Termometr w zupie
Więzienne kuchnie będą się zaopatrywać w termosy na zupę, a przedszkolne stołówki w termometry do mierzenia pierogów. Każdy kucharz, zgodnie z unijnymi przepisami, będzie mierzył ciepłotę wydawanych potraw.
21.12.2004 | aktual.: 21.12.2004 09:26
Tam, gdzie się gotuje jadło, będą specjalne termometry do mierzenia wnętrza kotletów, a inne do pomiarów krupniku. - Na razie informujemy wszystkich, dając czas na przygotowanie się do kontroli - zapowiada Andrzej Wieland, kierownik Działu Higieny Żywności Żywienia i Przedmiotów Użytku w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu.
Termometr w bułce
Pierwsza zapowiedź przepisów zmuszających do przestrzegania unijnych norm ciepłoty potraw dotarła do kuchni więziennych. Tam kucharze już nie będą mogli rozwozić zupy narażonej na ostyg- nięcie. W tym celu niezbędne mogą się okazać zakupy termosów trzymających ciepło, z których bez obawy będzie się rozlewać zawartość na talerze. Takie pojemniki nie są tanie, więc nie wiadomo, jak z tego obowiązku wybrnie polskie, biedne więziennictwo. Obowiązek podawania potraw mających wymaganą temperaturę - około 70 st. C - spada na wszystkich, bez względu na to, czy sprzedają zapiekanki w ulicznym kiosku, karmią przedszkolaków, uczniów, czy żywią pracowników firmy w stołówce. W wojewódzkim Sanepidzie nie widzą nic szczególnego w tym, że sprzedawca będzie dźgał bułkę nadzianą pieczarkami, aby sprawdzić w niej ciepłotę wnętrza: - Na rynku są termometry nakłuciowe, ale mierzenie temperatury może być też w systemie komputerowym - słyszymy od tych, którzy już się przygotowują do egzekwowania przepisów. W całym województwie
jest ok. 30 tys. obiektów, które będą musiały poddać się kontroli na badanie ciepłoty mięsa, naleśników i barszczyku. Taką liczbę adresów nie uda się skontrolować nawet w ciągu kilku najbliższych miesięcy. - Dotrzemy jednak do każdego, bo kontrole zostały ujęte w planach - zapowiadają inspektorzy, którzy przypominają, że mierzenie temperatury potraw nie jest obce kucharzom. Teraz będą to robić częściej, aby mieć pewność, że bakterie chorobotwórcze nie przedostaną się do żołądków konsumentów.
Wołanie o rozsądek
- Zachowujemy się jak typowi neofici, przejmując się nawet tymi przepisami, których na Zachodzie nie wprowadzono - twierdzi jeden z poznańskich restauratorów, który już teraz robi pomiary całego systemy chłodniczego. Przybędzie mu więc nowych obowiązków. O czekającym wydatku na termometry myśli już Iwona Gorońska, prezes Społem Gastronomicznej Spółdzielni Spożywców w Poznaniu. - Jestem na etapie szukania producentów takich termometrów i ze wstępnych obliczeń wynika, że będę ich potrzebowała co najmniej kilkadziesiąt - mówi szefowa między innymi 11 barów mlecznych, w których będzie się mierzyć ciepłotę pierogów ruskich i leniwych. Cena jednego termometru to wydatek rzędu 100-200 zł. Właściciel sieci ten zakup powetuje sobie w ogólnych kosztach. Dla szkolnej stołówki i właściciela skromnego kiosku nie będzie to już wydatek bez znaczenia, więc im unijne przepisy będą się kojarzyć wyłącznie z większą biurokracją.
Danuta Pawlicka