Timothy G. Ash: amerykańskie wybory to początek końca i koniec początku
Brytyjski historyk i publicysta Timothy Garton Ash wyraża na łamach "Guardiana" pogląd, że wtorkowe wybory do amerykańskiego Kongresu to jednocześnie początek końca i koniec początku.
09.11.2006 | aktual.: 09.11.2006 11:57
"Objęcie przez Demokratów kontroli nad Izbą Reprezentantów i brak wyraźnego zwycięzcy w Senacie oznacza początek końca administracji Busha i jego jednostronnego, antagonizującego stylu uprawiania polityki zagranicznej - uosabia go odejście Donalda Rumsfelda z Pentagonu" - pisze Ash w dzienniku "Guardian".
"Co jeszcze istotniejsze, (wynik wyborów) oznacza koniec początku długiej walki, dla której nie mamy jeszcze przyjętej nazwy. Od tej pory (...) amerykańska polityka zagraniczna będzie musiała być bardziej bipolarna w kraju i bardziej wielostronna za granicą" - podkreśla Ash.
Jego zdaniem to, że Bush i wiceprezydent Dick Cheney pozostają w Białym Domu, ogranicza jednak zakres zmian retoryki i polityki USA. "Nadal możliwy jest wyprzedzający atak bombowy na domniemane obiekty jądrowe w Iranie. Co więcej, Demokraci u władzy mogą skłaniać się ku politycznemu izolacjonizmowi, a w szczególności ku protekcjonizmowi gospodarczemu" - podkreśla Ash.
Uważa jednak, że chociaż Stany Zjednoczone mogą pozostać "dwoma narodami" w takich kwestiach jak aborcja czy małżeństwa homoseksualne, w polityce zagranicznej nadszedł czas kompromisu.
Ash zwraca uwagę, że w ciągu dwóch lat, jakie pozostały do zakończenia kadencji Busha, zmienią się przywódcy innych ważnych demokracji światowych, takich jak Wielka Brytania i Francja, będzie więc konieczne osiągnięcie z nimi porozumienia. "Stany Zjednoczone powinny zmienić nie tylko własną strategię, ale także sposób jej realizacji" - uważa Timothy Garton Ash.