ŚwiatTen człowiek uratował świat

Ten człowiek uratował świat

Dokładnie 25 lat temu losy świata na moment znalazły się w rękach jednego człowieka - gdyby nie stalowe nerwy i zimna kalkulacja Stanisława Pietrowa, który odebrał sygnał o rzekomym amerykańskim ataku rakietowym na ZSRR, światu groziłaby wojna jądrowa. Dziś bohater tamtych wydarzeń jest 69-letnim emerytem, który mieszka pod Moskwą - pisze "Dziennik".

26.09.2008 | aktual.: 26.09.2008 09:52

Początek jesieni 1983 roku to jeden z najtrudniejszych okresów zimnej wojny. Sytuacja gęstniała od kilku lat - w 1979 roku ZSRR wkroczył do Afganistanu, rok później Zachód zbojkotował olimpiadę w Moskwie. Na początku września Rosjanie omyłkowo zestrzelili cywilny samolot koreańskich linii lotniczych - zginęło 269 osób.

Dziennik: Co się właściwie wydarzyło?

Stanisław Pietrow: To był dzień jak co dzień. A raczej noc. Pełniłem dyżur i nagle pojawiła się pierwsza informacja o startującej z amerykańskiej bazy rakiecie. Potem o kolejnej. Było ich wprawdzie tylko pięć, ale ogólny komunikat był jednoznaczny - atak rakietowy na ZSRR. Wszystko działało sprawnie. Wiarygodność: najwyższa. Musiałem szybko podjąć decyzję: albo przekazać wyżej informację o ataku i tym samym rozpocząć procedurę odpowiedzi na niego, albo ostudzić emocje. Powiedzieć - wbrew komputerowi - że to pomyłka. Na własną odpowiedzialność. Po krótkim namyśle tak zrobiłem.

Nie miał pan wątpliwości?

- Oczywiście, serce podeszło mi do gardła. Nie miałem stuprocentowej pewności - szanse były pół na pół. Ale strasznie się bałem, że jeśli się pomylę, mogę sprowokować wojnę atomową. Świat był na skraju wojny. Uczucie, że zostałem w to wplątany, było koszmarne.

Jak działał ten system?

- Idea była prosta. Satelity kontrolujące terytorium przeciwnego państwa pozwalały wykryć start rakiety, gdy tylko wydostała się ona z podziemnego silosu. Amerykanie mieli wówczas rakiety trzystopniowe, satelita miał dokładnie 180 sekund na ich wykrycie. Gdy to następowało, do centrali wysyłany był sygnał. I właśnie my go otrzymaliśmy.

Jak doszło do tej pomyłki?

- Wystąpiły szczególne warunki zależne m.in. od rozmieszczenia satelity na orbicie i położenia Ziemi wobec Słońca. System nie przewidział takiego wariantu, powstało wrażenie, że lecą na nas rakiety.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)