Godzina 8.14. Podjeżdża InterCity. Nic nie wskazuje na to, że ktoś nie dojedzie do Warszawy na czas. - Gdy kupowałem bilet nikt nie zająknął się, że są problemy - mówi student Piotr Rogula.
Godz. 9.15. Pociąg mija stację Kozłów. Zwalnia bieg. Kilka kilometrów dalej zatrzymuje się. Pasażerowie zaglądają do okien. Dookoła pola. Leży gruba warstwa śniegu, pada deszcz.
Godz. 9.20. Zaskoczeni sytuacją pasażerowie czekają. - Jechaliśmy raptem godzinę i stoimy - dziwi się Marian Strączek z Suchej Beskidzkiej. Mężczyzna wybrał się do Warszawy w interesach. Mijają kolejne godziny, a InterCity stoi. Ludzie się niecierpliwią. - Kierownictwo pociągu gdzieś się zaszyło - denerwuje się mężczyzna.
Godzina 10.12. Andrzej Rak, zastępca dyr. Zakładu Linii Kolejowych w Kielcach tłumaczy, że na liniach pod napięciem 3 tys. wolt jest 4-cm warstwa lodu. - Deszcz pada i zaraz zamarza, trakcje się przepalają, pociągi elektryczne nie mogą jechać. Czyścimy linie, ale nie nadążamy. Do tego na tory spadło drzewo - mówi Rak. Służby kolei w trudnych warunkach usuwają kolejne awarie.
Godz. 13. Podróżni wykrzykują, chodzą po wagonach, szukają obsługi. - Nikt się nami nie interesował - mówi Elżbieta Sadowska -Frączek z Przemyśla, która jechała na szkolenie. Jej koleżanka Małgorzata Fiołek z rozpaczą mówi: Zostaliśmy uwięzieni w pociągu. Nie wiemy gdzie jesteśmy, kiedy wrócimy. Na dodatek pozamykali toalety. Absurd - gestykuluje kobieta.
Godz. 14.30. InterCity zostaje ściągnięty przez lokomotywę spalinową na stację w Kozłowie. Kierownik pociągu zapowiada, odjazd do Warszawy. - O tej porze już nic nie załatwimy, powinniśmy już wracać - mówi Marian Strączek. Połowa pasażerów chce jechać do Krakowa. Wysiadają z feralnego pojazdu.
Godz. 15.15 InterCity z częścią podróżnych rusza do Warszawy.
Godz. 15.50. W Kozłowie jest podstawiony drugi skład, który pozostałych pasażerów odwozi do Krakowa.
Polecamy w wydaniu internetowym: Sprawa Pyjasa: korespondencyjny świadek z USA