Test przeciekł
W Czarnkowie wszyscy mówią, że "przeciek" nastąpił w drukarni. Dyrektor szkoły, który przeprowadził szkolne śledztwo, twierdzi, że jego wyników nie jest pewien – wszak uczniowie potrafią różne rzeczy mówić.
04.01.2006 | aktual.: 04.01.2006 08:34
Ledwie dwa tygodnie po próbnych egzaminach gimnazjalnych (odbyły się 13 i 14 grudnia), w Gimnazjum w Czarnkowie wybuchła afera. Pojawiły się pogłoski, że uczniowie mieli testy już przed egzaminem. Dyrektor Grzegorz Staniszewski przeprowadził szkolne śledztwo, a następnie zgłosił sprawę policji. Mówi tylko: – Niepokojące jest to, że testy wypłynęły. Przy testach próbnych nie ma szczególnego problemu, ale gdyby pojawił się przeciek przy prawdziwych testach, to kłopoty byłyby większe. Trzeba byłoby egzaminy poprawić, a to oznacza, że uczniowie mogliby nie dostać się do wybranych przez siebie szkół ponadgimnazjalnych. Chciałem też pokazać uczniom, że nieuczciwość nie popłaca, że sprawa prędzej czy później ujrzy światło dzienne.
Testy na płytach
Dotychczas wszystkie testy – zarówno próbne i te właściwe – do gimnazjów docierały bezpośrednio z Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Poznaniu. W czarnkowskiej szkole nikt nawet nie wiedział, gdzie były drukowane. Tym razem OKE rozesłała do szkół płyty z testami. Gimnazja same miały je wydrukować. Radziły sobie różnie. Jak zrobiono w Czarnkowie? Tego dyrektor Staniszewski nie chce powiedzieć. Zapewnia jedynie, że "przecieku" nie było w szkole. A policja prowadząc dochodzenie podejrzenia kieruje na jednego z pracowników czarnkowskiej drukarni. Ta nie przyznaje się do winy. Ba, zapewnia, że nie miała nawet... zlecenia na tego typu pracę. Dyrektor Staniszewski mówi, że nie jest pewny wyników swojego śledztwa.
Znikoma szkodliwość?
Z informacji policji wynika, że testy otrzymał jeden z uczniów młodszych klas od swojego ojca. Być może rodzicowi chodziło o to, aby dziecko "podciągnęło się". Gimnazjalista podzielił się testami ze starszymi kolegami, a tym dalszym sprzedał je za 4 złote. Uczniom nic nie grozi za tę "pomysłowość". A ci mówią jedynie, że słyszeli o sprawie... – Wyniki z tych testów nie powinny być brane pod uwagę w ocenie semestralnej. Próbne egzaminy mają umożliwić uczniom przećwiczenie samego egzaminu. Oczywiście uważamy, że dyrektor miał rację kierując sprawę do policji, bo nieuczciwości nie należy tolerować – mówi Maria Horodok, zastępca dyrektora pilskiej delegatury Kuratorium Oświaty.
Sfałszowane testy
W 2004 roku odkryto fałszerstwo testów egzaminacyjnych uczniów z Publicznego Gimnazjum w Konojadzie (pow. grodziski). Ktoś poprawiał je zanim trafiły do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Ingerencja drugiej osoby w pracę uczniów wykryto podczas sprawdzania testu matematyczno-przyrodniczego. Poprawki były tak widoczne, że nie sposób ich było nie zauważyć. Mimo tego, że był to ten sam kolor długopisu – czarny, to różniły się charaktery pisma. Prokuratura w Grodzisku po kilkumiesięcznym śledztwie i ekspertyzie biegłego badającego charakter pisma, stwierdziła, że fałszerstwa dokonała... pracownica szkolnej stołówki.
Bożena Wolska