Terroryści wygrywają bitwę o Europę. Każdy incydent wywołuje panikę
Terroryści są górą w bitwie o Londyn! A może nie tylko o stolicę Wielkiej Brytanii, czego dowodem jest wybuch paniki w Turynie? Nie jest przy tym istotne, czy „incydenty” są zamachami, ani ile jest ofiar. Informacje, plotki, pogłoski rozchodzą się z prędkością światła i sieją strach.
Najpierw van wpada na chodnik i taranuje grupę ludzi spacerujących po moście London Bridge. Chwilę później pojawia się doniesienie o nożowniku grasującym w rejonie Borough Market z okrzykiem "To dla Allaha" na ustach. Policja natychmiast reaguje na "bardzo poważny incydent", a o wszystkim informowana jest premier May. To jednak nie koniec i pojawia się kolejne zawiadomienie o zdarzeniach z Vauxhall. Dopiero po jakimś czasie policja informuje, że ten ostatni incydent nie miał nic wspólnego z wcześniejszym atakiem terrorystycznym.
W szczęśliwszych czasach nikt poza policjantami nie zwróciłby zapewne uwagi. Ot, wypadek drogowy i burda z nożem… pewnie pijani byli… Czasy się jednak zmieniły i teraz każdy może na bieżąco śledzić rozwój dramatu w Londynie i zacząć komentować zanim jeszcze policja powie, co się stało.
Bronią terrorystów jest morderstwo na oczach świata
To źródło sukcesu i motywacji zamachowców. Terror ma cele polityczne. Zamachowcy chcą przede wszystkim ukarać Zachód za wojnę z Państwem Islamskim i zmusić do zaprzestania walki. Dobrze nagłośnione morderstwo jest ich bronią. Wiadomo, że zamachowcy są niewielką grupą, która nie jest w stanie wygrać wojny konwencjonalnej. Dlatego uderzają tam, gdzie boli najbardziej. Giną zwykli, zupełnie przypadkowi ludzie. Chodzi o to, aby każdy z nas mógł postawić się w roli ofiary.
Im większy przy tym rozgłos, tym lepiej. Liczba rzeczywistych ofiar jest stosunkowo niewielka, choć każda strata jest tragiczna, to ludzi dotkniętych przez zamach liczy się już w milionach, dziesiątkach milionów. W ten sposób kilku fanatyków kierowanych albo tylko inspirowanych przez twórców morderczej ideologii, jest w stanie wpływać na to, co myślą całe narody i oddziaływać na politykę krajów. To jest czyste szaleństwo.
W ten sposób terroryści wykorzystują media. Tradycyjne i nowoczesne media prześcigają się nie tyle w poszukiwaniu informacji, co w walce o odbiorcę. Kolorowe paski i tytuły, które z góry zakładają wariant najgorszy. Jeżeli jedna stacja opóźni, albo stonuje relacje, to druga to wykorzysta. Jeśli jedno medium będzie odpowiedzialne, to ktoś inny na tym zarobi.
Nikt nie wpadł jeszcze chyba na pomysł, jak temu zaradzić, a w tym tkwi klucz do sukcesu terrorystów, którzy skutecznie paraliżują nasze życie. Najjaskrawszym tego przykładem było wydarzenie w Turynie kilka godzin przed zamachem w Londynie. Głośny huk petardy albo zawalenie się części metalowej konstrukcji podczas imprezy fanów Juventusu wywołał panikę. Setki ludzi rzuciło się do ucieczki tratując się nawzajem.
Politycy ulegają pokusie wykorzystania każdej okazji
Czy można jednak wymagać odpowiedzialności od mediów, jeżeli nawet przywódcy starają się wykorzystywać każdą, nadarzającą się okazję do własnych celów? Jako jeden z pierwszych polityków głos zabrał prezydent USA Donald Trump, który w ciągu godziny wpisał wydarzenia w Londynie we własny kontekst polityczny. "Musimy być mądrzy, czujni i twardzi –napisał na Twitterze. - Sądy, muszą zwrócić nam nasze prawa. Potrzebujemy zakazu podróżowania jako dodatkowego poziomu zabezpieczenia". To dość okropne, gdy zwłoki jeszcze nie zostały policzone, a tragedia jest już wykorzystana na potrzeby własnej batalii politycznej.
Po kilku minutach Donald Trump chyba się jednak zreflektował i napisał „Stany Zjednoczone udzielą wszelkie pomocy Londynowi i Wielkiej Brytanii. JESTEŚMY Z WAMI. NIECH BÓG WAS BŁOGOSŁAWI”. Dokładnie tak. Ten drugi wpis na Twitterze zawiera to, co w tej chwili wszyscy muszą i powinni zrobić, czyli przesłać słowa otuchy i zapowiedź wsparcia.
Tylko fachowcy, nie politycy mogą wygrać tę wojnę
Tę rundę wojny terroryści wygrywają i nie poddadzą się. To jest moment, w którym świat Zachodu po prostu musi odłożyć partykularne rozgrywki i połączyć siły w walce ze zbrodniczą ideologią. Nie chodzi przy tym o wojnę z religią jako taką. Tym muszą zająć się sami wyznawcy islamu. Nikt za nich tego nie zrobi i dopóki sami w sposób oczywisty, jasny i jednoznaczny nie odżegnają się od fanatyków i nie zaczną swoim wiernym mówić, że tak radykalna interpretacja islamu po prostu jest zła, tak długo islam będzie zakładnikiem najbardziej radykalnych wyznawców.
Z kolei Zachód musi użyć wszelkich możliwych środków wywiadowczych i policyjnych, ale także wojskowych i edukacyjnych, aby ścigać, izolować i, w razie potrzeby, eliminować ekstremistów. Do tego jednak potrzebny jest głos rozsądku. Głos fachowców zajmujących się walką z terrorem. Niestety na razie to co oni mają do powiedzenia jest zagłuszane przez polityczną „bieżączkę” i hałas medialny.