Terroryści wygrali i oddają broń. To był jeden z najdłuższych konfliktów w Europie
Członkowie baskijskiej organizacji ETA składają broń. Wiele wskazuje na to, że zwyciężyli. W ten sposób dobiega końca jedna z najdłuższych i najkrwawszych kampanii terroru w Europie.
Przedstawiciele francuskich władz zostali poinformowani o miejscach przy granicy z Hiszpanią, w których baskijscy terroryści złożyli broń, amunicję i materiały wybuchowe. ETA ogłosiła zawieszenie broni już sześć lat temu, ale dopiero teraz można mówić o realnym zakończeniu trwającego ponad 40 lat konfliktu, który kosztował życie ponad 800 ludzi.
- To jest trochę przedstawienie i ja osobiście nie do końca wierzę ETA – mówi Wirtualnej Polsce Ignazio Temino Martinez, dziennikarz hiszpańskiej agencji EFE. – W oświadczeniu ETA czytamy, że teraz broń ma "społeczeństwo", ale co to dokładnie znaczy? Brakuje nie tylko rozliczenia się z broni, której użyto do mordowania ludzi, ale także słowa "przepraszam".
Zdaniem Martineza Hiszpanie są zmęczeni dekadami konfliktu i w imię pokoju godzą się zapomnieć o ofiarach. – W tej chwili deklarację ETA popiera nie tylko społeczeństwo i rząd, ale nawet socjaliści z partii PSOE, którzy nie pamiętają o dziesiątkach zamordowanych polityków swojego ugrupowania - dodaje.
- ETA nigdy nikogo nie przeprosiła i nie przeprosi, bo konflikt traktuje jako wojnę – w rozmowie z WP podkreśla Zuzanna Dąbrowska, dziennikarka, która wielokrotnie odwiedzała Kraj Basków. – Oni uważali, że zostali podbici, byli mordowani a teraz są rabowani przez Hiszpanów. Doszli do wniosku, że zabijanie ludzi nie ma dłużej sensu, ale to nie znaczy, że będą prosić o wybaczenie.
Rząd w Bilbao, stolicy Kraju Basków, uważa, że ETA powinna zostać rozwiązana żeby uniknąć wewnętrznych sporów i powolnego rozpadu organizacji. Zdaniem baskijskich polityków takie posunięcie ułatwi też odbywanie kar blisko 400 więźniom, którzy mogliby liczyć na przeniesienie do zakładów karnych położonych bliżej domów.
Terroryzm psychologiczny i izolacja Hiszpanów w Kraju Basków
Hiszpanie skarżą się na "terroryzm psychologiczny" w Kraju Basków. Na prowincji zdarza się, że sklepikarze nie chcą sprzedawać towarów członkom rodzin żołnierzy i policjantów, a ich dzieci nie są zapraszane do domów kolegów. Ludzie kojarzeni z rządem w Madrycie są izolowani.
- W kawiarni zauważyłam kartę "tutaj mówimy po hiszpańsku". Myślałam, że to żart, a barman śmiertelnie poważnie potwierdził, że pracownicy kawiarni znają też język hiszpański – opowiada Dąbrowska. – Wyobraź sobie fiestę, marsz w baskijskim miasteczku. Idą dzieci, ludzie w odświętnych lub historycznych ubraniach. W pewnej chwili przechodzi grupa zakapturzonych ludzi w białych strojach. Nikt nie zadaje pytań. Wszyscy wiedzą, że to ludzie którzy się ukrywają. ETA.
Pod pewnymi względami kampania terroru przyniosła separatystom zwycięstwo. Mają autonomię graniczącą z niepodległością. Hiszpańska policja nie zapuszcza się do miasteczek i wsi. Posterunki stoją na obrzeżach, w porządku strzegą sami Baskowie.
Co więcej, ludzie związani z separatystami piastują wysokie stanowiska we władzach Kraju Basków. Mają dostęp do pieniędzy i wpływ na politykę regionu o bardzo daleko posuniętej autonomii. Teraz przede wszystkim walczą o to, by jak najmniej pieniędzy z podatków trafiało do Madrytu.
Trudno pogodzić się z twierdzeniem, że terroryzm mógł okazać się skutecznym narzędziem walki o prawa mniejszości. Nie mniej pociesza myśl, że nawet ludzie, którzy takie metody stosowali doszli do wniosku, że mordowanie ludzi nie ma sensu i poszukują metod pokojowych.